1/23/2014

Hafer- Al – Batin czyli szlakiem nomadów

Wypadła mi kolejna „wizyta duszpasterska” w tym jakże odległym grodzie i po drodze znowu dzięki niezrównanemu oznakowaniu dróg pobłądziliśmy, ale za to trafiliśmy na dość specyficzną stację benzynową.
Z charakteru przypominała raczej stary, dobry karawan - seraj.
Owszem, benzyna też była, ale ważniejszy był dla mnie przewoźny sklep z dywanami, poduszkami, siedziskami itp.
Przed wielkimi truckami siedzieli sobie panowie, mieli czajnik wielkości lampy Aladyna dla dżinna z solidną nadwagą czyli dżinna XXL  :)
Konsumowali sobie śniadanko, skromne, ale dość obfite.
Tutejsze placki, warzywa, humus i inne lokalne smakołyki.
Zapytani o drogę od razu zaoferowali wspólny posiłek, bo przecież nie wypada nie podzielić się z innym wędrowcem jadłem i napojem.
Z trudem się wymówiliśmy, bo nas było trzech a jedzenia nie było aż tyle, żeby nakarmić nas i kolejnych przybywających wędrowców.
Dokupiliśmy wodę w sklepiku i jako „udział” dla następnych przekazaliśmy ekipie śniadaniowej.
Po w wypaleniu wspólnie papierosów grzecznie się pożegnaliśmy i udaliśmy się w stronę zachodzącego słońca ?
Nie,nie ! To rano było i do tego nie ta bajka  -  czyli.....  udaliśmy się w kierunku miejsca przeznaczenia  :)
źródło

14 komentarzy:

  1. I to mi się właśnie w krajach arabskich i azjatyckich podoba - gościnność, której trudno uświadczyć w Europie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było i u nas i to wcale nie tak dawno. Ale czasy się zmieniły i już ludzie się mniej życzliwi zrobili. Wydaje mi się, że to w jakimś stopniu zależy od zamożności - ludzie biedni chętniej się dzielą. I jest to dowód na to, że w Polsce się żyje lepiej, niż w PRL.

      Usuń
  2. Tylko,że ta gościnność oznacza, ze Ty też musisz tam wszystkich gości ugościć niezależnie od pory dnia czy nocy kiedy tylko zapukają do drzwi. To potrafi być upierdliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga - Pamiętam takie czasy, kiedy i u nas w domu było podobnie

      Usuń
  3. wow to prawie jak bajka o Lucku Lucku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucky Luck - to była postać :)

      Usuń
    2. I o tejże postaci była bajka , a Ty mi się z nią właśnie skojarzyłeś:)

      Usuń
  4. A skąd się wzięła ta tradycja, że wędrowca trzeba nakarmić ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, ale poczytaj Święte Księgi - tam znajdziesz, że tak trzeba.

      Usuń
  5. Ciekawe po ile sprzedawali te dywany i poduszki - taniej czy drożej niż w marketach ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie zależało od klienta - zobacz perypetie Bogdana w Rijadzie :)
      Ja bym pewnie musiał zapłacić jak za latający z atestem :D

      Usuń
    2. W krajach arabskich (i nie tylko) cena nie jest odzwierciedleniem wartosci towaru a umiejetnosci negocjacyjnych sprzedajacego i kupujacego. Kiedy w "arabowie" widza bialego wspolczynnik ceny wyjsciowej jest znacznie wyzszy, dlatego trzeba bardziej negocjowac aby cene z kosmosu doprowadzic do poziomu akceptowalnego. Najlepszym objawem, ze sie do tego zblizamy bedzie, kiedy sprzedajacy zaczyna "wyrywac sobie wlosy", "rozdzierac szaty" i plakac , ze musi do tego interesu dokladac. Lata praktyki, he he he!

      Usuń
    3. Mówisz do artysty :) Jak się w Jordanii targowałem to Ola uciekła, bo się mnie wstydziła :)
      Ale bransoletkę ze srebra kupiłem taniej, niz srebro z którego była zrobiona :) Za resztę zapłacili Amerykanie :) Pan miał radochę, ja też. Ale tutaj po niektóre zakupy jeżdzę z lepszymi ode mnie, bo znajomość arabskiego bywa przydatna :D

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych