Po nieudanym eksperymencie omańskim jestem na etapie
poszukiwania nowego miejsca, w którym mógłbym się zawodowo realizować.
Niestety, obecnie rynek bliskowschodni nie wygląda różowo, więc chcąc nie chcąc zacząłem się rozglądać za pracą w Ojczyźnie.
Szukanie pracy to jest naprawdę praca na pełny etat i to
czasami z nadgodzinami, bo niektóre portale aktualizowane są o godzinie….. pierwszej w nocy :-)
Ekspertem od wyszukiwania jakiś, mających ręce i nogi, ofert
jest Ola i to na Niej spoczywa ten dość uciążliwy obowiązek przeglądania
tego, co świat ma mi do zaoferowania :-)
Na polskich portalach ogłoszeniowych znalazłem 4 oferty,
które wyglądały na sensowne i potencjalnie perspektywiczne.
Odpowiedź otrzymałem z 3 z nich. I oczywiście pytanie „a
kiedy może Pan przyjechać na rozmowę kwalifikacyjną?”
To grzecznie pytam czy zwracają koszty takiej podróży, bo
miejsca dość odległe od domu.
No - nie zwracają.
OK, to może takie
wstępne rozmowy moglibyśmy odbyć przez telefon lub jakiś komunikator?
Po chwili zastanowienia i deliberacji okazuje się to jednak
możliwe.
To świetnie, czekam o wyznaczonej godzinie na telefony.
Pierwsza rozmowa miała się odbyć wczoraj o godzinie 10 rano.
Czekam, czekam… i czekam aż do tej pory :-D
Druga odbyła się o czasie. Pytania były z gatunku mocno
standardowych, ale nawet taka standardowa rozmowa pochłania od pół
godziny do godziny. Acha, zapomniałem dodać, że swoje oczekiwania finansowe
przedstawiłem w formularzach zgłoszeniowych.
Rozmawiamy sobie miło o zadaniach, wielkości zespołu (zespół
aż jednoosobowy, a zadań dla wzmocnionego plutonu :-D) no i na koniec rozmowy
dochodzimy do meritum czyli finansów.
I co się okazuje ? Ano oferta jest o 25% niższa od podanego
przeze mnie minimum.
To po ciężką cholerę gość traci czas – swój i mój na gadkę,
która nie doprowadzi do pomyślnego rozwiązania.
Kompletnie nie rozumiem filozofii rekrutacyjnej w Polsce.
Chyba, że ktoś uznaje, że ja to minimum to tak dla żartu
podaję? Że się będziemy bawić - nie wiem
– w Rynek Bałucki czy Kiercelak?
W ogłoszeniach agencji brytyjskich są podane widełki
płacowe.
Jak Ci nie odpowiada stawka, to nie wysyłasz i nie marnujesz
niczyjego czasu.
Podobnie jak pokrycie kosztów dojazdu na rozmowy – zawsze,
kiedy jakakolwiek firma życzyła sobie obejrzeć mą sympatyczną fizis to podawała
budżet w jakim mam się zmieścić jeżeli chodzi o przeloty, przejazdy czy noclegi
i w oparciu o przedstawione rachunki
zwracała wszelkie koszty co do grosza.
A niezmiennie budzi moją wesołość następujący dialog, który
powtarza się praktycznie za każdym razem :
„…R(ekruter) a gdzie Pan obecnie mieszka?
Ja – w Ząbkach
R – a wie Pan, że praca jest w Pierdziszewie Wielkim?
Ja – wiem, bo czytałem ogłoszenie dość uważnie i taki detal
nie umknął mojej uwadze.
R- to jest Pan skłonny do relokacji ?
Ja – (w myślach – qrva, popatrz łosiu w moje CV to się
dowiesz, czy jestem skłonny się przeprowadzać, firmy, w których pracowałem,
stanowiska oraz zadania które wykonywałem nie są możliwe jako praca zdalna)
Tak proszę Pani (Pana) mam świadomość, że muszę się przeprowadzić, bo tak jest
specyfika tej pracy.
R- acha, to dobrze.
Ja- a czy firma zapewnia pakiet relokacyjny i finansuje lub
współfinansuje mieszkanie?
R- Eeeee? Przepraszam – co?
Ja- Wie Pani (Pan) jak się mam przeprowadzić w drugi koniec
Polski to potrzebuję zabrać parę rzeczy ze sobą. A sorry, taki mamy
klimat, że w namiocie nie pociągnę przez cały rok.
Ppytam więc, czy całość kosztów relokacji ponoszę sam, czy
firma, mając świadomość tego, o czym mówiłem zapewnia jakąś formę pomocy?
R- Eeee, no nie, nie ma czegoś takiego w pakiecie.
Ja –OK, czyli faktyczna oferta finansowa w moim przypadku
jest niższa o kwotę netto, jaką będę musiał wydać na wynajem, dlatego moje
oczekiwania finansowe są takie ,jakie podałem w formularzu.
R – Eee, no tak patrząc w ten sposób to ma Pan rację. Ale
jest Pan zainteresowany ofertą?
Ja- tak, ale za nie mniej, niż podałem w formularzu,
uwzględniając właśnie te koszty, które w związku z podjęciem pracy w tej
przesławnej metropolii będę musiał ponieść z własnej pensji i to już po
opodatkowaniu.
R- tak, ale budżet na tym stanowisku jest niższy o 25%-
30%....”
Na trzecią rozmowę czekam niecierpliwie, ale nie spodziewam
się znaczących różnic :-D
Żeby nie było – jeżdżę i to nawet w dość odległe lokalizacje
na swój własny koszt, ale już na etapie podjętych obustronnie decyzji w celu
porozmawiania o szczegółach, przedstawieniu oryginałów dokumentów i
sprawdzenia, czy pasuję przyszłemu Bossowi do koloru krawata.
Jednak nie widzę sensu podróży np. 500 km w te i nazad, tylko po to, żeby ktoś porozmawiał ze mną o
zawartości mojego CV na etapie preselekcji kandydatów.
Szkoda mi czasu, pieniędzy i uważam, że jeżeli już na tym
etapie firma nie potrafi okazać szacunku potencjalnemu pracownikowi to nie
wróżę sobie i firmie sukcesu we współpracy.