3/05/2013

Jak sprzątać, to sprzątać

Tak jak wcześniej pisałem jestem stworzeniem leniwym i pragmatycznym.
A nadszedł czas na posprzątanie moich „włości” bo coś tak się lekko zakurzyło i w łazienkach jakieś zacieki czy cóś się porobiły.
To co ?  Trzeba zakasać rękawy i ….. udać się do tutejszego sklepikarza, który pełni  również (formalnie lub nie - nie mam pojęcia) zaszczytną funkcję „gospodarza domu”
Podobnie jak najsłynniejszy gospodarz domu wszechczasów – Stanisław Anioł z pamiętnego serialu "Alternetywy 4" nie wykonuje tych prac samodzielnie.
Jego gigantyczną zaletą jest znajomość angielskiego w stopniu umożliwiającym jakąkolwiek komunikację (z ograniczoną ilością machania łapami).
Podobno w moim compoundzie serwis sprzątający jest wliczony w cenę, ale zawsze jest z tym problem. Jak mnie nie ma w domu to przecież nie mogą wejść, a jak wracam z pracy to ekipa sprzątająca też jest już po pracy.
I co tu robić, jak jeszcze pranie trzeba wstawić (bo przecież nie będę oddawał do pralni skarpetek) ?
Ano „trzeba się dogadać” :D
Można wynająć kogoś do posprzątania "po godzinach” za dodatkową drobną opłatą.
Tylko sam za Chiny Ludowe się nie dogadam.  Soman też mi nie pomoże, bo obsługa compoundu pochodzi z  Filipin i ani urdu ani hindi nie zna.
Nasz dzielny sklepikarzo-gospodarz domu porozumiewa się jakoś z ekipą, więc chcąc, ne chcąc muszę skorzystać z jego usług.
Korzystałem z nich wcześniej – np. przy zamawianiu taksówki i zawsze było „ five minutes, boss, five minutes” .
Czekałem, jak kto „głupi” godzinę i dłużej na przyjemność skorzystania z usług Pana Taksówkarza, to i teraz miałem niejakie obiekcje na odpowiedź, że  "....   jak się skończy czas na modlitwę to on zaraz i natychmiast…”
Ale nie – po 15 min. dzwonek do drzwi.
Pan pyta, zanim wejdzie czy rodzina w domu.
Żeby się małżonka godnie przyodziać zdążyła, albo umknąć na górę ;-)
Poźniej wszedł z jakimś mikrej postury chłopiną, któremu zaczął coś tłumaczyć, ale z jego wypowiedzi zrozumiałem tylko „halas” (czyli tutejsze  „ i wszystko” czy „ i koniec”).
Zapytałem o cenę tej usługi. Wtedy się zaczął cyrk :D
Bo Pan sklepikarzo-gospodarz  „dba” o moje interesy, żebym broń Boże za dużo nie zapłacił.
Bo ten - tutaj zacytuję  „nieokrzesany sprzątacz chce tak miłego przyjaciela jego pracodawcy i dobroczyńcy” narazić na nadmierne koszty.
I On w moim imieniu „utargował ze 150 SAR na tylko 80 SAR, bo jestem „miłym…jego… i w ogóle”.
Okazało się, że jednak pod moją nieobecność można posprzątać i w ogóle nikt mi nie będzie przeszkadzał i sprzątacz wie, że ma dołożyć najwyższej staranności sprzątając dom  „ miłego….”.
Głupio się czułem, jak facet brał się za pranie moich „ niewymownych” czy skarpetek.
Ale jeżeli chodzi o pralki, suszarki i inne dziwne łazienkowe urządzenia, to jestem totalny abnegat.
Dla mnie to nie był miażdżący wydatek -  i tak to sobie tłumaczę :D

3 komentarze:

  1. A dlaczego filipińska obsługa compoundu nie zna angielskiego? Przecież to ich drugi język, którym mówi praktycznie każdy, kto chodził do szkoły....
    Myślę, że dogadasz się z nimi bez większych problemów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może Ci moi nie chodzili do szkoły, albo to nie Filipińczycy, tylko "podróbki" jakieś ?

      Usuń
  2. Korzystania z servisow roznej masci (taxi, sprzatajacy, kosmetyczny ect) nie tlumacze, jako obciazenia dla budzetu tylko pomocowa sprawa dla uslugodawcow, po prostu dziele sie swoimi zarobkami z tymi ludzmi. Dodaja tips jako szacun.
    I wiem, ze cieszy sie kazda ze stron.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych