Marek kupił nowego Forda.
I jak to z Fordami bywa (zwłaszcza amerykańskimi) swoją przygodę zaczął od..… powrotu do serwisu.
Dzięki temu, że musiał gonić w świat szeroki udało mi się zasiąść za sterami Jego nowego bolidu.
Przyjechałem i zobaczyłem - Forda Edge .
Jest to według opisów średni crossover SUV.
Ale w środku jest więcej miejsca niż w Toyocie Fortuner, która chyba dla żartu jest nazywana „sportowo-użytkowym samochodem osobowym”
Śmieszy mnie zwłaszcza człon „sportowy”
Ciekaw jestem, jaki sport można tym cudem uprawiać :D
Może jeszcze się dowiem – czas pokaże :D
Wsiadłem sobie, fotel odsunąłem, odpaliłem.
Silniczek pracuje jak marzenie – w środku – cud, miód i orzeszki.
Wystartowałem spokojnie, bo znając Marka nie jest to samochód dla starszych Pań i Panów.
Nie myliłem się – znaczek „Sport” nie jest żartem.
Lekko depnąłem na prostej i tak z niczego zrobiło się 150 na zegarze.
Aż szkoda go było oddawać jakimś obcym ludziom.
Stwierdziłem, że jak już jestem w serwisie to zobaczę, jak to tutaj wygląda od środka.
I….. miłe zaskoczenie.
Po pierwsze - sterylnie czysto.
Nie śmierdzi, nawet jak lakierowali jakąś cześć.
Później popełniłem wielki, niewybaczalny błąd – wszedłem do salonu sprzedaży :)
Miły Pan, z którym Marek mnie umówił, pokazał mi samochód o który zapytałem.
Na moje nieszczęście była to jeszcze mocniejsza wersja niż ta, która zakłóca mój spokojny sen.
Wiem, że to kryzys wieku średniego, ale nic na to nie poradzę.
Podszedłem – Pan przyniósł kluczyki i wsiadłem do..… Forda Mustanga Shelby GT-500 SuperSnake.
O jasna cholera.
Uczucie Jak w kabinie myśliwca.
Na całe szczęście gość nie pozwolił mi odpalić silnika.
Za kradzież w Arabii Saudyjskiej obcinają rękę, ale pokusa mogłaby się okazać zbyt wielka, żeby nie wybrać się na nawet krótką przejażdżkę, nawet jeżeli właściciel miałby jakieś „ale” :D
Teraz najsmutniejsza część tej opowieści – koszt tego cuda na czterech kołach to, bagatela – 400,000 SAR.
Nie jestem dziś najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
Ale jest to doping do zwiększonych wysiłków w celu gromadzenia środków, żeby się móc „polansować” w takiej furze jeszcze przed emeryturą.
Jak znajdę drugi etat, to jest taka szansa , nieduża ale jest
I jak to z Fordami bywa (zwłaszcza amerykańskimi) swoją przygodę zaczął od..… powrotu do serwisu.
Dzięki temu, że musiał gonić w świat szeroki udało mi się zasiąść za sterami Jego nowego bolidu.
Przyjechałem i zobaczyłem - Forda Edge .
Jest to według opisów średni crossover SUV.
Ale w środku jest więcej miejsca niż w Toyocie Fortuner, która chyba dla żartu jest nazywana „sportowo-użytkowym samochodem osobowym”
Śmieszy mnie zwłaszcza człon „sportowy”
Ciekaw jestem, jaki sport można tym cudem uprawiać :D
Może jeszcze się dowiem – czas pokaże :D
Wsiadłem sobie, fotel odsunąłem, odpaliłem.
Silniczek pracuje jak marzenie – w środku – cud, miód i orzeszki.
Wystartowałem spokojnie, bo znając Marka nie jest to samochód dla starszych Pań i Panów.
Nie myliłem się – znaczek „Sport” nie jest żartem.
Lekko depnąłem na prostej i tak z niczego zrobiło się 150 na zegarze.
Aż szkoda go było oddawać jakimś obcym ludziom.
Stwierdziłem, że jak już jestem w serwisie to zobaczę, jak to tutaj wygląda od środka.
I….. miłe zaskoczenie.
Po pierwsze - sterylnie czysto.
Nie śmierdzi, nawet jak lakierowali jakąś cześć.
Później popełniłem wielki, niewybaczalny błąd – wszedłem do salonu sprzedaży :)
Miły Pan, z którym Marek mnie umówił, pokazał mi samochód o który zapytałem.
Na moje nieszczęście była to jeszcze mocniejsza wersja niż ta, która zakłóca mój spokojny sen.
Wiem, że to kryzys wieku średniego, ale nic na to nie poradzę.
Podszedłem – Pan przyniósł kluczyki i wsiadłem do..… Forda Mustanga Shelby GT-500 SuperSnake.
O jasna cholera.
Uczucie Jak w kabinie myśliwca.
Na całe szczęście gość nie pozwolił mi odpalić silnika.
Za kradzież w Arabii Saudyjskiej obcinają rękę, ale pokusa mogłaby się okazać zbyt wielka, żeby nie wybrać się na nawet krótką przejażdżkę, nawet jeżeli właściciel miałby jakieś „ale” :D
Teraz najsmutniejsza część tej opowieści – koszt tego cuda na czterech kołach to, bagatela – 400,000 SAR.
Nie jestem dziś najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
Ale jest to doping do zwiększonych wysiłków w celu gromadzenia środków, żeby się móc „polansować” w takiej furze jeszcze przed emeryturą.
Jak znajdę drugi etat, to jest taka szansa , nieduża ale jest
Źródło |
Sprawdzilem sobie Shelby na stronie Forda. Moim zdaniem najlepsza droga zeby go nabyc to kupic w USA. Tam "nowka" kosztuje 54.800 USD. Od biedy do przelkniecia. A co mam powiedziec ja "Biedny Mis", ktory wsiadl kiedys do nowego Astona Martina, odpalil nawet silnik i pobawil sie wszystkimi gadzetami? Tego juz sie tak latwo nie da przelknac!
OdpowiedzUsuńTo Shelby za 54 K $ to jest słabsze :) To o którym pisałem ma nie 750 a 850 kucyków i w USA kosztuje dobrze ponad 100K $. Także cena jest praktycznie ta sama. Co Aston-Martina -rozumiem, ale to nie moja wina, ze pierwszym "zachodnim" samochodem w dzieciństwie, jaki zobaczyłem w świecie Skody 100MB, czy Syrenek i P70 był Ford Mustang :) I tak mi zostało do dziś, że dla mnie to jest synonim dobrej fury:D
UsuńAż sięgnęłam po internetowy przelicznik walut :)))
OdpowiedzUsuńI wyszło pond 100K $ ?
UsuńNiestety, to smutny fakt- tyle to cudo na czterech kołach kosztuje :(
nie znam się na samochodach, ale skrzyżowanie tych dwóch słów FORD i MUSTANG robi na mnie wrażenie!
OdpowiedzUsuń*_*
To mamy coś wspólnego, bo na mnie również ogromne :)
UsuńCiekawy kraj zamieszkujesz Wielbłądzie. Widzę, że zamieściłeś trochę wpisów około - motoryzacyjnych - mam "tematyczne" pytanie.
OdpowiedzUsuńJak wygląda w KSA sprawa starych samochodów, czy jest podobnie jak w Maroku lub Egipcie - gdzie nie spojrzysz tam czai się 30-letnia Toyota lub Peugeot 504/505?
Przeglądam stronę saudiretrocars, jest parę zdjęć ciekawego żelaza np zgraciały Aston Martin Lagonda, z tym ze foty wyglądają na dość stare.
Pozdrawiam.
Kraj ciekawy - fakt :) Co do samochodów - tutaj nie ma "kultu starych aut jak u nas czy w Stanach. Dla większości ludzi jak stare, to stare i tyle w temacie :) Żadnych z tych "rupieci" tu nie uświadczysz, natomiast tutaj dramatycznie wyglądają już auta 2-3 letnie. Po pierwsze - kiepski serwis. Po drugie - jak się nawet zapali w samochodzie jakaś kontrolka, to niech się pali. Popali się i przestanie :) A jak samochód przestanie jeżdzić - to się kupi nowy
UsuńPrzejechalam sie Mustangiem (nie ten model, starszy bo to czas jakis temu bylo), corvetta - i na zawsze wyleczylam z posiadania takiego samochodu.
OdpowiedzUsuńDziekuje, wole sportowe auto japonskie tudziez Merca SLK (takiego nawet kiedys zaposiadalam jak mieszkalam w USA). Za Porsche Boxter tez dziekuje (tez mialam okazje testowac).
Futrzaku - TY nie lubisz amerykańskich aut sportowych ??? A do tego Porsche ??? Koniec świata, jakby to Pan Popiołek powiedział
Usuń@Pawel:
UsuńStosunek ceny do tego, co za to dostajesz, jest dosc żenujący. Dopoki nie wsiadlam za kierownice mustanga i corvetty to sobie myslalam, ze ah oh i w ogole srulki w bambuko :)
Ale nie. Komfort jazdy chujowy, ciezkie toto jak czolg (duze beemy przy tym to zaprawde ptaszki), na dodatek mustangi maja przykra ceche zarzucania dupa na co bardziej zamaszystych zakrętach. I glosne toto i strasznie duzo rzeczy zaczyna sie strasznie prędko telepac.
Boxter coz - male, sztywne zawieszenie - po godzinie jazdy na trasie Mntv-San Francisco (i dalej) myslalam ze mi dupa i kręgosłup odpadnie. Fuj. I jeszcze halasluje jak nie wiem co.
Ue?
To juz moja Hondka Prelude (ta z 2001 z 200konnym silnikiem) byla znaaaaaaacznie lepsza, o mercu SLK 230 nie mowiac (chociaz z drugiej strony on byl z rozlozonym dachem duzo za maly).
Wszystko to prawda :) Tylko w przypadku zarówno corvetty i mustanga płacisz za to, że jeździsz legendą :) A legendy mają swoje prawa czyli mogą być głośne, trudne w prowadzeniu i w ogóle - ciężko upierdliwe. Ale dają ogromną frajdę z jazdy osobom, które lubią wyzwania i trudne maszyny z charakterem.
Usuń