5/31/2015

Misjonarze z Dywanowa czyli genialne książki i fenomenalny Autor

Jak już wiecie, porzuciliśmy „wielkomiejskie” Ząbki i wyjechaliśmy na” prowincję” :-D
Zaletą naszego nowego domu jest to, że wszędzie mamy w miarę blisko i jest zdecydowanie bardziej zielono (chociaż Ola wolałaby, żeby było bardziej „beżowo”- ale jak wiadomo Kobiecie nie dogodzisz :P)
Jedynym utrudnieniem jest mocno ograniczona podaż wołowiny, co nieco komplikuje nam sporządzanie menu do którego przyzwyczailiśmy się w Arabii Saudyjskiej, niemniej jednak jakoś dajemy radę :D
Oczywiście, zaczęliśmy intensywnie eksplorować okolicę, trafiliśmy m.in. do gotyckiego zamku, gdzie w katedrze św. Jana Ewangelisty znajduje krypta ze szczątkami trzech Wielkich Mistrzów  Orden der Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem (bardziej znanych jako Krzyżacy) - Wernera von Orselna, Ludolfa Koeniga von Wattzau oraz Henryka von Plauen.
Jak głosi wieść gminna, a właściwie powiatowa, nie byli to na tyle wybitni mężowie stanu, aby być godnymi pochowania w stołecznym Malborku.
Tylko, że jest pewna istotna różnica w dniu dzisiejszym – krypty malborskiego zamku są puste :-D
Trafiliśmy do Pana Przewodnika po krypcie, prowadzącego sklep z pamiątkami z Marienwerder.
Są koszulki, kubeczki, proporczyki, figurki rycerzy zakonnych i tym podobne suweniry.
Jednak Szacowna Małżonka Ma Aleksandra wypatrzyła coś jeszcze – książki
Z okładek wynikało, że część z nich to bynajmniej nie są przewodniki po okolicy czy jakieś monografie dotycząca historii miasta. To znaczy, takowe też były,  ale ta którą zobaczyła Ola była mocno inna. - na okładce znajdował się rysunek dwóch HMMWV oraz polskiego żołnierza.
Autorem jest Władysław Zdanowicz.
Oczywiście Ola zadała  (jak zwykle z wrodzoną subtelnością radzieckiej dywizji pancernej) pytanie co to ma wspólnego z miastem, jeżeli tytuł brzmi „Misjonarze z Dywanowa czyli polski Szwejk na misji w Iraku” ?
Okazuje się, że bardzo wiele, bo Autor jest autochtonem :-)
Zapytaliśmy Pana Przewodnika, czy jest ciekawa i fajnie napisana, czy znajduje się tu tylko dlatego, że zaważył na tym lokalny patriotyzm.
Pan Przewodnik stanowczo stwierdził, że nie, nie jest to tylko przejaw lokalnego patriotyzmu, a Autor wie o czym pisze, albowiem na misji w Iraku był osobą własną.
Z pewną nieśmiałością poprosiliśmy o tom pierwszy ”Pinky, czyli nowicjusz
Umówiliśmy się z Panem Przewodnikiem na zwiedzanie krypty nazajutrz.
Ale nie udało mi się dotrzymać słowa :-(
Wpadłem w książkę Pana Władysława Zdanowicza jak przysłowiowa śliwka w kompot.
Jedna rada - nie czytajcie jej w miejscach publicznych, bo możecie trafić na obserwację do psychiatryka.
Ola o pierwszej w nocy zaczęła mnie uciszać, bo sąsiedzi chcą spać, a ja ryczę ze śmiechu jak zarzynane prosię. Dałem się zagonić spać po głośnych protestach dopiero po godzinie trzeciej.
Napisana wartkim, jędrnym językiem,  przy którym przygody poczciwego Józefa Szwejka są nudne jak ‘Nad Niemnem”.
Czytalność, jeżeli stworzymy językowy nowotwór oparty na „grywalności”  gier – powalająca.
Przerwanie czytania można porównać do mąk Tantala.
Znaleźliśmy wpis Pana Władysława  Zdanowicza na Facebooku  i zapytaliśmy, czy zgodzi się z nami spotkać.
Szczęśliwie się okazało, że ma czas w niedzielę po południu.
Umówiliśmy się pod zamkiem, a ja już byłem na głodzie, bo pierwszy tom trylogii  skończyłem zaraz po wczesnej pobudce.
Pierwszy rzut oka na przechodzącego, uśmiechniętego, skromnego pana w średnim wieku i już wiem że to On.
Pan Władysław dość szybko został zarzucony przeze mnie setkami pytań dotyczących fabuły książki.
Odpowiadał ze swadą, jakiej już doświadczyłem czytając Jego książkę.
Po chwili zabrał nas do swojego samochodu i wybraliśmy się na zwiedzanie miasta i okolic. Nie ma chyba w okolicy osoby, która by Go nie znała. Ale nie tylko jako pisarza, ale również miłośnika jeździectwa, który miłość do koni przekazał swoim dzieciom.
Pasja Ojca udzieliła się córce Dominice i synowi Grzegorzowi, do tego stopnia, że jeździectwo w przypadku Dominiki stało się sposobem na życie. Była w reprezentacji Polski w ujeżdżeniu co chyba jest wystarczającym dowodem na Jej profesjonalizm. O ilości pucharów i dyplomów wypełniających dom Państwa Zdanowiczów nie wspomnę.
Tak, dobrze kombinujecie, zostaliśmy zaproszeni na kawę do Pana Władysława, gdzie jakoś zupełnie bezwiednie słowo ”pan”  przed Władysław zostało już zupełnie pominięte :-D
Obie nasze połowice były zaskoczone, że takie dwie gaduły jak my potrafią się nawzajem słuchać, bo ja opowiadałem o naszych przygodach w Saudi i nie tylko.
Gdyby nie to, że jeszcze musiałem pojechać na chwilę do firmy, musieliby mnie od Zdanowiczów siłą wganiać :-D
Oczywiście, Władysław, jako człowiek przewidujący przygotował dla mnie fantastyczną niespodziankę – pozostałe dwa tomy przygód dzielnego szeregowego Leńczyka i spółki oraz kolejną powieść (w wersji nieocenzurowanej, przez to grubszej o jakieś 40 %) „Afganistan  - Relacja BORowika” z autografami.
Niestety, książki Władysława są trudno dostępne. 
Dlaczego ?  - bo Władysław ma zasady, co jest już rzadką cechą w naszych czasach.
Uznał, ze cena ok. 50 pln za tom jest zbyt wygórowana, żeby przyjąć ją za obowiązującą w księgarniach, a tak była propozycja,, gdy szukał dla nich wydawców.
Dlatego wydał ją …   własnym sumptem i cena jest zdecydowanie bardziej przyjazną kieszeni czytelników.
Dodatkowo, z zupełnie nieznanych przyczyn wysocy oficjele MON najchętniej zrobili by z niej „półkownika” , bo chwały to tej instytucji obserwacje naocznego świadka wydarzeń nie przynoszą.
Przykład ? Proszę bardzo - pierwsza zmiana misji „stabilizacyjnej” polskiej Armii w Iraku wylądowała…    bez broni, a jeżeli już z bronią, to.....  bez amunicji do niej.
Broń miała przybyć, zgodnie z teoriami dzielnych liczyportków w tym samym czasie co żołnierze, ale…..  nie dotarła.
Dlatego cały liczący ponad dwa tysiące ludzi kontyngent wędrował po Iraku….. z kijami od szczotek pomalowanymi na metaliczny kolor. Pomysł wykonania dział bezodrzutowych z..… rur PCV nie przeszedł, ale część oddziałów  i takie wyposażenie przygotowała.
To byłoby,  qrva śmieszne, gdyby nie chodziło o życie tych ludzi.
O  tym, co sądzili na temat tej sytuacji  nasi sojusznicy to już chyba lepiej nie wspominać.
Główny bohater – szeregowy Piotr Leńczyk trafił na misję wskutek niesamowitego zbiegu wypadków, kompletnie do niej nie przygotowany.
Żeby dowódca pododdziału nie dostał po dupie, ponieważ szeregowy Leńczyk strzelał z zamkniętymi oczyma – a to mogłoby się odbić na ocenie jego przełożonego, w zamian za służbę w kuchni i sprzątanie rejonów – na strzelnicy leżał pomiędzy dwoma najlepszymi strzelcami plutonu i……  dzięki temu zaliczał ten element wojskowego rzemiosła.
Na szczęście dla otaczającej nas rzeczywistości - szeregowy Leńczyk nie jest postacią do końca autentyczną. Jest raczej takim synem Frankensteina – przygody Jemu przypisywane zdarzyły się naprawdę, ale nie jednej tylko osobie. Istnienie takiej postaci byłoby zagrożeniem dla życia na Ziemi :-D
Wszystkie opisane w książkach sytuacje są prawdziwe. Zdarzyły się albo przy osobistym udziale Autora, lub zostały opowiedziane przez inne osoby, które miały na to bądź jeszcze dodatkowych świadków bądź dokumenty potwierdzające daną historię.
Historie zostały tak zmodyfikowane, aby nie można było ustalić, kto i gdzie je opowiedział, bo część ludzi pozostaje jeszcze w czynnej służbie.
Nie jest to ot, kolejna historyja arcyucieszna, ku uciesze gawiedzi napisana. Bo jak tylko przestajecie się śmiać, to dociera do Was to, że jest to może komiczne, jak się siedzi w wygodnym fotelu we własnym ,bezpiecznym domu.
Tam nie było tak zabawnie, głownie dzięki „profesjonalnym inaczej” wyższym oficerom.
Dlatego Władysław Zdanowicz nie jest ulubionym pisarzem „fobbitów, nadpułkowników i kapelonków”.
Kim są wymienione przeze mnie postacie – dowiecie się z trylogii o szeregowym Leńczyku.
Książki są dostępne także w wersji e-book.  Kilka rozdziałów pierwszego tomu  (około połowy pierwszego tomu, podzielone na dwie części) można też znaleźć w wersji angielskiej na Amazonie.
Zaplanujcie jakiś wolny weekend i spędźcie go w towarzystwie Zdanka, Rovera, Drwala, Gecco, chorążego Ludojada z Formozy, „nadpułkownika” Dąbrowskiego i spółki z plutonu rotacyjno - dyspozycyjnego. 
Nie zabraknie tam również pięknych kobiet – dwóch uroczych Pań Porucznik i ślicznej Pani Chorąży z amerykańskiej MP.
Ja na przeczytanie opisu obrad sądu wojskowego, przed którym stanął nieoceniony szeregowy Leńczyk musiałem poświęcić ponad pół godziny, bo jak się ma załzawione ze śmiechu oczy, to trudno jest czytać. Paragraf 22 wysiada.
Nie miejcie innych pomysłów na ten czas - ta ekipa tak Was do siebie przywiąże, że zapomnicie, o tym, iż istnieją jakiekolwiek inne miejsca niż okolice Dywanowa w Iraku.

PS. Władku – zapowiedź na końcu tomu trzeciego „ciąg dalszy nastąpi” nakłada na Ciebie dość konkretne zobowiązanie wobec Twoich fanów :-D

Trylogię Misjonarze z Dywanowa możecie kupić tutaj

Zdjęcie - Władysław Zdanowicz
Władysław Zdanowicz - zdjęcie z archiwum Autora

13 komentarzy:

  1. Uwierzylam Ci na slowo i zakupialm trylogie.
    Juz Autora lubie, bo ma w mobi tez:)
    Jezeli mowisz, ze lepsze niz "Paragraf 22" ...
    Mam nadzieje, ze zajedzie mi na moje rano, o ile Autor pracuje w niedziele :)
    Jezeli spelni moje oczekiwania i ubawie sie przednio - polece u siebie rowniez i nawet poprosze innych blogerow - Ty zalatw zgode Autora.
    No to do zaczytania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania - jeżeli moja klepanina Cię nie męczy nadmiernie, podobnie jak mój sposób postrzegania i opisywania świata - to jestem spokojny o więcej niż pozytywny, a raczej entuzjastyczny odbiór trylogii :-D
      Z Autorem zobaczę się dzisiaj, więc książki powinny do Ciebie dotrzeć ASAP :-D Zgodę na rozpowszechnianie informacji o książkach mam - taka była moja idea od samego początku, a Władysław ją poparł.
      Jak będziesz chciała inne zdjęcia, niż ja mam na blogu - skontaktuj się bezpośrednio z Autorem :-D

      Usuń
  2. Kurcze lubie czytać książki.Najchętniej biografie.Polecam Ci Pamiętnik narkomanki Barbary Rosiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marecki - dzięki za nowy tytuł. Poszukam, ja tylko skończę "Afganistan - relacja BOR-owika"

      Usuń
  3. Wielbłądzie - książki zamówię niechybnie. Ale na przyszłość - ujeżdżEniu a nie ujeżdżaniu. Córka by nie zabiła gdybym Ci tego nie poprawił. To podobno kolosalna różnica :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fan - to fajnie, bo będę miał z kim porozmawiać na temat Twoich wrażeń po lekturze.
      Jak będzie nas więcej, to stworzymy grupę nacisku, bo wczoraj Szacowny Autor przyznał się, że jak Go dopilnujemy i będziemy motywować do dalszej, wytężonej pracy to przygód szeregowego Leńczyka i spółki wystarczy na trzy kolejne tomy :-D

      OK, już poprawiam w tekście, żeby nie wyjść na kompletnego ignoranta.
      Pozdrowienia i głębokie ukłony dla Córki - jestem bardzo wdzięczny za wszelkie uwagi dotyczące moich błędów i wypaczeń, jakich dopuszczam się w swoich tekstach.

      Usuń
  4. Z tym ujeżdżeniem a nie ujeżdżaniem to całkowita prawda. Ujeżdżać możemy młode konie lub mustangi, aby nie wchodzić w dalsze dywagacje.
    Jakby ktoś chciał przeczytać fragment o szer. Leńczyku (co ja osobiście pochwalam, bo nie lubię kupować kota w worku, ani tym bardziej konia z fotografii) to wystarczy do mnie tylko napisać i zwrotnie odeślę trzy pliki z trzech tomów, aby samemu sprawdzić, czy mój styl odpowiada czytelnikowi. Pani Aniu - może pani także wykorzystać pliki demo na swojej stronie lub na ich wysyłkę.
    Z poważaniem
    Władysław Zdanowicz mój adres ksiegarnia.zdanowicz@pro.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki, kochani, za wyjaśnienia. Jak widać, człowiek uczy się całe życie. I tak, dzięki blogowi poszerzam horyzonty. Od Was dowiedziałem się o różnicy pomiędzy ujeżdżaniem a ujeżdżeniem, od znajomego Veta z Omanu o końskich problemach ze zdrowiem, które wbrew obiegowej opinii wcale takie "końskie" nie jest. I tym sposobem mam kolejny temat do rozmów z moimi saudyjskimi kumplami, którzy są wielkimi miłośnikami i znawcami koni :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chcialbym nic sugerowac ale czy w zwiazku z przeprowadzka w zielone okolice Kwidzyna (dobre tereny grzybowe) nie powinienes zmienic troche nazwy bloga na "W puszczy bez pustyni"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ecot- tematyka pozostała, kontakty też - dlatego na razie nie będę zmieniał nazwy :-)

      Usuń
  7. Jeszcze historii z Dywanowa nie czytałam ale Twój opis przypomniał mi o Kondotierach Rafała Gan Ganowicza. Tematyka trochę mniej militarna acz też "konfliktowa". Polecam.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :)
      Właśnie kończę drugi rozdział i coraz bardziej mi się ta książka podoba :) Kupiłem dziś i pewnie zarwę nockę ;)
      Oczywiście podkapslowałem gdzie się o tym dziele dowiedziałem :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych