Pierwsza wspólna noc czyli poznaję swoich kolegow :)
Jeden z nich to Egipcjanin, jeszcze bardziej gadatliwy ode mnie, więc na dłuższą metę także bardziej męczący niż ja. Tryska optymizmem, co jednak nie rownoważy naszych złych humorów.
Natomiast mój południowoafrykański kolega (Kerel z mojego ukochanego Kapsztadu) jak zobaczył, że ma mieszkać z dwoma obcymi facetami zareagował podobnie do mnie :)
Prawie że kazał wieźć się na lotnisko :)
Najwiekszy komplement, jaki od Niego uslyszalem brzmiał "Pawel, a tu ktoś poza toba mówi w zrozumiałym angielskim ???"
Urosłem ogromnie, bo rozpoznał bratni akcent (uczylem sie języka w jego mieście) :-D
W RPA jest podobny stosunek do mieszkania z obcymi facetami w jednym domu i też go nie przekonuje, że mamy przecież osobne pokoje..
Wieczorem, w ramach terapii wybraliśmy się na spacer (niestety tylko w wyobrazni ) po najmilszych zakatkach Cape Town. Wypiliśmy mohito w "Che Guevara Pub" potem "poszliśmy" do "Irish Pub", a w Waterfront do niemieckiej piwiarni, leniwie przyglądając się przepięknym dziewczynom.
"Mój" Kerel nazwal mnie swoim "co-prisonerem" i niesamowicie byl wdzieczny za tę "wyprawę"
Chlopak nie może naładować laptopa, bo w RPA są inne wtyczki i nawet mój zestaw przejsciówek nie zmienił jego sytuacji.
Za kierowcę rownież robi nasz egipski kolega, który pijac kawę przy prędkości ponad 100 km/h puszcza kierownicę, bo dekielek musi otworzyć.
Moj kolega z RPA mimo ciemnego dość koloru skóry (Kerele to potomkowie Hindusow przywiezionych do Afryki Południwej przez Anglików) zmienił barwę na przypominajacą moją zimową karnację :-D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych