Jestem człowiekiem o, jak to określają fachowcy "niskim progu pobudliwości"
Mówiąc ludzkim językiem - jestem cholerykiem i mam "szybki zapłon" jak mnie coś rozjuszy.
Staram się walczyć z tą cechą mojego charakteru, ale do flegmatyka, reagującego na każdy przejaw głupoty, ignorancji czy zwyczajnego olewania przez podniesienie brwi, lekkie westchnienie i powtórzenie poleceń, jest mi tak daleko jak stad do Ploxima Centauri.
Wczoraj jednak okazało się że moja tolerancja wzrosła niesamowicie w przeciągu ostaniach dwóch lat.
Przedwczoraj zamówiłem kierowcę na wyjazd do Hafer Al- Batin na godzinę 4:30 rano.
Znając życie, poprosiłem jegomościa, aby pojechał od biura do mojego compoundu, żeby zobaczył gdzie to jest.
Dwa razy powtórzyłem o której ma być, wziąłem numer Jego telefonu, podałem swój.
Zapytalem dwa razy, czy zrozumial, kazalem powtorzyc o koterj i gdzie ma przyjechac.
"OK, Ok, Boss" - usłyszałem
No to jak OK, to OK.
Wstałem jeszcze grubo przed mleczarzami, zrobiłem kawę dla siebie i Szacownej Malzonki Mej Aleksandry, która potowarzyszyć w oczekiwaniu była łaskawa.
Zrobiła się 4:40 to dzwonie do typa.
Byliśmy przy basenie, gość nie odebrał telefonu, ale usłyszałem klakson.
To pomyślałem, że to mój geniusz się pojawił, tylko nie zadzwonił ale już czeka.
Wychodzę, ani widu, ani słychu.
Dzwonię więc do typa jeszcze raz.
W końcu odbiera, al głos ma tak zaspany, że łeb urywa.
Pytam gdzie jest i słyszę "OK, OK, Boss, Im camming";
Ale gdzie jestes ??? - pytam
"OK, OK, Boss, Im camming" stwierdził i się rozłączył.
To dzwonie jeszcze raz, ale już nie odbiera.
Zadzwoniłem do Dinesha, że typ zaspał i niech po mnie przyjedzie.
Dinesh przyjechał, jedziemy pod firmę.
Kolejny raz dzwonie do typa i mowię, że ma jechać pod biuro, bo szkoda czasu o znowu pada nieśmiertelne "OK,OK Boss"
Za chwilę oddzwania, że jest pod biurem.
To mu odpowiadam, że za 5min. będziemy.
Przyjeżdżamy, typa nie ma.
Dzwoni do niego Dinesh, a gość twierdzi, że czeka na mnie ... pod compoundem.
Za 15 minut się pojawia i twierdzi, że ... pobłądził, bo nie zapamiętał drogi do mojego lokum.
Ale miał jechać tutaj, nie do mnie.
"OK, OK, Boss"
Weszliśmy do biurowca, a tam wyje alarm, że się ściany trzęsą.
Siedzi sobie strażnik i ma zupełnie wyluzowaną minę, jakby panowała cisza, wręcz obezwładniający spokój.
Patrze, a z uszu wystają mu strzępki chusteczek higienicznych.
To jest dopiero mistrz Zen :-)
Bo mnie by szlag trafił.
A kierowcy wcale nie zamordowałem, jakby się mogło wydawać.
Ale spotkam się dziś z jego szefem i umilę mu życie, bo to nie był gościa ostatni numer podczas podroży.
Ale to już zupełnie inna historia.
Mówiąc ludzkim językiem - jestem cholerykiem i mam "szybki zapłon" jak mnie coś rozjuszy.
Staram się walczyć z tą cechą mojego charakteru, ale do flegmatyka, reagującego na każdy przejaw głupoty, ignorancji czy zwyczajnego olewania przez podniesienie brwi, lekkie westchnienie i powtórzenie poleceń, jest mi tak daleko jak stad do Ploxima Centauri.
Wczoraj jednak okazało się że moja tolerancja wzrosła niesamowicie w przeciągu ostaniach dwóch lat.
Przedwczoraj zamówiłem kierowcę na wyjazd do Hafer Al- Batin na godzinę 4:30 rano.
Znając życie, poprosiłem jegomościa, aby pojechał od biura do mojego compoundu, żeby zobaczył gdzie to jest.
Dwa razy powtórzyłem o której ma być, wziąłem numer Jego telefonu, podałem swój.
Zapytalem dwa razy, czy zrozumial, kazalem powtorzyc o koterj i gdzie ma przyjechac.
"OK, Ok, Boss" - usłyszałem
No to jak OK, to OK.
Wstałem jeszcze grubo przed mleczarzami, zrobiłem kawę dla siebie i Szacownej Malzonki Mej Aleksandry, która potowarzyszyć w oczekiwaniu była łaskawa.
Zrobiła się 4:40 to dzwonie do typa.
Byliśmy przy basenie, gość nie odebrał telefonu, ale usłyszałem klakson.
To pomyślałem, że to mój geniusz się pojawił, tylko nie zadzwonił ale już czeka.
Wychodzę, ani widu, ani słychu.
Dzwonię więc do typa jeszcze raz.
W końcu odbiera, al głos ma tak zaspany, że łeb urywa.
Pytam gdzie jest i słyszę "OK, OK, Boss, Im camming";
Ale gdzie jestes ??? - pytam
"OK, OK, Boss, Im camming" stwierdził i się rozłączył.
To dzwonie jeszcze raz, ale już nie odbiera.
Zadzwoniłem do Dinesha, że typ zaspał i niech po mnie przyjedzie.
Dinesh przyjechał, jedziemy pod firmę.
Kolejny raz dzwonie do typa i mowię, że ma jechać pod biuro, bo szkoda czasu o znowu pada nieśmiertelne "OK,OK Boss"
Za chwilę oddzwania, że jest pod biurem.
To mu odpowiadam, że za 5min. będziemy.
Przyjeżdżamy, typa nie ma.
Dzwoni do niego Dinesh, a gość twierdzi, że czeka na mnie ... pod compoundem.
Za 15 minut się pojawia i twierdzi, że ... pobłądził, bo nie zapamiętał drogi do mojego lokum.
Ale miał jechać tutaj, nie do mnie.
"OK, OK, Boss"
Weszliśmy do biurowca, a tam wyje alarm, że się ściany trzęsą.
Siedzi sobie strażnik i ma zupełnie wyluzowaną minę, jakby panowała cisza, wręcz obezwładniający spokój.
Patrze, a z uszu wystają mu strzępki chusteczek higienicznych.
To jest dopiero mistrz Zen :-)
Bo mnie by szlag trafił.
A kierowcy wcale nie zamordowałem, jakby się mogło wydawać.
Ale spotkam się dziś z jego szefem i umilę mu życie, bo to nie był gościa ostatni numer podczas podroży.
Ale to już zupełnie inna historia.
Proxima Centauri ;)
OdpowiedzUsuńRacja, cholera :-(
UsuńAle jako dziecko nie wymawiałem przez dłuższy czas "r" to widać mi się czknęło :-(
OK BOSS!
OdpowiedzUsuńMarecek- to kiedy się widzimy ?
Usuńdzizas...no ja juz czytając byłam mocno wkurzona... mile swietlne od podejcia Europejczyka do tematu...
OdpowiedzUsuńAriadna
Ada- nie takie numery już tu miałem :-)
UsuńTakie sytuacje to już biorę na miękko :-)
No doprawdy, toczka w toczke jak Hindusi z ktorymi pracowalam, prawdaz...
OdpowiedzUsuńJa cierpliwa jestem, ale tez gosciowi umililabym zycie.
Pan z Pakistanu akurat, ale mentalność ta sama :-D
UsuńMoge mu zrobić kole pióra, ale to niewiele zmieni. Po prostu powiem, ze maja mi go więcej nie wysyłać- tyle mojego :-(
Czytałam, że z Pakistanu, ale jego pracodawcą jest Saudi, tak? I jeżeli po czymś takim pracodawca Saudi nie wyrzuci go z pracy, to jest to odzwierciedleniem wartości tego lokalnego systemu. U nas coś takiego by nie przeszło u większości pracodawców.
UsuńI też bym sobie tego człowieka więcej nie życzyła na szofera ani nikogo innego.
Alicja
Alicja- żeby mieć opinię na temat systemu to trzeba mieć przynajmniej minimalną wiedzę na jego temat.
UsuńTutaj nie wystarczy przejść przez zieloną granice z Meksykiem, żeby móc zacząć pracę.
Potrzebna jest wiza sponsorowana przez firmę, która dodatkowo pokrywa koszty biletow lotniczych. Z ciekawostek- jak wywaliłem faceta, to i tak zgodnie z prawem firma musi mu wypłacić pieniądze, jakie miał zagwarantowane w kontrakcie. Ja mam 3 miesiące (jako okres próbny) na ocenę pracownika i po tym czasie mam 3 opcje. Przedłużam mu kontrakt albo przedłużam mu okres próbny o kolejne 3 miesiące, jak nie jestem przekonany czy jest wystarczająco dobry lub się z nim zegnam. Ale później to jak mi podpadnie to trudno -firma opłaca mu bilet do domu, oraz, jak pisałem powyżej - wypłaca resztę kasy za okres kontraktu. Czyli jak gość do tej wpadki przepracował rok, to firma za odesłanie go do domu płaci mu za rok za "frajer". Że następny będzie dużo lepszy nikt gwarancji nie daje. Ten koleś jest za ten numer dwie dniówki w plecy bo na tyle skasował go jego manager.
Co do USA - jakby - cytując Łysiaka gdyby ten kierowca byl czarną lesbijką o nazwisku Fernandez wyznania konfucjańskiego" to bylby nie do ruszenia nawet jakby w ogóle nic nie robił, bo broniłoby go przynajmniej tuzin rożnego typu organizacji dbających o równouprawnienie i poszanowanie mniejszości.
Zupełnie niesamowite. Jeżeli ta saudyzacja zostanie faktycznie wprowadzona w życie, to kto będzie miał szanse nauczyć Saudyjczyjków innego podejścia do życia, takiego, powiedzmy łagodnie, bardziej nowoczesnego? :)
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że im może to odpowiadać, no i że w końcu są u siebie (czyli teoretycznie to Ty masz się dostosować), ale czy cały kraj gdzieś dojdzie, jak to będzie tak funkcjonować? A może nikomu nie zależy na tym, aby gdziekolwiek doszedł, bo w końcu tam jest nieco inaczej...
Podziwiam Waszą wewnętrzną siłę na zmaganie się z takimi rzeczami. Dla mnie byłoby to ogromnie trudne, do tego stopnia, że chyba nie dałabym rady....i musiałabym się stamtąd zabrać!
Lepiej jest się umieć dostosować do panujących warunków, ale cóż, Ameryka mnie nieźle w tym zakresie zepsuła.
Pozdrowienia i nie daj się, boss.
Alicja
A dokąd to niby oni mają dojść ?? Sami sobie wytyczają ścieżki jakie uważają za stosowne i niekoniecznie zgodne z oczekiwaniami innych. Ich to gorsze???
UsuńDo czego dojść? Hmm, od czego by tu zacząć? Może od tego, że nieco zmieni się życie kobiet. Z tego co mi wiadomo, odbywa się to już teraz, powoli, ale zawsze. Czy nie jest czymś potrzebnym, aby zmienić "OK, Boss", co jest wedle mnie tyle warte co "mam cię gdzieś" na nieco większe zwracanie uwagi na pokrywanie się tego co się mówi z tym co się robi? Czy Saudyjczykom taka zmiana nie poprawiłaby ich własnej jakości życia? No a poza tym, praktycznie cała technologia wydobywania ropy nie pochodzi z własnych doświadczeń Saudyjczyków, a raczej z Ameryki. Wszystko, co pozwoliło im się wzbogacić zostało stworzone gdzieś za oceanem. Jak wiadomo, ropa się kończy (przynajmniej według niektórych teorii), a Saudyjczycy muszą sobie stworzyć nową bazę ekonomiczną. Jeśli trend "OK Boss" będzie kontynuowany np. na turystach (jeśli Arabia otworzy się na turystykę pozareligijną), to ten trend nie potrwa długo, i ludzie przestaną tam jeździć. A jak Arabia nie będzie się zmieniać na bardziej nowoczesny i otwarty kraj o bogatej historii i przeszłości, to wtedy będzie jeszcze więcej zdesperowanych ludzi tam...
UsuńTo jest moja wizja, na pewno jest wiele innych. Ja uważam, że Arabia Saudyjska MUSI się zmienić, że to nawet nie jest opcja.
Alicja
Tylko to nie byl Saudi, a Pakistańczyk.
UsuńSaudi się zmienia i to w tempie niesamowitym.
Rzeczy nie do pomyślenia lat temu 10 dziś są normą
Poczytaj moje wcześniejsze wpisy, bo nie chce się powtarzać.
Iwonka - tak jak już wielokrotnie pisałem - Saudi zmienia się w postępie geometrycznym. Westernizacja następuje na moich oczach. Tylko czy to jest dla nich najlepsze, to już nie mnie oceniać.
UsuńAlicja - Saudi nie otworzy się na turystykę pozareligijna, bo nie będzie na to zgody konserwatystów.
UsuńAle rozwiną inne gałęzie przemysłu, bo mają potencjał
Na przyklad energetyka solarna.
Oj tam, oj tam. Jak ich przyciśnie, to się otworzą, może za 200-300 lat. To już Ciebie ani mnie nie będzie dotyczyć, ale samym piachem się nie wyżywią. Z energią słoneczną to niezły pomysł, oczywiście.
UsuńJa po wizycie w Emiratach raczej nie planuję tam więcej wojaży bo na razie nie ma tam rzeczy, które by mnie interesowały. Z kolei córka moich amerykańskich znajomych postanowiła tam studiować na filii nowojorskiego uniwersytetu, który tam się otworzył. I bardzo dobrze. Nieźle nauczyła się tam arabskiego, skończyła tam studia i wróciła do pracy w....Nowym Jorku.
Alicja
Alicja - I znowu opinia bazująca na tym, co znalazłaś w mediach. Emiraty, szczególnie Dubaj to jest Szwajcaria Bliskiego Wschodu. A ograniczenia mają niewiele większe niż niektóre rejony USA. Czytałem o hrabstwie, w którym nie można sprzedawać alkoholu. W Dubaju kupisz wodę bez problemu :-D
UsuńNo nie, przecież piszę, że "po wizycie w Emiratach"... a nie po przejrzeniu mediów!
UsuńNie odpowiadał mi klimat, brakowało mi psów, nie podoba mi się służalcza natura kultury i hierarchia ludzi: nie jestem do tego przyzwyczajone. To jest na pewno bardzo ciekawe miejsce na pracę na jakiś czas, ale czy wybrałabym takie miejsce do osiedlenia się? Myślę, że nie.
Nie odbieram tego miejsca jako Szwajcarii: dla mnie Szwajcaria to kraj ludzi bardzo pracowitych, raczej trzeźwo patrzących na świat, bez pokazywania tego co się ma na zewnątrz (bardzo lubię taką cechę), piękna przyroda szanowana przez mieszkańców no i zupełnie przyjemny klimat. Mam nadzieję, że może tam kiedyś zamieszkacie, jak Wam się Arabia znudzi.
Hrabstwo, gdzie nie sprzedaje się alkoholu? No pewnie. Ale hrabstwo obok już je sprzedaje. W moim hrabstwie na przykład nie ma już plastikowych toreb w sklepach, a w hrabstwie obok - są. Obok to znaczy 5 minut z domu. Kraje sobie różnie organizują swoje prawa, ale niektóre rzeczy takie jak zakaz kobietom prowadzenia samochodów to trochę inne niż nie sprzedawanie alkoholu w danym hrabstwie. Na taki wielki kraj to takich hrabstw jest bardzo niewiele!
A wiesz, że w niektórych hrabstwach kobieta nie może mieć ciąży przerwanej legalnie? No właśnie, patrz jakie dziwactwa tutaj występują.
Pozdrowienia,
Alicja
Alicja- a ile czasu spędziłaś w Emiratach i których, bo się różnią pomiędzy sobą niesamowicie.
UsuńPo tygodniowym pobycie np. w Dubaju to trudno sobie wyrobić jakakolwiek opinie o Arabii Saudyjskiej czy Kuwejcie.
Pisałem jako o Szwajcarii w kontekście największego banku w regionie. Nie pisałem o mentalności.
Czy służalcza ? Raczej nie, a już na pewno nie ze strony obywateli tych krajów, bo ci potrafią być aroganccy - mowie o Emiratczykach czy Katarczykach (ci ostatni w szczególności)
I pod tym względem są podobni do Szwajcarów, tylko milsi :-)
Klimat - a to już co kto woli, ja lubię ciepełko.
Z alkoholem tez nie jest tak tragicznie - tu nie wolno, ale już w Bahrajnie, Egipcie - bez problemu. w Emiratach (poza niektórymi) tez - jest boczek i piwo.
Od rozmów o zakazie prowadzenia samochodu przez kobiety to już mnie mdli. Najpierw zobacz, jak tu się jeździ, a potem powiedz mi, ze wolałabyś prowadzić tutaj sama. Ja mimo przejechania ponad miliona kilometrów w rożnych krajach w długie trasy zawsze biorę kierowcę ,mimo, ze naprawdę lubię prowadzić.Kobiety maja albo drugi samochód z kierowca, albo są odwożone przez członków rodziny albo są bardzo tanie taksówki.
He he he. Byłam w Emiratach kilkrakrotnie (praca mnie wysłała): w Dubai, Abu Dhabi i w Adżmanie. Niezbyt długo, więc obserwacje są oczywiście ograniczone. Fakycznie samo jeżdżenie w tym kraju nie jest proste ani przyjemne, ale nie podobają mi się te zakazy. Nie wiem czy jest to trudno czy łatwo zrozumieć, ale nie podobają mi się obiektywnie.
UsuńNie zapowiada się, abym miała zostać obywatelką Emiratów, ale pisząc o służalności miałam na myśli te wszelakie hierarchie według pochodzenia i służalność wzajemna. Czyli obywatele Emiratów, potem obywatele innych krajów Zatoki (pewnie i tutaj występuje hierarchia), potem jest hierarchia osób ze świata zachodniego czyli Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy i Australijczycy, potem wszelkiej maści muzułmanie z Pakistanu czy Indii, dopiero potem ludzie z Bangladeszu i Filipin i tak dalej. Gdzieś tam za Anglosasami są inni Europejczycy, i w tej hierarchii i Polak swoje miejsce ma. I teraz kto komu służy i kto ma jakie prawa to zależy od tej właśnie hierachii. I to mi się nie podoba.
Spotkałam się z sytuacją, w której w firmie której udzielałam ekspertyzy, w stolicy Emiratów czyli w Abu Dhabi, pracownicy mieli starannie (czyli wedle hierarchii) wydzielone swoje miejsca parkingowe. No i z jakiejś dziwnej przyczyny wszyscy oprócz anglosaskiej dyrekcji i anglosaskich pracowników mieli te swoje miejsca parkingowe na zewnątrz!
Polacy też!
No, jak ktoś lubi to ciepełko, to pewnie mu odpowiadało...:)
Nawiasem mówiąc, nasza firma bardzo "zjechała" to co oni robili, nasze wskazówki i rekomendacje były najwyższego stopnia czyli byliśmy bardzo krytyczni.
Wyobraź sobie, że w 1.5 roku później firma....przestała istnieć! Nie dokonali implementacji naszych rekomendacji i po prostu padli.
Na pewno dla Was jest to świetne doświadczenie życiowe, a ja naprawdę bardzo polecam turystyczny przyjazd to USA, porozmawianie z ludźmi (którzy ogólnie są otwarci i życzliwi) i zrewidowanie swojej opinii czy tutaj jest naprawdę tak strasznie źle (ludziom, którzy nie są czarnymi niepełnosprawnymi lezbijkami). Wizyta tutaj bardzo Was raczej zafascynuje i pewnie trochę mitów zostanie obalonych tak przy okazji.
Serdecznie zapraszam!
Alicja
Mi tam alkoholu do szczęścia nie potrzeba. Szkoda tylko, że jest taka dwulicowość, że z jednej strony zabraniamy, a z drugiej whisky sobie kupujemy dla siebie. I tak dalej...
No a klimat, to ja mam idealny tutaj gdzie jestem. Teoretycznie w rejonie Zatoki San Francisco mamy taką pogodę, że nie trzeba nam ogrzewania w zimie, ani klimatyzacji w lecie. Teoretycznie, bo czasem w zimie może zejść to niewielu stopni powyżej zera i wtedy ogrzewanie się przydaje.
No, ale za to mamy trzęsienia ziemi, a to już jest nie do zniesienia...:)
Alicja- I Ty mi chcesz wmówić, ze w USA nie ma hierarchii???
UsuńTo Ci coś opisze.
Do Bardzo Znanej (wówczas) Amerykańskiej Firmy trafia CV wybitnego eksperta z branży.
Ekspert jedną wadę - jest Polakiem.
To osoba decyzyjna - Amerykanin w randze wiceprezesa mówi nie zatrudni go na tak wysoki grade, bo to nie Amerykanin.
Napisał to w oficjalnej opinii.
Gdzie jest kruczek, ze nikt Pana Wiceprezesa nie ukrzyżował ? Bo firma ma siedzibę poza USA.
Także amerykańska hipokryzja jest wielka jak K2.
Dodaj jeszcze, ze pewnie pojęcia nie masz skąd akurat właśnie Amerykanie mają najwyższą, najlepszą pozycję w Zatoce???
Bo to amerykański paszport decyduje o tym, ze masz najlepsze bonusy i podstawową pensję. Dotyczy to również firm amerykańskich w Europie. Moja koleżanka została Dyrektorem Regionalnym światowego koncernu medycznego ze Stanów. Siedzibę maja w Szwajcarii. Przyjechał koleś z USA na równorzędne stanowisko. Ona mieszkała w dwupokojowym mieszkaniu- on w willi z basenem.
I tak było ze wszystkim od mieszkanie, przez samochód, ubezpieczenie, urlop po pensje.
Co ciekawe - ukończyła lepsza uczelnie od gościa - również w Stanach, żeby nie było.
Do USA się nie wybiorę, bo większość zachowań uznawanych przeze mnie za np. oznakę dobrego wychowania czyli przepuszczenie kobiety w drzwiach czy zwyczajny uśmiech mogą być potraktowane jako "sexual harassment" To ja za przeproszeniem chromolę"piękne okoliczności przyrody i niepowtarzalne" jak za coś takiego mogą mnie zamknąć
Wielbłądzie - ja nie chcę Ci nic wmówić i dlatego właśnie sugeruję, żebyś wybrał się tutaj z wizytą normalnie turystyczną, po to, żebyś sam zweryfikował rzeczy, które ktoś (zapewne bardzo rozczarowany swoimi niepowodzeniami) Ci na talerzu zaserwował. Nie wydajesz się być jakimś głupim człowiekiem, ale trochę dziwi mnie, że połknąłeś najwyraźniej przynętę z haczykiem). Przyjedź, to zobaczysz czy kobiety przepuszczone w drzwiach zrobią Co awanturę albo pozwą Cię w sądzie. Gdzie Ty się takich głupot naczytałeś? Ja mogę Ci mówić z mojej strony, że tak nie jest, ale przecież nie przekonam się, dlatego sugeruję doświadczenie własne.
UsuńDziwne trochę piszesz rzeczy o nierówności w zarobkach czy świadczeniach. Czy nie wiesz, że sztuka negocjacji jest bardzo trudna, i że Polacy dopiero zaczynają jej się uczyć? Przez to, że byli przez lata pod zaborami (dosłownie i w przenośni), nie nabywa się takich umiejętności ani w szkołach, ani przez jedno pokolenie. W pewnym sensie wysysa się to z mlekiem matki. W Polsce wysysamy trochę inne rzeczy i między innymi dlatego mamy tyle pomników i tyle martyrologii. Amerykanie w tym czasie praktykowali i doskonalili wiele innych rzeczy.
Nie znam sytuacji Twojej koleżanki, ale ja na przykład w mojej też wielkiej i międzynarodowej firmie zarabiałam mniej niż koledzy, ale dlatego, między innymi, że miałam małe dzieci i mogłam pracować z domu, co pozwalało mi się spełniać jako matka, ale nie pozwalało pracować tak naprawdę na 100% jak koledzy.
I czego mam się tutaj czepiać, jak moje uczelnie nawet lepsze niż kolegi???
Amerykańska hipokryzja, mówisz? Takie rzeczy słyszałam tylko od członka rodziny, który w Polsce tak Ameryki nienawidzi za te wizy, że zapowiedział, że nigdy tutaj jego noga nie stanie. To jest trochę dla mnie śmieszne, bo "na złość mamie odmrożę sobie uszy"...Jak dla mnie, to lepiej, że on tutaj się nie zjawi.
Może Twojej koleżance lepiej pasowało mieszkać w dwupokojowym mieszkaniu, a nie w willi z basenem? Może nie umie pływać? No wiesz, nie wiadomo. Ja od dawna wiem, że w pracy równości nie ma i nie będzie, bo ludzie mają różnorakie umiejętności negocjowania, dopilnowania swojego etc. I wcale tego nie oczekuję.
Jako kobiecie - wyobraź sobie, wolno mi na przykład powiedzieć, że strasznie boli mnie brzuch i nie oczekuję w tej sprawie żadnych pytań, a szczególnie nie od mojego szefa. Chciałabym zobaczyć mojego kolegę to mówiącego.
Obudź się - w pracy NIE MA równości, ale nie zależy to od, przynajmniej tutaj, od Twojego pochodzenia czy skóry. Nie wierz mi, tylko spójrz kto jest prezydentem. I kto był prezydentem do tej pory.... I biali i czarni mają szanse, ale nie Polacy, bo to nie byłoby według obecnej konstytucji. Niesprawiedliwie? Pewnie w 2016 zobaczysz kobietę jako prezydenta: nie czarną, nie lezbijkę, bez niepełnosprawności...
Alicja
Siedzę i ryczę ze śmiechu bo widzę oczami wyobraźni tego typa z chusteczkami w uszach.
OdpowiedzUsuńSami mistrzowie świata w tym Saudi
Aga - miałem duuuze oczy, ale nie powiem ,ze mnie to specjalnie zdziwiło :-) Jak nie mógł wyłączyć, serwis nie przyjechał, bo za wcześnie to co chłopina miał zrobić?
UsuńPrzyjedz do UK, po kilku latach zaczynam na idiotow wszelkiej masci reagowac wzruszeniem ramion, wywroceniem oczu i charakterystycznym angielskim cmokaniem z dezaprobata.
OdpowiedzUsuńI przestalam sie spieszyc - jesli ktokolwiek probuje wymusic na mnie cokolwiek "na wczoraj", do upadu wyjasniam, ze do podjecia decyzji "board sie musi zebrac". No chyba ze to robota oplacana przez klienta bezposrednio i z gory, to insza inszosc ;)
Kizia
Kizia - myślę, ze wszędzie jesteśmy ofiarami "ciapatego etosu pracy" :-D
UsuńI żadne politycznie poprawne zaklęcia tego nie zmienią - rożne kraje, kontynenty, religie i branże. Wspólnym mianownikiem jest koleś z Dekanu. To coś musi być na rzeczy :-D
A moze bys sie tak wzial za siebie? Od czterech postow tylko narzekasz i narzekasz. Urlop nieudany, na lotnisku sprawdzaja, Chinczycy nie chca mowic po anielsku a kierowca nie chce wstawac w srodku nocy. Jakie jeszcze plagi Cie czekaja? A moze wreszcie cos pozytywnego?
OdpowiedzUsuńCos pozytywnego - MAM! Slonce świeci :))))
UsuńEcot- no chwilunia ja się mam wziąć za siebie???
UsuńJA wstałem rano, poddałem się kontroli, wydalę zrozumiale polecenia Chińczykom.
Ze się żalę ? Bom Polak i narzekanie wyssałem z mlekiem matki :-D
Ja bym im [posłał pare jobów
OdpowiedzUsuńMarek
no i posłałem - nawet po polsku, tylko poza tym, ze mi ulżyło efektywność tego była bardziej niż mizerna :-) Jakbym rzucił po angielsku tez by nic nie zmieniło, ale angielski nie ma tej ekspresji i twardego "r" :-D
UsuńHaha ja bym zamordowała po pierwszym yess Boss:)
OdpowiedzUsuńto bym musiał z pół firmy wystrzelać, ale to tez by niewiele pomogło, bo nowi wcale nie byliby lepsi :-(
Usuń