Cóż, Kasia czyli mój "nadworny zębolog" ostrzegała, że szansa na to, że pierwsza próba okiełznania mojej szalonej górnej siódemki wynosi 50 na 50 %, ale liczyłem na zdrowy rozsądek mojego zęba i jego strach przed dentystami w Arabii Saudyjskiej.
Niestety, podobnie jak cała reszta mojego jestestwa, ząb okazał się oporny na sugestię i musiałem wrócić do Łodzi, żeby doprowadzić go do stanu używalności.
„Ruda” się strasznie zeźliła, bo nie lubi dwa razy tej samej roboty robić w dodatku z takim egzemplarzem jak ja, czyli lekko nerwowym i do współpracy nieskorym :P
Dostałem dawkę specyfiku na „niebolenie" i już po…. półtorej godzinie było gotowe.
Po zakończeniu zabiegu ząb usłyszał od fachowca, jaki marny los go czeka jak się nie uspokoi.
Spokojny już być powinien, bo został wynerwiony i mnie wnerwiać nie ma teraz prawa :)
Jak na razie – jest już 20 godzin po zabiegu – i ząb siedzi cicho.
A kiedyś było inaczej.
Wiem z opowieści mojego Dziadka z czasów Jego wczesnej młodości, że w Jego okolicy mieszkał facet, który słynął jako wybitny specjalista od usuwania bolącego uzębienia, ale nikt z pacjentów nie chwalił się jakich to sposobów „mistrz" używa.
Dziadek, po którym pewnie odziedziczyłem dociekliwość i ciekawość świata zakradł się cichaczem pod dom „Wielkiego Wyrwizęba” w celu rozpoznania (co Mu zostało do czasów późniejszych, gdyż przed II Wojną Światową został w Wojsku Polskim … podoficerem zwiadu)
Przybył pacjent, razem ze „specjalistą” udali się do…... pobliskiej stodoły, gdzie, jak się okazało znajdował się „gabinet” .
Mistrz – wyrwiząb wytoczył sporych rozmiarów pieniek, w który wbity był solidny hufnal z króciutkim sznurkiem.
Jako ze odkażenie ważna rzecz, z za słomy wyciągnął solidną flachę bimbru i szklankę.
Najpierw nalał pełną szklanicę pacjentowi, później sobie….. i przywiązał za bolący ząb pacjenta do pieńka.
Pacjent stał w pozycji mocno wypiętej, a „mistrz” cichaczem z kieszeni wyjął...… szewskie szydło :)
Dalszego ciągu kuracji możecie się domyśleć :D
Jak już pacjent się wyprostował, dostał drugą szklanicę bimbru na powstrzymanie kur..…. przepraszam krwawienia oczywiście :)
„Operator” również sobie zdrowo „golnął” i po uściśnięciu prawicy klienta, pobraniu stosownej opłaty i odebraniu przyrzeczenia zachowania tajemnicy - rozstali się w pełnej zgodzie :)
Niestety, podobnie jak cała reszta mojego jestestwa, ząb okazał się oporny na sugestię i musiałem wrócić do Łodzi, żeby doprowadzić go do stanu używalności.
„Ruda” się strasznie zeźliła, bo nie lubi dwa razy tej samej roboty robić w dodatku z takim egzemplarzem jak ja, czyli lekko nerwowym i do współpracy nieskorym :P
Dostałem dawkę specyfiku na „niebolenie" i już po…. półtorej godzinie było gotowe.
Po zakończeniu zabiegu ząb usłyszał od fachowca, jaki marny los go czeka jak się nie uspokoi.
Spokojny już być powinien, bo został wynerwiony i mnie wnerwiać nie ma teraz prawa :)
Jak na razie – jest już 20 godzin po zabiegu – i ząb siedzi cicho.
A kiedyś było inaczej.
Wiem z opowieści mojego Dziadka z czasów Jego wczesnej młodości, że w Jego okolicy mieszkał facet, który słynął jako wybitny specjalista od usuwania bolącego uzębienia, ale nikt z pacjentów nie chwalił się jakich to sposobów „mistrz" używa.
Dziadek, po którym pewnie odziedziczyłem dociekliwość i ciekawość świata zakradł się cichaczem pod dom „Wielkiego Wyrwizęba” w celu rozpoznania (co Mu zostało do czasów późniejszych, gdyż przed II Wojną Światową został w Wojsku Polskim … podoficerem zwiadu)
Przybył pacjent, razem ze „specjalistą” udali się do…... pobliskiej stodoły, gdzie, jak się okazało znajdował się „gabinet” .
Mistrz – wyrwiząb wytoczył sporych rozmiarów pieniek, w który wbity był solidny hufnal z króciutkim sznurkiem.
Jako ze odkażenie ważna rzecz, z za słomy wyciągnął solidną flachę bimbru i szklankę.
Najpierw nalał pełną szklanicę pacjentowi, później sobie….. i przywiązał za bolący ząb pacjenta do pieńka.
Pacjent stał w pozycji mocno wypiętej, a „mistrz” cichaczem z kieszeni wyjął...… szewskie szydło :)
Dalszego ciągu kuracji możecie się domyśleć :D
Jak już pacjent się wyprostował, dostał drugą szklanicę bimbru na powstrzymanie kur..…. przepraszam krwawienia oczywiście :)
„Operator” również sobie zdrowo „golnął” i po uściśnięciu prawicy klienta, pobraniu stosownej opłaty i odebraniu przyrzeczenia zachowania tajemnicy - rozstali się w pełnej zgodzie :)
Źródło |
Matko Jedyna Paweł!!! Po twojej pierwszej opowieści o zębologu bolały mnie żeby, teraz to i mnie dupa boli! Norlamnie zaprzestane czytania twoich postów na trzeźwo..:-D
OdpowiedzUsuńSznupciu Najdroższa
UsuńToć niczego o proktologach czy innych sodomitach nie napisałem :P
*zęby nie żeby
OdpowiedzUsuńhe,he, na moje zęby taki specjalista musiałby wymyśleć inny sposób. mam trudności z używaniem nici dentystycznej, więc musiałby mi chyba jednak przywalić tym młotem od hufnala ;D a potem dokończyć dzieła jakimiś cęgami, pozdrawiam i trzymam kciuki za spokój w zębie :)
OdpowiedzUsuńDzięki - na razie ząb siedzi cicho :) Widocznie groźby "Rudej" podziałały :) Co do nici dentystycznej i młota - nie zapominaj o "środku znieczulającym" - pewnie wystarczyłoby podwoić dawkę i już :D
UsuńNo takie życie ;)
OdpowiedzUsuńNie martw się ja tez tak mam !
Nie tylko Ty, jak widać :)
Usuń