Pisałem już o tym, jak nam podczas dość ryzykownego manewru zawracania przez trzy pasy zgasł silnik w FORD-zie i o obiegowej opinii na temat samochodów, których marki zaczynają się na literę F
Mimo wysiłków naszych firmowych mechaników pojazd dalej okazuje swoje narowy.
W drodze do pracy padł układ chłodniczy, co w tutejszym klimacie o tej porze roku gwarantuje fioletowe tłoki po kilku kilometrach.
Dinesh do „fabryki” dojechał taryfą, no i czekamy na „silną grupę pod wezwaniem” do naprawy „fury”
W liczbie trzech plus kierowca - brygadzista pojawia się załoga w pick-upie.
No to chcąc nie chcąc sam musiałem wsadzić swój managerski zadek w „Krasulę”, bo się w pięciu do tego pojazdu nie zmieściliśmy.
Na miejscu panowie rozebrali pół bryki i pierwszy raz widziałem mechaników, którzy na ulicy demontują wentylatory i wyciągają graty, a jeden gość przy podniesionej masce stoi na silniku.
Pokleili, połatali, ale trzeba jechać do serwisu.
Na drugi dzień było gotowe.
To jedziemy.
Mała przerwa, Dinesh poszedł po coś do picia, ja – przerwa na papierosa.
Jakoś długo nie wraca, to odpaliłem furę, żeby się schłodziła.
Patrzę, a spod auta leje się całkiem uczciwym strumyczkiem wściekłozielony płyn wyglądający jak krew Predatora, podobny do tego, który nasi „magicy - mechanicy” dolewali do chłodnicy.
Ale temperatura nie rośnie.
Ki czort ?
Ale nie ważne – jak nie rośnie, to nie rośnie – pojedzie Dinesh na serwis to się zobaczy.
No nie dojechał na serwis, bo ocena była błędna.
To nie płyn chłodniczy tak rześko sobie płynął, tylko płyn ze wspomagania kierownicy :)
A uwierzcie - kręcenie fajerą w Explorerze bez wspomagania to zadanie dla Pudziana lub Hardkorowego Koksa Burneiki, a nie poczciwego Dinesha.
Jak nic od chłopaków z serwisu dostanie abonament :D
Mimo wysiłków naszych firmowych mechaników pojazd dalej okazuje swoje narowy.
W drodze do pracy padł układ chłodniczy, co w tutejszym klimacie o tej porze roku gwarantuje fioletowe tłoki po kilku kilometrach.
Dinesh do „fabryki” dojechał taryfą, no i czekamy na „silną grupę pod wezwaniem” do naprawy „fury”
W liczbie trzech plus kierowca - brygadzista pojawia się załoga w pick-upie.
No to chcąc nie chcąc sam musiałem wsadzić swój managerski zadek w „Krasulę”, bo się w pięciu do tego pojazdu nie zmieściliśmy.
Na miejscu panowie rozebrali pół bryki i pierwszy raz widziałem mechaników, którzy na ulicy demontują wentylatory i wyciągają graty, a jeden gość przy podniesionej masce stoi na silniku.
Pokleili, połatali, ale trzeba jechać do serwisu.
Na drugi dzień było gotowe.
To jedziemy.
Mała przerwa, Dinesh poszedł po coś do picia, ja – przerwa na papierosa.
Jakoś długo nie wraca, to odpaliłem furę, żeby się schłodziła.
Patrzę, a spod auta leje się całkiem uczciwym strumyczkiem wściekłozielony płyn wyglądający jak krew Predatora, podobny do tego, który nasi „magicy - mechanicy” dolewali do chłodnicy.
Ale temperatura nie rośnie.
Ki czort ?
Ale nie ważne – jak nie rośnie, to nie rośnie – pojedzie Dinesh na serwis to się zobaczy.
No nie dojechał na serwis, bo ocena była błędna.
To nie płyn chłodniczy tak rześko sobie płynął, tylko płyn ze wspomagania kierownicy :)
A uwierzcie - kręcenie fajerą w Explorerze bez wspomagania to zadanie dla Pudziana lub Hardkorowego Koksa Burneiki, a nie poczciwego Dinesha.
Jak nic od chłopaków z serwisu dostanie abonament :D
Źródło |
Jak sobie wyrobi muskuły to będzie mógł zmienić zawód na kierowcę tir-ów
OdpowiedzUsuńRadek
Nie życzę mu tego, tutaj to naprawdę "jazda bez trzymanki"
Usuń