Za kilka dni przeprowadzamy się po raz kolejny. Ziściło się stare wielbłądzie przysłowie "Nasze miejsce, nasz dom jest tam, gdzie my jesteśmy"
Tym razem przeprowadzka na terenie Polski, ale i tak jak to zazwyczaj w takich wypadkach bywa mamy sporo zakupów do zrobienia i to takich z gatunku "ja bez tego żyć nie mogę"
Zaczęliśmy od "jeździdła", bo się Stary Wielbłąd oprotestował i nieomal zaczął wzorem swoich kuzynów pluć i kopać, że on bez samochodu żyć nie może. Żeby uniknąć porażki jaką był nasz ostatni pojazd zleciliśmy zakup profesjonalistom, dając jedynie wskazówki odnośnie naszych preferencji co do marki i parametrów samochodu.
Nasze jeździdło prezentuje się tak jak widzicie :)
Niestety silniczek malutki, a i kucyków pod maską można byłoby upchnąć więcej.
Niemniej jednak "Siwa" (bo tak ją nazwaliśmy) sprawuje się na polskich drogach bardzo dzielnie. Nie jest na szczęście tak żarłoczna jak Krasula 2, bo przy cenach paliwa w Polsce mogłoby to być dość odczuwalne w portfelu. Wielbłądowi udało się nawet wyżebrać w Wydziale Komunikacji rejestrację z numerem alarmowym Staży Pożarnej :D
Potem przyszedł czas na moje zakupy - czyli wszystko co może przydać się w kuchni. Doszliśmy do wniosku, że nie będziemy wozić całej kuchennej zastawy i akcesoriów i korzystając z uprzejmości Lulu vel Marysi zamówiliśmy całą masę niezbędnych do normalnego funkcjonowania drobiazgów z wysyłką na Jej adres.
Ze względu na bardzo miłą, profesjonalną obsługę, dobry kontakt mailowy i ogromny wybór niezbędnych nam artykułów większość zakupów do kuchni zrobiliśmy w sklepie PrzyjemneGotowanie.pl
Nie będę opisywała każdego nowego nabytku, ale pochwalę się tym co nas najbardziej ucieszyło :)
Otóż Paweł wreszcie spełnił swoje marzenie i zażyczył sobie...... moździerz. :)
Nauczeni doświadczeniem, że porcelana jakimś dziwnym trafem się tłucze i to w najmniej odpowiednich momentach, a kamień pęka podczas tłuczenia pieprzu wybraliśmy ciężki, bardzo solidny moździerz ze stali nierdzewnej 18/10. Moździerz waży prawie 2 kg i ma antypoślizgową podstawkę, co zapobiega ślizganiu się po blacie. Jest też na tyle duży, że można w nim swobodnie ucierać większe ilości przypraw do naszych mieszanek zwłaszcza indyjskich i arabskich.
Dzięki temu ja pozbyłam się problemu z rozdrabnianiem ziół i tłuczeniem ziela angielskiego, pieprzu czy goździków do mieszanek przyprawowych. No bo skoro moździerz jest Wielbłąda, to niech on teraz wszystko uciera i tłucze :)
Dużą frajdę sprawił nam też zakup młynka do soli i pieprzu - model 2 w 1. Czyli oszczędność miejsca na blacie a do tego Paweł przestanie się wreszcie pytać gdzie jest sól :D
Uznaliśmy, że najlepszy będzie młynek ręczny, odpada problem z nerwowym poszukiwaniem baterii, która oczywiście skończy się wtedy, kiedy wszystkie sklepy będą już zamknięte.
Wybraliśmy prosty o klasycznym kształcie, ale za to bardzo funkcjonalny i wygodny w użyciu. Niby mała rzecz, a ....... cieszy :)
A teraz coś co mnie sprawiło przeogromną radość - miarki Nest Plus firmy Joseph Joseph
W Arabii Saudyjskiej miałam kilka zestawów miarek o różnych kształtach i pojemnościach i od różnych producentów, ale wszystkie zostały u Mariusza.
Jednak te które teraz kupiłam są absolutnie świetne. 5 kolorowych miarek, każda o innej pojemności - 15, 60, 85, 125 i 250 mililitrów przydają się podczas gotowania i pieczenia, jak żaden inny z moich kuchennych pomocników (no może z wyjątkiem Pawła :D ) Jest to jeden z tych gadżetów bez których nie wyobrażam sobie przygotowywania czegoś w kuchni. Mogłam co prawda kupić tańszy zestaw, ale ten był moim zdaniem najbardziej funkcjonalny.
Nie będę opisywała wszystkich naszych ostatnich zakupów typu ekspres do kawy, garnki, zastawa stołowa itp, bo musiałby to być baaaaaaardzo długi post, ale jeszcze jednym się pochwalę.
Otóż odkąd nauczyłam się gotować (lepiej późno niż wcale :D) nie wyobrażam sobie pracy w kuchni bez.... silikonowej stolnicy.
Podobnie jak większość naszych kuchennych akcesoriów stara mata została w Al-Khobar i czeka na nasz powrót do Arabii, ale dopóki Paweł nie skończy doktoratu będziemy mieszkać w Polsce. Ponieważ nasze nowe mieszkanie ma kuchnię w dość ciemnych kolorach, to dla rozweselenia wybrałam żółtą :D
Mata doskonale przylega do kuchennego blatu dzięki czemu nic się nie ślizga i ma olbrzymią zaletę - można ją myć w zmywarce, a później zwinąć, dzięki czemu nie zajmuje zbyt wiele miejsca. :)
Nasza mata - stolnica jest odporna na wysokie i niskie temperatury (można w niej schłodzić w zamrażalniku zwinięte w zgrabny rulon kruche ciasto), ma ponad 60 cm długości i około 40 cm szerokości - moim zdaniem ten rozmiar jest optymalny do rozwałkowywania wszelkiego typu ciast.
Po przeprowadzce czekają nas pewnie kolejne zakupy. Te do kuchni zrobię z pewnością w sklepie PrzyjemneGotowanie.pl - bo nasze ostatnie doświadczenia z zakupami na Allegro i w kilku sklepach internetowych doprowadziły mnie do furii. Pomijając już czas oczekiwania w trzech przypadkach otrzymaliśmy uszkodzone produkty, które musieliśmy odesłać do sklepu na nasz koszt, co dość skutecznie zniechęciło mnie do kolejnych zakupów.
Co prawda Mariusz jadąc na urlop do Polski przywiezie kilka moich ulubionych kuchennych drobiazgów, których za cholerę nie mogę kupić w Polsce, ale i tak wielu rzeczy mi jeszcze brakuje :(
Tym razem przeprowadzka na terenie Polski, ale i tak jak to zazwyczaj w takich wypadkach bywa mamy sporo zakupów do zrobienia i to takich z gatunku "ja bez tego żyć nie mogę"
Zaczęliśmy od "jeździdła", bo się Stary Wielbłąd oprotestował i nieomal zaczął wzorem swoich kuzynów pluć i kopać, że on bez samochodu żyć nie może. Żeby uniknąć porażki jaką był nasz ostatni pojazd zleciliśmy zakup profesjonalistom, dając jedynie wskazówki odnośnie naszych preferencji co do marki i parametrów samochodu.
Nasze jeździdło prezentuje się tak jak widzicie :)
Niestety silniczek malutki, a i kucyków pod maską można byłoby upchnąć więcej.
Niemniej jednak "Siwa" (bo tak ją nazwaliśmy) sprawuje się na polskich drogach bardzo dzielnie. Nie jest na szczęście tak żarłoczna jak Krasula 2, bo przy cenach paliwa w Polsce mogłoby to być dość odczuwalne w portfelu. Wielbłądowi udało się nawet wyżebrać w Wydziale Komunikacji rejestrację z numerem alarmowym Staży Pożarnej :D
Potem przyszedł czas na moje zakupy - czyli wszystko co może przydać się w kuchni. Doszliśmy do wniosku, że nie będziemy wozić całej kuchennej zastawy i akcesoriów i korzystając z uprzejmości Lulu vel Marysi zamówiliśmy całą masę niezbędnych do normalnego funkcjonowania drobiazgów z wysyłką na Jej adres.
Ze względu na bardzo miłą, profesjonalną obsługę, dobry kontakt mailowy i ogromny wybór niezbędnych nam artykułów większość zakupów do kuchni zrobiliśmy w sklepie PrzyjemneGotowanie.pl
Nie będę opisywała każdego nowego nabytku, ale pochwalę się tym co nas najbardziej ucieszyło :)
Link do naszego moździerza |
Nauczeni doświadczeniem, że porcelana jakimś dziwnym trafem się tłucze i to w najmniej odpowiednich momentach, a kamień pęka podczas tłuczenia pieprzu wybraliśmy ciężki, bardzo solidny moździerz ze stali nierdzewnej 18/10. Moździerz waży prawie 2 kg i ma antypoślizgową podstawkę, co zapobiega ślizganiu się po blacie. Jest też na tyle duży, że można w nim swobodnie ucierać większe ilości przypraw do naszych mieszanek zwłaszcza indyjskich i arabskich.
Dzięki temu ja pozbyłam się problemu z rozdrabnianiem ziół i tłuczeniem ziela angielskiego, pieprzu czy goździków do mieszanek przyprawowych. No bo skoro moździerz jest Wielbłąda, to niech on teraz wszystko uciera i tłucze :)
Dużą frajdę sprawił nam też zakup młynka do soli i pieprzu - model 2 w 1. Czyli oszczędność miejsca na blacie a do tego Paweł przestanie się wreszcie pytać gdzie jest sól :D
Uznaliśmy, że najlepszy będzie młynek ręczny, odpada problem z nerwowym poszukiwaniem baterii, która oczywiście skończy się wtedy, kiedy wszystkie sklepy będą już zamknięte.
Wybraliśmy prosty o klasycznym kształcie, ale za to bardzo funkcjonalny i wygodny w użyciu. Niby mała rzecz, a ....... cieszy :)
Link do miarek Next Plus |
W Arabii Saudyjskiej miałam kilka zestawów miarek o różnych kształtach i pojemnościach i od różnych producentów, ale wszystkie zostały u Mariusza.
Jednak te które teraz kupiłam są absolutnie świetne. 5 kolorowych miarek, każda o innej pojemności - 15, 60, 85, 125 i 250 mililitrów przydają się podczas gotowania i pieczenia, jak żaden inny z moich kuchennych pomocników (no może z wyjątkiem Pawła :D ) Jest to jeden z tych gadżetów bez których nie wyobrażam sobie przygotowywania czegoś w kuchni. Mogłam co prawda kupić tańszy zestaw, ale ten był moim zdaniem najbardziej funkcjonalny.
Link do maty - stolnicy silikonowej |
Otóż odkąd nauczyłam się gotować (lepiej późno niż wcale :D) nie wyobrażam sobie pracy w kuchni bez.... silikonowej stolnicy.
Podobnie jak większość naszych kuchennych akcesoriów stara mata została w Al-Khobar i czeka na nasz powrót do Arabii, ale dopóki Paweł nie skończy doktoratu będziemy mieszkać w Polsce. Ponieważ nasze nowe mieszkanie ma kuchnię w dość ciemnych kolorach, to dla rozweselenia wybrałam żółtą :D
Mata doskonale przylega do kuchennego blatu dzięki czemu nic się nie ślizga i ma olbrzymią zaletę - można ją myć w zmywarce, a później zwinąć, dzięki czemu nie zajmuje zbyt wiele miejsca. :)
Nasza mata - stolnica jest odporna na wysokie i niskie temperatury (można w niej schłodzić w zamrażalniku zwinięte w zgrabny rulon kruche ciasto), ma ponad 60 cm długości i około 40 cm szerokości - moim zdaniem ten rozmiar jest optymalny do rozwałkowywania wszelkiego typu ciast.
Po przeprowadzce czekają nas pewnie kolejne zakupy. Te do kuchni zrobię z pewnością w sklepie PrzyjemneGotowanie.pl - bo nasze ostatnie doświadczenia z zakupami na Allegro i w kilku sklepach internetowych doprowadziły mnie do furii. Pomijając już czas oczekiwania w trzech przypadkach otrzymaliśmy uszkodzone produkty, które musieliśmy odesłać do sklepu na nasz koszt, co dość skutecznie zniechęciło mnie do kolejnych zakupów.
Co prawda Mariusz jadąc na urlop do Polski przywiezie kilka moich ulubionych kuchennych drobiazgów, których za cholerę nie mogę kupić w Polsce, ale i tak wielu rzeczy mi jeszcze brakuje :(
pozdrawiam serdecznie
Ola
Kurcze Wy to w jednym miejscu zagrzać się nie możecie :) normalnie owsiki ... podziwiam bo ja to bardzo do miejsca i poczucia bezpieczeństwa jakie mi daje jestem przyzwyczajona a potem zazdroszczę takim jak Wy co to potrafią i lubią się przemieszczać :) Zakupy bardzo fajne, też zerknę na stronę skoro polecasz Olu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iwona
Iwonka - nie mam w zwyczaju polecania sklepów, ale ten rzeczywiście sprawdził się doskonale. Po naszych ostatnich niemal hurtowych zakupach na Allegro zraziłam się bardzo do kupowania przez Internet. Teraz jestem na etapie szukania szybkowaru - obdzwoniłam dziś kilka sklepów pytając o model ze wskaźnikiem ciśnienia w pokrywie. Tylko w jednym sklepie sprzedawca znalazł mi taki szybkowar. W pozostałych uzyskałam odpowiedź, że nie mają takich modeli, mimo, że akurat ten sam model był w ofercie wszystkich sklepów do których dzwoniłam. To pokazuje poziom wiedzy sprzedawców. Dlatego tak zachwalam sklep Przyjemne Gotowanie - tam potrafili mi udzielić dokładnych informacji, a do tego zrobili to szybko i w miły sposób :)
UsuńSama mam traumę po przeprowadzce, więc na waszym miejscu odwlekałabym wizję następnej do oporu. Za to zakupów szalenie zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńshariankoweleben.wordpress.com
Przeprowadzki to już nasz chleb powszedni - w Polsce do tej pory 9 razy, w Arabii 3 razy :D
UsuńPs. - a których zakupów tak zazdrościsz ? D
Z ciekawości, ile wam to zajmuje? U mnie sam przewóz moich rzeczy to były 2 kursy dwoma autami osobowymi :D
UsuńSprzętu kuchennego, oczywiście. :) Sama mam parę rzeczy na oku, ale finanse, finanse...
Cała przeprowadzka - ok. 150 kg bagażu nie licząc pakowania 1 godzinę (wszystko zostało wysłane kurierem do nowego mieszkania) :D
UsuńOdnośnie sprzętu kuchennego - od 2 tygodni Ola robi "doktorat" z szybkowarów :D
Stolnice silikonową już dawno odkryłam, ale jakoś wałkować " nie lube , nie lube " natomiast potwierdzam - fajnie się sprawdza i praktyczna jest.
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzka - zmora, tak więc podziwiam za dobrą organizację i zakup jeszcze!
W przeprowadzkach mamy już praktykę :D
UsuńOdnośnie stolnicy silikonowej - Ola zaczęła tego używać dopiero w Arabii, ale teraz już bez tego żyć nie może :D
Czy to jest post sponsorowany?
OdpowiedzUsuńJakoś na razie nikt mi nie chce zapłacić za moje pisanie, chociaż jakby pojawił się jako sponsor np. Mercedes to nie odmówię :D
UsuńDoktoratu?!?
OdpowiedzUsuńWow!
Kizia
Kiedyś ten doktorat trzeba wreszcie zrobić :D
UsuńJa to bym nie potrafił tak żyć ciągle w trasie :)Ja przyzwyczajam się i do ludzi i do miejsca. Pamiętam jak przeżywałem moją pierwszą przeprowadzkę niby miałem dalej mieszkać w tym samym mieście ale całkowicie inne rejony. Największe nerwy wprowadziła firma od przeprowadzek która na kilka godzin przed umówionym terminem odwołała wszystko. Przyznaję troszkę spanikowałem ale pomyślałem że tak nie może być. Wziąłem telefon do ręki wpisałem przeprowadzki Płock i udało się załatwić nowy transport w ciągu 15min, a do nowego miejsca przyzwyczajałem się dobre pół roku. :)
OdpowiedzUsuńCzyli jesteś nietypowym Albatrosem, bo stacjonarnym :-)
Usuńw naszym wydaniu wszelkie zmiany i przeprowadzki wynikają nie tyle z nieustającej chęci zmian, a raczej z życiowej konieczności ze względu na specyfikę mojej pracy.
Natomiast podróże turystyczne są uzupełnieniem tego stylu życia.
Chociaż przez pierwsze 30 lat życia nie przeprowadzałem się dalej niż max. 10 km od miejsca, gdzie się urodziłem :-D