To były wyjątkowo trudny rok dla Arabii
Saudyjskiej. Kraj ten stoi w obliczu nie jednego czy dwóch, ale aż co
najmniej sześciu problemów, które mogą nim zachwiać. Choć eksperci
podkreślają, że mimo wszystko Arabia Saudyjska nie jest obecnie w
sytuacji bez wyjścia, wydłużanie się kryzysów może być dla niej, i dla
całego regionu, bardzo groźne. Były polski ambasador w tym kraju
Krzysztof Płomiński przestrzega przed nadal żywymi historycznymi
podziałami i regionalizmami. - Jeżeli nastąpi destabilizacja polityczna
albo załamanie gospodarcze, może to nawet grozić integralności państwa -
mówi dyplomata.
W niedawnym artykule magazynu "Foreign Policy" pt. "Stany Zjednoczone
powinny zacząć się obawiać upadku Saudów", wymieniono aż sześć różnych
problemów, z którymi przyszło się obecnie zmagać Arabii Saudyjskiej. To
rozłamy wewnątrz rodziny królewskiej, wojna w Jemenie, w którą
zaangażowane są również siły Rijadu, spadek cen ropy naftowej, napięcia
po tragicznej śmierci niemal tysiąca pielgrzymów w trakcie hadżdżu,
konflikt z Iranem na tle szyicko-sunickiego podziału i coraz mniejsze
zaangażowanie w regionie Stanów Zjednoczonych, które były gwarantem jego
stabilności. Czy któryś z nich może poważnie zagrozić arabskiemu
królestwu?
- Na spadek cen ropy naftowej czy wojnę w Jemenie Arabia Saudyjska ma tylko pośrednio wpływ. Z kolei śmierć pielgrzymów podczas hadżdżu, choć niewątpliwie tragiczna, nie powinna przełożyć się na stabilność tego państwa. Rozłamy w rodzinie już były, konflikt z Iranem nie jest nowy, a cena ropy naftowej wahała się nieraz. Tyle że teraz mamy do czynienia z tymi wszystkimi czynnikami naraz - komentuje dla Wirtualnej Polski dr hab. Katarzyna Górak-Sosnowska ze Szkoły Głównej Handlowej. Jednocześnie ekspertka zauważa, że załamanie się Arabii Saudyjskie wieszczono już od kilku lat, a mimo to kraj trwa. - Zmieniają się normy społeczne - młodzi Saudyjczycy żyją w swoistym rozkroku między tradycją a nowoczesnością, coraz częściej dopadają ich bolączki zwykłych ludzi, np. bezrobocie, rozwarstwienie społeczne. Jednak mimo to Arabia Saudyjska trzyma się w swoich ryzach - dodaje."Rywalizacja z Iranem odbywa się póki co poza terytoriami obu państw, ale jednak na terenie Bliskiego Wschodu, który i bez tego pogrążył się w chaosie. I myślę, że właśnie to - destabilizacja całego regionu - jest i będzie najpoważniejszą konsekwencją". Katarzyna Górak-Sosnowska, SGH
Z kolei były ambasador w Arabii Saudyjskiej Krzysztof Płomiński podkreśla, że wszystkie problemy, przed którymi stoi Rijad, są ze sobą powiązane i jeśli któryś z nich się zaostrzy, kraj znajdzie się w niełatwym położeniu. Dyplomata dodaje do listy "FP" jeszcze jedno wyzwanie, z którym będą się musieli zmierzyć Saudyjczycy: przyszła sukcesja. - Król Salman ze względu na wiek i stan zdrowia jest władcą przejściowym i wiele wskazuje na to, że może być ostatnim z synów króla Abdulaziza, założyciela monarchii, który staje na czele państwa - mówi ekspert, dodając, że w licznej saudyjskiej rodzinie królewskiej toczy się coraz bardziej widoczna wewnętrzna rywalizacja pomiędzy różnymi grupami książąt.
Pod koniec września tego roku brytyjski dziennik "The Guardian" opisał te spory, powołując się na jednego z saudyjskich arystokratów, wnuka założycie dynastii. Arabski książę przekazał gazecie dwa swoje listy, które rozesłał do członków licznej rodziny i które wzywają do usunięcia króla Salmana.
Jednak według Płomińskiego pałacowe rozgrywki, choć mogą destabilizować wewnętrzną sytuację w kraju, raczej nie skończą się przewrotem na szczytach władzy. - Przeciwdziałają temu instytucjonalne rozwiązania w ramach rodziny panującej i poczucie wspólnoty interesu - wyjaśnia dyplomata.
Zarówno Płomiński, jak i Górak-Sosnowska uważają również za mało prawdopodobny wybuch społecznego buntu.
- Nie tak dawno przez świat arabski przeszła Arabska Wiosna. W Arabii Saudyjskiej protestowała wówczas garstka szyitów i jeszcze mniejsza garstka kobiet domagających się prawa do prowadzenia samochodów. Z kolei system władzy opiera się na równowadze między poszczególnymi obozami - niełatwo będzie doprowadzić do spektakularnego zamachu stanu. Choć z drugiej strony świat arabski nie raz nam pokazał, że bardzo wymyka się naszym prognozom i analizom - komentuje Górska-Sosnowska.
Z kolei polski dyplomata przypomina, że elementy niezadowolenia społecznego są widoczne w Arabii Saudyjskie właściwie od dawna. - Z jednej strony to kraj bardzo bogaty, o wysokim dochodzie narodowym, z drugiej 20-25 proc. społeczeństwa żyje na granicy biedy i utrzymuje się wysokie bezrobocie. W ostatnich latach władze podjęły sporo działań, by te nierówności nieco załagodzić, ale i tak istnieją potężne problemy o charakterze społecznym, które wpływają na sytuację wewnętrzną i w dłuższej perspektywie mogą oddziaływać destabilizująco. Choć dotychczas nie ujawniły się one w formie jakiegoś szerszego sprzeciwu wobec władzy - mówi ekspert. I dodaje, że efektem ubocznym tych problemów jest jednak rosnące zagrożenie terrorystyczne oraz przypadki angażowania się saudyjskich obywateli w działalność ugrupowań ekstremistycznych poza granicami królestwa.
Według Płomińskiego władcy z Rijadu na obecnym etapie nie muszą się również obawiać poważniejszych konsekwencji wewnętrznych z powodu przedłużającego się spadku cen ropy naftowej - w przeciwieństwie do takich państw jak Iran czy Rosja. - Arabia Saudyjska posiada potężne instrumenty pozwalające kontrolować koniunkturę na rynku ropy naftowej, wiązać ją z celami swojej i sojuszniczej polityki zagranicznej, a ponadto ma jeszcze około 700 mld dolarów zabezpieczonych środków, które pozwalają jej łagodzić deficyt budżetowy, finansować wojnę w Jemenie i kontynuować realizację imponującego programu inwestycyjnego. Stabilizująco działa też członkostwo w regionalnej organizacji integracyjnej - Radzie Współpracy Państw Zatoki. W tej sytuacji nie widzę bezpośredniego ryzyka - ocenia Płomiński. Jednocześnie dyplomata ostrzega: - To zagrożenie jednak mogłoby stać się realne w późniejszym okresie, gdyby obecne napięcia regionalne przeciągały się lub ulegały dalszej eskalacji, albo gdyby kalkulacje, na których oparta jest aktualna polityka naftowa Arabii Saudyjskiej, okazały się nietrafne w świetle rozwoju wydarzeń.
Ryzyko wcale nie jest małe, bo ropa stanowi niemal 90 proc. przychodu narodowego królestwa. Długotrwały spadek cen surowca będzie w końcu coraz bardziej dla niego odczuwalny. A Międzynarodowy Fundusz Walutowy już ostrzega, że w 2020 r. dług publiczny Arabii Saudyjskiej może wynieść nawet 44 proc. jej PKB. Jeszcze w zeszłym roku było to 1,6 proc.
Płomiński zwraca uwagę na jeszcze jeden element saudyjskiej społecznej układanki, który jest istotny dla stabilności tego kraju - szyicką mniejszość. Konflikt między szyitami i sunnitami trwa od samego początku rozłamu w islamie i nie raz przybierał krwawy obrót. Tak, jak to ma dziś miejsce w Syrii, Iraku czy Jemenie. Kraje te stały się teatrami wojny zastępczej między szyickim Iranem a głównie sunnicką Arabią Saudyjską. Choć polski dyplomata zaznacza, że "stanowi ona jedynie wycinek konfliktów i problemów" w regionie, które utrwalają na Bliskim Wschodzie chaos i grożą rozpadem państw.
- Arabia Saudyjska już wcześniej kilkakrotnie interweniowała w Jemenie, ale obecna sytuacja jest rzeczywiście groźna, bo wydaje się praktycznie nie do opanowania - ocenia Płomiński. Dyplomata przypomina, że pół wieku wcześniej także Egipt "boleśnie odrobił jemeńską lekcję". - Oczywiście można wyobrazić sobie inny scenariusz - zaangażowanie się naftowych sąsiadów w odbudowę i rozwój Jemenu oraz podęcie konstruktywnej współpracy. Takie plany są omawiane w Arabii Saudyjskiej. Niezależnie od trwałego uspokojenia sytuacji w Jemenie wymagałoby to jednak również zmiany myślenia w sferze relacji sunnicko-szyickich w regionie, co dziś jest mało realne - dodaje.
Nie lepiej maluje się przyszłość Syrii, gdzie Rijad stanął po stronie części sunnickich rebeliantów, a Iran i Rosja zbrojnie popierają alawitę prezydenta Baszara al-Asada. Wojna w tym kraju trwa już cztery lata i nic nie wskazuje na to, by miała się wkrótce skończyć. Rok temu przelała się na sąsiedni Irak, gdzie część terenów zajęli dżihadyści z Państwa Islamskiego, które urosło w siłę właśnie dzięki trwającemu w regionie konfliktowi i zamieszaniu.
- Rywalizacja z Iranem odbywa się póki co poza terytoriami obu państw, ale jednak na terenie Bliskiego Wschodu, który i bez tego pogrążył się w chaosie. I myślę, że właśnie to - destabilizacja całego regionu - jest i będzie najpoważniejszą konsekwencją - ocenia z kolei Górak-Sosnowska, pytana o następstwa przedłużania się problemów, z którymi zmaga się Rijad.
"Obawy co do intencji amerykańskich były poważne i takie pozostają. Wpłynęły one na aktywizację polityki Rijadu w regionie i większą gotowość do bezpośredniego angażowania się wojskowego, ale także na zbliżenie saudyjsko-izraelskie oraz próby ustanowienia bardziej pragmatycznych stosunków z Rosją." - Krzysztof Płomiński, były ambasador w Arabii SaudyjskiejTym bardziej, że do tej pory Arabia Saudyjska w obliczu różnych wyzwań i zagrożeń korzystała z ochrony sojuszniczego supermocarstwa - Stanów Zjednoczonych. Ambasador Płomiński przypomina, że trwały alians Rijadu i Waszyngtonu został wypracowany jeszcze przez pierwszego saudyjskiego monarchę, króla Abdulaziza, i prezydenta Roosevelta w 1945 r., w - jak zaznacza dyplomata - symboliczne Walentynki. - Z grubsza sprowadza się on do tego, że USA zapewniają rodzaj parasola bezpieczeństwa i unikają ingerowania w sprawy wewnętrzne Arabii Saudyjskiej, a ta dba o stabilizację cen ropy naftowej i wspomaga politykę amerykańską na Bliskim Wschodzie i na świecie - wyjaśnia dyplomata.
Teraz jednak pax americana - co zauważa również "Foreign Policy" - zaczął stawać pod znakami zapytania i liczba mnoga nie jest przypadkowa. Jeden z nich został postawiony po zawarciu porozumienia światowych mocarstw, w tym USA, z Iranem.
Ale polski dyplomata przypomina, że Saudyjczycy już wcześniej nabrali wątpliwości co do wiarygodności polityki Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie i jego lojalności wobec sojuszników. Rijad nie zapomniał, jak Amerykanie pozostawili na pastwę losu obalanego przez zbuntowany lud szacha Iranu. - Obawy co do intencji amerykańskich były poważne i takie pozostają. Wpłynęły one na aktywizację polityki Rijadu w regionie i większą gotowość do bezpośredniego angażowania się wojskowego, ale także na zbliżenie saudyjsko-izraelskie oraz próby ustanowienia bardziej pragmatycznych stosunków z Rosją - ocenia Płomiński, dodając, że choć amerykańsko-saudyjskiego sojuszu nie można kwestionować, to jednak należy dalej uważnie obserwować powstające na nim rysy.
Jeśli więc problemy, przed którymi przyszło stanąć władzom w Rijadzie pozostaną nierozwiązane, a Waszyngton będzie równie mało skłonny do większego zaangażowania w uspokojenie sytuacji w regionie, Arabię Saudyjską mogą czekać poważne kłopoty.
Płomiński przypomina, że Arabia Saudyjska to kraj stworzony "siłą i dyplomacją" zaledwie kilkadziesiąt lat temu z różnych emiratów i szejkanatów oraz Królestwa Hidżazu. I choć jego władze zrobiły wiele, by państwo było spójne, "regionalizmy oraz podziały plemienne, klanowe i wyznaniowe nie zostały całkowicie wykorzenione". - Trudno mówić o powstaniu skonsolidowanego narodu saudyjskiego. Będąc ambasadorem w Arabii Saudyjskiej widziałem, jak po wydarzeniach 11 września 2001 r. regionalizmy te na chwilę zaczęły odżywać. Dość szybko je wygaszono, niemniej sądzę, że pozostają one uśpione i jeżeli nastąpiłaby destabilizacja polityczna albo załamanie gospodarcze, dżiny mogą wyjść z dzbana - ostrzega Płomiński.
Polski dyplomata jest przekonany, że "pamiętają o tym rządzący w Rijadzie". - Pamiętać powinni również wielcy tego świata rozdający karty na Bliskim Wschodzie. Stabilny rozwój Arabii Saudyjskiej leży również w interesie Polski, dla której Królestwo jest jednym z ważniejszych partnerów pozaeuropejskich - ocenia Płomiński.
Meczet Proroka |
Artykuł pochodzi z Wirtualnej Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych