Mam taki obyczaj żywieniowy, że przynajmniej raz dziennie muszę spożyć coś ciepłego.
Najczęściej ochota na ciepłe żarełko nachodzi mnie w porze obiadowej, niezależnie od tego, kiedy ona w danym kraju występuje :)
Na początku pobytu żywiłem się w ”stołówce zakładowej”, ale po dwóch tygodniach obrzydło mi to na czas jakiś, ze względu na niesamowitą monotonieę oferowanych potraw.
Jakiś gulasz z ryżem, jedna i ta sama sałatka warzywna, jakaś ryba (nie jadam) i jakieś danie z makaronu, które udaje (w dodatki mocno nieudolnie) kuchnię włoską, przez co traci jakikolwiek urok.
Udałem się więc na poszukiwania jakiejś jadłodajni w okolicy i znalazłem na pierwszy rzut oka obrzydliwą spelunę :D
Ale, ale – zawsze jest tam ogromny tłok, co wzbudziło moją czujność rewolucyjną.
Bo jeśli tam jadają i robotnicy wszech nacji, lekarze z pobliskiego szpitala oraz wszelkiego typu „krawaciarze” z okolicy to coś musi być na rzeczy.
Skusiłem się na shoarmę – i był to strzał w 10 :)
Za niewielkie pieniądze (12 SAR) zjadłem przepyszną kanapkę z mięskiem drobiowym, serkiem oraz FRYTKAMI w środku.
No niebo w gębie. Co ciekawe, moja porcja rosła z każdą wizytą :D
Przetestowałem większość potraw kuchni tureckiej, jakie mają w ofercie i jestem zachwycony.
Nie ważne, że podają to na plastikowych talerzach (mnie już „przysługuje” normalny ceramiczny talerz), oraz że sztućce są plastikowe a zamiast obrusów zmieniane „co gościa" przykrycie z folii ciętej z metra.
Część klientów je klasycznie rękoma praktycznie wszystkie dania, to też nie ważne.
Liczy się to, że atmosfera jest naprawdę świetna, a jedzenie znakomite i DUŻO :D
W życiu bywałem w naprawdę luksusowych lokalach, ale tak dobre dania tureckie jedliśmy z Olą raz w życiu w Alanya i to za jakieś absurdalne pieniądze.
Tak wlasnie jest, niewyjsciowe spelunki czesto serwuja najlepsze dania, trzeba sie tylko przemoc i zawsze szukac knajp z duza iloscia localsow. Najlepsze jedzenie w zyciu jadlam w podejrzanie wygladajacej knajpie w Marakeszu, daleko od glownych, luksusowyh ulic, za to porcej full wypas i niesamowite smaki i dokladki salatek i sosow za free :D
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Najlepsze placki roti na Sri Lance jedliśmy w barze, gdzie były robione na zapleczu i zawijane we....wczorajszą gazetę. Ale ich smak pamiętam do dzisiaj.
UsuńTak pewnie jest wszedzie:)
OdpowiedzUsuńTez mam malutkie knajpki zaprzyjaznione z pysznym i tanim jedzeniem. Choc wygladaja smutno, jedzonko pyszne jest.
I dotyczy to stref nowojorskich, chicagowskich czy florydzkich.
Cala zabawa polega na tym, by trafic w enklawy, np gecka kolo Tampy, peruwianska w Naples, japonska na Brooklynie czy wloska na Little Italy na Manhattanie. I moglabym tak dlugo: tajwanska, francuska, wietnamska. Chinskiego jedzonka nie znosze!
i absolutnie byc z dala od tzw chain czyli tych red lapsterow itp