10/26/2013

Pycha kroczy przed upadkiem czyli jak się skończyło moje podwodne rumakowanie

Moje wcześniejsze nurkowania już Wam opisałem. Jak wiecie – szału nie było ze względów różnych – od radosnego towarzystwa po kłopoty z uszami.
Ale dziś pojechałem z fantastyczną ekipą.
Towarzystwo ekstremalnie międzynarodowe, ale dogadywaliśmy się świetnie.
Przygotowujemy sprzęt, a w czasie sprawdzania wychodzi, że mój „funkiel -  nówka, nieśmigany"  jacket ma kłopot techniczny.
Nie do naprawienia na miejscu.
Problem polega na tym, że nie działa połączenie umożliwiające jego napełnienie powietrzem.
Jest to niezbędne do ustabilizowania pływalności.
Ale przecież można go nadmuchać paszczą, więc nie odpuszczam – twardo będę nurał.
No i hyc do wody.
A tu problem – wygląda jakbym miał za mało balastu, kręcę się jak gówno w przeręblu .
 Zszedłem na całe 3 metry i ni chu, chu dalej.
To „wyjeżdżam” na powierzchnię. Doładowuję kolejne 3 kilogramy balastu.
I co ? I ch..j. Dalej to samo.
Nikt już na dwóch łodziach nie ma więcej balastu.
Wściekły jak cholera wyłażę na łódkę.
Po powrocie wszystkich dokonuję zbiórki „co łaska” z balastu.
No – doładowałem kolejne 8 kilo.
Teraz to nie ma wała, muszę zejść.
Myk do wody – i dalej dupa.
O nie – parafrazując Albercika „a dosyć już mam tych nawodnych ciuciubabek” pociągnąłem na 6 metrach taki „sznurek”, który otwiera dolny zawór umożliwiający praktycznie całkowite wypuszczenie powietrza z jacketu.
To był głupi pomysł.
Poszedłem jak kamień w dół.
Mówiłem Wam, że się nie dało nadmuchać jacketu z butli i można paszczą ?
Owszem, ale nie jak w tym samym czasie musisz wyrównywać ciśnienie w uszach.
Minąłem chłopaków z szybkością nurkującej siekiery i za cholerę nie mogę przestać spadać.
Majtam nogami jak jakaś pieprzona motorówka  - nic.
Całe szczęście, że mój „buddy” (czyli drugi z pary) to był kumaty chłopak i dzida za mną :)
Próbuję z rzucić balast z pasem- dupa – pas się zatrzymał na pasie krokowym, którego w poprzednim jackecie nie było.
No to się trzeba pozbyć „gratów” i na górę.
Buddy złapał mnie za fraki, „graty" won i na jego powietrzu wyjechałem na górę w trybie pilnym.
Nauczki są dwie – jak Ci nie idzie to się nie pchaj pod wodę.Widocznie to nie Twój dzień.
A już na pewno  nie kombinuj z „walniętym” sprzętem.
Ale zawsze jest jakiś pozytyw - mam nowego, fajnego kumpla :)
Wiszę Mu wypad do Bahrajnu i …  maskę za jedyne 700 SAR, bo jak mnie taszczył na górę, to mu spadła i szlag ją trafił
Źródło

21 komentarzy:

  1. To nie pycha tylko skrajna glupota. Nie jestem nurkiem (mam bardzo doswiadczonych kolegow) ale i bez doswiadczenia mozna stwierdzic, ze zlamales kilka podstawowych zasad bezpiecznego nurkowania. I to kto? Ktos, kto na codzien zajmuje sie bezpieczenstwem!
    Nie ma sie czym chwalic!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie chwalę :( Za PRL-u to się nazywało "złożyć samokrytykę" Złamałem jedną zasadę - poszedłem z jacketem, który nie był w 100% sprawny. Napisałem to właśnie dlatego, żeby ostrzec innych, że z reguły kłopoty mają nie ci, którzy zaczynają, a ci którym się wydaje że są już dobrzy.Opieprz całkiem słuszny i zasadny

      Usuń
  2. komentarz od Marek 1 kod kreskowy - Może weź tydzień urlopu i ponurkuj trochę w resortach egipskich nad Morzem Czerwonym. Będziesz miał zapewnioną opiekę i sprawdzony sprzęt.

    ps, Marku - nie wiem, dlaczego się nie pojawił się Twój komentarz,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek - punkt za ironię :) Jest to najgorsze miejsce, powie Ci to każdy, kto tam nurkował. Są owszem - bardzo nieliczne miejsca gdzie to co piszesz jest prawdą.
      Tam bym się z tego raczej nie wygrzebał, jeżeli byłoby to na większych głębokościach. Do 20 m. jakoś bym sam sobie poradził, jeżeli zszedłbym na dno i się uporał z balastem.

      Usuń
  3. Nurkowanie jednak chyba nie dla mnie.

    Zapraszam: www.tandmpodrozniczo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego ? To bezpieczny sport, jak się myśli i nie rumakuje :) Ja sobie zafundowałem kłopoty tylko i wyłącznie przez arogancję i przesadną pewność siebie

      Usuń
  4. Oj, oj, oj, Pawle, nie boisz sie, ze Gadzina przeczyta i Ci leb urwie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mi urwała wczoraj i łeb a nawet głowę, ale na szczęście - tylko korespondencyjnie :P

      Usuń
    2. Szczesciarz (bo korespondencyjnie) :D

      Usuń
  5. Wiem, sytuacja tragiczna, ale opis tak sklecony,że uśmiałam się do łez.Ja pamiętam jakiego chojraka rznęłam w Sharm na wypadach nurkowych. Też mój sprzęt(niestety wypożyczany,bowiem własnego nie posiadam w mojej wannie widać dno i bez maski:P) był jakiś trefny i co chwila coś się działo.Raz walnęłam głową w jakiś jachcik,który sobie nadpłynął ,gdy ja zaaferowana byłam robieniem zdjęć rafy koralowej.Generalizując moje przygody wyglądały mniej więcej jak Twoje, z bliskim spotkaniem 1 stopnia z koralami włącznie(po których do dziś mam szramy na kolanach)Nie sądzę ,by prędko wróciła mi ochota na nurkowanie,choć pływać uwielbiam i ze wszystkich przyjemności zostawionych w Polsce właśnie basenu brakuje mi najbardziej:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, od razu tragiczna. Tragiczna to by była jakbym nie wypłynął :) Sprzęt mam własny, ale się porwałem na "skrzydło" i teraz się męczę. Nie dość, że się ciężko to zakłada, to jeszcze sobie je słabo dopasowałem. A na dokładkę się popsuło :(
      Muszę przyznać, że wiele sztuk mi się udało zrobić pod wodą, ale dynią w łódkę jeszcze nie walnąłem :D Porysowanie przez koralowce- normalna to rzecz - zwłaszcza, że w Egipcie nie wolno używać rękawiczek :(
      Wiesz, ja w Polsce nie miałem basenu a tu mam :)

      Usuń
    2. Chyba nie porwalabym sie na nurkowanie. Przeraza mnie wizja, ze w 100% jestem zalezna od sprzetu.

      Ja do snowbordu sprzet tez mialam wlasny - ale dopiero za drugim podejsciem kupilam sobie dobrze dopasowane buty i wiazania. Pierwsze byly za rada pana sprzedawcy w sklepie i mozna je sobie bylo w d* wsadzic :)

      Usuń
    3. Najczęściej tak bywa,że doświadczenie przychodzi w miarę praktykowania, a rzeczy których się nie miało albo się pojawiają, albo jest na odwrót- życie jest przewrotne.
      Wspominałam też ,że byłam tak zaaferowana oglądaniem rybek,że zupełnie zgubiłam moja grupę ? A ze sportów śniegowych, zimowych najbardziej lubię......czytanie książek z kawą i książką w ręku zakopana po uszy pod kołdrą i przed rozpalony na full kominkiem:)

      Usuń
    4. Futrzak - całe szczęście, że nie tylko od sprzętu. Dlatego zawsze nurkuje się we dwóch co najmniej. W tym przypadku to była moja arogancja i głupota. Nic więcej. Także nurkowanie szczerze polecam :)

      Basia - Nie wspominałaś, ale rozumiem fakt "zgubienia" grupy - skądś to znam :) Najbardziej mnie wkurzyło to, że jak się ewakuowałem, to kolesie wytropili rekina :(
      Ze sportów zimowych dołożyłbym do tego smakowite grzane piwko z dodatkami :D

      Usuń
    5. Racja - o tym zupełnie zapomniałam:)Bez grzanego ani rusz:)

      Usuń
    6. O, widzisz i takie podejscie do zimy lubię

      Usuń
  6. Jejku dobrze, że jesteś i piszesz ten tekst! Kazań robić nie zamierzam, sam się skarciłeś, uważaj na siebie i nurkuj bezpiecznie :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zj...bka zasłużona :( Od teraz nurkuję z Abutem - czyli z moim sprawdzonym "buddym" :)

      ps.
      to Twój ziomek, ale urodzony w Jerozolimie

      Usuń
  7. Dobrze, że złozyłes samokrytykę i wyciągnołeś wnioski. Strach pomyslec co by było gdyby nie Buddy. Nie ma co się bac nurkowania ale.... z głową!

    Ariadna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Dlatego mam już wypróbowanego partnera, który zna już moje radosne pomysły, także do nowych wariactw nie dojdzie :) Mamy zamiar pojechać na Half Moon Beach dopasować mój radosny jacket po naprawie i dobrać właściwe obciążenia. Powinno już być bezproblemowo :)

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych