Nie mieliśmy melodii na robienie obiadu w poprzednią sobotę, więc poszliśmy na shawarmę do knajpki, którą już Wam wielokrotnie opisywałem, gdzie zawsze było dobrze i tanio
Tanio jest nadal :-(
Ale dobrze..... to się tam struliśmy.
Cala noc jechałem do Rygi przez Ząbkowice, a dołem też nie było lepiej.
Taka kołomyja do białego rana, a w niedzielę do roboty, bo się audyt zewnętrzny ISO zaczął.
I z audytu w szybkich abcugach do domu wrócić musiałem, żeby jeszcze jakimś specyfikiem się podratowć, bo moja jazda jeszcze się nie skończyła.
Ola noc przeżyła spokojnie, ale Ją wzięło z opóźnieniem.
Jak na razie na shawarmę mamy daleko posuniętą alergię.
Oby się nie skończyło w moim przypadku jak z dżemem pomarańczowym.
Był to mój (poza przepyszną kwaśną śmietaną i doskonałym chlebem) podstawowy produkt spożywczy podczas pobytu na obozie w ZSRR w.... 1986 roku.
Od tamtej pory nie jem dżemu pomarańczowego, bo po miesiącu takiej diety to nawet na pomarańcze szczekałem, co w tamtych czasach nie było specjalnie zrozumiałe i wychodziłem na zarozumiałego snoba.
To, że jestem zarozumiałym snobem, akurat w tym przypadku, jak widzicie nie miało żadnego wpływu :-D
Tanio jest nadal :-(
Ale dobrze..... to się tam struliśmy.
Cala noc jechałem do Rygi przez Ząbkowice, a dołem też nie było lepiej.
Taka kołomyja do białego rana, a w niedzielę do roboty, bo się audyt zewnętrzny ISO zaczął.
I z audytu w szybkich abcugach do domu wrócić musiałem, żeby jeszcze jakimś specyfikiem się podratowć, bo moja jazda jeszcze się nie skończyła.
Ola noc przeżyła spokojnie, ale Ją wzięło z opóźnieniem.
Jak na razie na shawarmę mamy daleko posuniętą alergię.
Oby się nie skończyło w moim przypadku jak z dżemem pomarańczowym.
Był to mój (poza przepyszną kwaśną śmietaną i doskonałym chlebem) podstawowy produkt spożywczy podczas pobytu na obozie w ZSRR w.... 1986 roku.
Od tamtej pory nie jem dżemu pomarańczowego, bo po miesiącu takiej diety to nawet na pomarańcze szczekałem, co w tamtych czasach nie było specjalnie zrozumiałe i wychodziłem na zarozumiałego snoba.
To, że jestem zarozumiałym snobem, akurat w tym przypadku, jak widzicie nie miało żadnego wpływu :-D
źródło |
Klątwa faraona ma długie macki, jak widać ;)
OdpowiedzUsuńCzym podpadłeś w Egipcie? Za mały bakszysz?
Podejrzewacie mięso czy wodę(w sensie tę, w której myto warzywa na przykład)?
Jak się pracuje w "Małym Kairze" to wszystko jest możliwe :-D
UsuńPodejrzane są frytki, a raczej olej do frytek :-(
Współczuję, chyba nie ma nic gorszego niż jazdy w takim stylu właśnie :( Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńszczególnie, jak się nie tylko to ma na głowie :-(
UsuńDzięki za pozdrowienia (cmok, cmok)
Wierz mi, wiem o cyzm mowa, nie raz mi się zdarzyło zwazywszy ,że tu w tej wsi bez przerwy jakies jelitówki łapiemy od turystów. Mam nadzieję,że już lepiej!:*
UsuńBasia - już lepiej, ale ... jakby to ująć kulturalnie biegunka to nie jest to, co mi poprawiało humor w czasie audytu :-0
UsuńBo to taka zaraza, która nigdy, w żadnych warunkach nie poprawia humoru, wręcz wykreślając nam z życiorysu ładnych kilka dni :( Dobrze ,że jest już lepiej. A teraz mi się przypomniało, w Sharm posiadali taka herbatkę - w smaku jak nasza mieta ,którą ponoć piją wszyscy na pustyniach niestety nie pamiętam nazwy. Jednak pamiętam,że po wypiciu jednej takiej porcji klątwa faraona bardzo szybko nas opuściła.Może u was też jest gdzieś do kupienia?
UsuńJuż wszystko OK, a co do herbatki, to się muszę popytać, może gdzieś ją znajdę. Dzięki za podpowiedź.
UsuńDzień dobry Wam :) Trafiłam do Was przez bloga Oleny, przeczytałam od deski do deski i dodaję do ulubionych. Świetnie się Was czyta i w ogóle fajne z Was muszą być ludzie :)
OdpowiedzUsuńto powitać w oazie, powitać :-D
UsuńNo i życzę powrotu do zdrowia. Posłałabym Wam troszkę tutejszej, morawskiej śliwowicy, świetnie leczy brzuchy, ale to chyba nielegalne?
OdpowiedzUsuńNiestety, nielegalna :-( Ale masz rację - to jedyny medykament, poza naszą nalewką tyrolską na zielonych orzechach które choróbsko z trzewi wypędza.
UsuńHejka! Na to najlepsza wódka z pieprzem ale u Was to niemożliwe, chyba że... Współczuję serdecznie, bo wiem co to znaczy, ja nie mogę patrzec na kebaby, fetę, oliwki, szpinak i chillii. Niestety!!!! Ale o dziwo zemsta faraona, sułtana czy jak tam się zwie to dziadostwo nigdy mnie nie dopadła na wyjeździe - wszystkie te problemy miałam jak wracałam do ojczyzny Jak to możliwe? Nie mam pojęcia, ale tak było. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, bo ono, jak mawiał imć Jan z Czarnolasu, najważniejsze!!! Pozdro! Jola
OdpowiedzUsuńJola - tradycyjne metody są nieodstępne i się muszę przemęczyć na zasadzie -samo przyszło, samo odejdzie :-(
UsuńDobrze, ze mam jakieś specyfiki na to.