Zainspirowany postem Futrzaka "Wracać z emigracji do Polski, czy nie?" chciałbym wyrazić swoje zdanie.
Ja planowałem wyjazd, to prawda, ale raczej za kilka lat i na kilka lat, w celu zdobycia innych doświadczeń i zarobienia lepszych pieniędzy niż te, które oferowano mi w Polsce.
Tak się jednak złożyło, że musiałem wyemigrować, bo szukałem w Polsce pracy zgodnej z moim wykształceniem i doświadczeniem przez ponad 7 miesięcy.
Nieważne, stare dzieje.
Wracając do meritum – mam dość specyficzne wykształcenie, które zdobywałem przez wiele lat na 3 różnych uczelniach i „kilka dobrych lat" doświadczenia w swojej branży.
W Polsce, w dalszym ciągu, pokutuje kilka „zaszłości”, jakie za "moją" branżą ciągną się od czasów PRL.
Były to czasy kiedy behapowiec (to jeden z 3 moich zawodów) siedział sobie gdzieś w jakiejś zapomnianej przez wszystkich kanciapie, a wyciągało się go z niej i otrzepywało z pajęczyn, jak się zdarzył wpadek, albo „jakaś kontrol” przyjechała.
On udawał, że pracuje, firma udawała, że mu płaci i tak to się kręciło.
Była Zakładowa Straż Pożarna, która niewiele musiała robić, więc płacono też marnie, a chłopaki żyli z fuch przenajróżnieszych
Ale pewnego dnia pojawił się w Polsce "Dziki Zachód" i firmy zaczęły oczekiwać, a to "jakiejś tam" Polityki Bezpieczeństwa, a to innych cudów, jak ocena ryzyka (nie tylko stanowiskowego, ale i biznesowego), znajomości zachodnich czy światowych procedur itd.
Tylko płacić chcieli w dalszym ciągu tak, jak za siedzenie za szafą ze szczotkami.
Zlikwidowano Straże Zakładowe i etaty strażaków w dużych zakładach (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami) i większość obowiązków trafiła do behapowców, bo "taki koleś" w zakładzie być z mocy ustawy musi.
Dołożono jeszcze ochronę środowiska, żeby było ładnie i „światowo”
Najlepiej byłoby, gdyby taki behapowiec jeszcze sam realizował zalecenia, jakie wydał produkcji, co by się nie nudził za bardzo i ludziom w poważnej pracy nie przeszkadzał.
Dołożono oczekiwania znajomości angielskiego i diabli wiedzą czego jeszcze (spotkałem się już z tym, że Dział BHP miał prowadzić magazyn odzieżowy lub planować remonty budynków).
W ostatniej firmie miałem okazję dość często wyjeżdżać za granicę i tak okazało się, że Dział BHP owszem robi mnóstwo dziwnych rzeczy, ale i ilość ludzi i kasa "dyć się różnią" od polskich realiów. Bo owszem, można zapakować do tego działu wszystko, co tylko, nawet luźno, uda się powiązać z bezpieczeństwem, ale daje się na to i budżet i etaty.
Wielu z moich ”zagramanicznych" kolegów o znacznej części tego, co u nas było w zakresie obowiązków pojęcie miało bardzo blade i nie robiło tego wcale lub robiło zgodnie z zasadą „żeby Polska nie zginęła" i nikt im za to złego słowa nie mówił.
Stwierdziłem więc, że nie mam na czole napisane „jeleń” i że oczekuje się ode mnie "więcej za mniej" i wcale mi się to nie podoba.
W pracy i tak musiałem mówić po angielsku, pisać jakieś raporty i sprawozdania w tym języku. Z rodzinnego miasta też wyjechałem lata temu.
To co mi za różnica czy jestem obcy w tym samym kraju czy w innym ???
Za wykształcenie płaciłem sam z własnej kieszeni, tak więc Ci którzy chcą mi zarzucić, że „żerowałem" na Państwie Polskim, które mnie wykształciło, a potem je porzuciłem, argumentu tego tym razem nie użyją.
Nigdy nie miałem żadnych odliczeń podatkowych, więc za liceum i podstawówkę zapłaciłem z dużą nadwyżką.
Do momentu, kiedy nie będę opłacany tak, jak są opłacani specjaliści w mojej branży (o kwalifikacjach zbliżonych albo niższych) w innych krajach, nie mam zamiaru wracać.
Jeśli usłyszę, że państwo jest biedne "i wogóle", to mam propozycję obniżenia drastycznie zarobków tym, którzy pracują na stanowiskach znacznie powyżej swoich kwalifikacji i z reguły za zupełnie „zachodnie” stawki.
Tutaj też wykonuję wiele czynności wykraczających poza mój zakres obowiązków, ale zawsze coś za to mam (poza uściskiem dłoni Prezesa oczywiście).
Tutaj szanuje się fachowców i nie wymusza na nich robienia rzeczy, które mogą wykonać ludzie z wykształceniem dostosowanym do poszczególnych zadań. W Polsce musiałem sam płacić za wynajem mieszkania, podatek od użytkowania służbowego samochodu itp. "haracze".
Nie otrzymując literalnie nic w zamian.
I wybaczcie jeśli kogoś uraziłem, ale w d*** mam taką solidarność społeczną . Niewiele w życiu dostałem od innych za darmo, jeśli komuś pomagam to z własnej woli, a nie dlatego, że jakiś jeden nierób każe mi utrzymywać kolejną bandę nierobów.
PS 1. W tym miejscu wielki ukłon i gorące podziękowania dla naszych Przyjaciół i dla tych wszystkich Ludzi, którzy prawie mnie nieznając wyciągnęli do mnie pomocną dłoń - czytają bloga więc wiedzą, że mam wobec nich olbrzymi dług wdzięczności i nie zapomniałem o tym
PS 2. Nie pracuję na (przysłowiowym już) zmywaku :P
PS 3. Ciekaw jestem bardzo Waszych opinii na temat emigracji i powrotów z emigracji.
Jakie były Wasze drogi i co Wami kierowało.
Dlaczego zdecydowaliście się na życie ekspatów, albo dlaczego pozostaliście w Polsce ?
Ja planowałem wyjazd, to prawda, ale raczej za kilka lat i na kilka lat, w celu zdobycia innych doświadczeń i zarobienia lepszych pieniędzy niż te, które oferowano mi w Polsce.
Tak się jednak złożyło, że musiałem wyemigrować, bo szukałem w Polsce pracy zgodnej z moim wykształceniem i doświadczeniem przez ponad 7 miesięcy.
Nieważne, stare dzieje.
Wracając do meritum – mam dość specyficzne wykształcenie, które zdobywałem przez wiele lat na 3 różnych uczelniach i „kilka dobrych lat" doświadczenia w swojej branży.
W Polsce, w dalszym ciągu, pokutuje kilka „zaszłości”, jakie za "moją" branżą ciągną się od czasów PRL.
Były to czasy kiedy behapowiec (to jeden z 3 moich zawodów) siedział sobie gdzieś w jakiejś zapomnianej przez wszystkich kanciapie, a wyciągało się go z niej i otrzepywało z pajęczyn, jak się zdarzył wpadek, albo „jakaś kontrol” przyjechała.
On udawał, że pracuje, firma udawała, że mu płaci i tak to się kręciło.
Była Zakładowa Straż Pożarna, która niewiele musiała robić, więc płacono też marnie, a chłopaki żyli z fuch przenajróżnieszych
Ale pewnego dnia pojawił się w Polsce "Dziki Zachód" i firmy zaczęły oczekiwać, a to "jakiejś tam" Polityki Bezpieczeństwa, a to innych cudów, jak ocena ryzyka (nie tylko stanowiskowego, ale i biznesowego), znajomości zachodnich czy światowych procedur itd.
Tylko płacić chcieli w dalszym ciągu tak, jak za siedzenie za szafą ze szczotkami.
Zlikwidowano Straże Zakładowe i etaty strażaków w dużych zakładach (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami) i większość obowiązków trafiła do behapowców, bo "taki koleś" w zakładzie być z mocy ustawy musi.
Dołożono jeszcze ochronę środowiska, żeby było ładnie i „światowo”
Najlepiej byłoby, gdyby taki behapowiec jeszcze sam realizował zalecenia, jakie wydał produkcji, co by się nie nudził za bardzo i ludziom w poważnej pracy nie przeszkadzał.
Dołożono oczekiwania znajomości angielskiego i diabli wiedzą czego jeszcze (spotkałem się już z tym, że Dział BHP miał prowadzić magazyn odzieżowy lub planować remonty budynków).
W ostatniej firmie miałem okazję dość często wyjeżdżać za granicę i tak okazało się, że Dział BHP owszem robi mnóstwo dziwnych rzeczy, ale i ilość ludzi i kasa "dyć się różnią" od polskich realiów. Bo owszem, można zapakować do tego działu wszystko, co tylko, nawet luźno, uda się powiązać z bezpieczeństwem, ale daje się na to i budżet i etaty.
Wielu z moich ”zagramanicznych" kolegów o znacznej części tego, co u nas było w zakresie obowiązków pojęcie miało bardzo blade i nie robiło tego wcale lub robiło zgodnie z zasadą „żeby Polska nie zginęła" i nikt im za to złego słowa nie mówił.
Stwierdziłem więc, że nie mam na czole napisane „jeleń” i że oczekuje się ode mnie "więcej za mniej" i wcale mi się to nie podoba.
W pracy i tak musiałem mówić po angielsku, pisać jakieś raporty i sprawozdania w tym języku. Z rodzinnego miasta też wyjechałem lata temu.
To co mi za różnica czy jestem obcy w tym samym kraju czy w innym ???
Za wykształcenie płaciłem sam z własnej kieszeni, tak więc Ci którzy chcą mi zarzucić, że „żerowałem" na Państwie Polskim, które mnie wykształciło, a potem je porzuciłem, argumentu tego tym razem nie użyją.
Nigdy nie miałem żadnych odliczeń podatkowych, więc za liceum i podstawówkę zapłaciłem z dużą nadwyżką.
Do momentu, kiedy nie będę opłacany tak, jak są opłacani specjaliści w mojej branży (o kwalifikacjach zbliżonych albo niższych) w innych krajach, nie mam zamiaru wracać.
Jeśli usłyszę, że państwo jest biedne "i wogóle", to mam propozycję obniżenia drastycznie zarobków tym, którzy pracują na stanowiskach znacznie powyżej swoich kwalifikacji i z reguły za zupełnie „zachodnie” stawki.
Tutaj też wykonuję wiele czynności wykraczających poza mój zakres obowiązków, ale zawsze coś za to mam (poza uściskiem dłoni Prezesa oczywiście).
Tutaj szanuje się fachowców i nie wymusza na nich robienia rzeczy, które mogą wykonać ludzie z wykształceniem dostosowanym do poszczególnych zadań. W Polsce musiałem sam płacić za wynajem mieszkania, podatek od użytkowania służbowego samochodu itp. "haracze".
Nie otrzymując literalnie nic w zamian.
I wybaczcie jeśli kogoś uraziłem, ale w d*** mam taką solidarność społeczną . Niewiele w życiu dostałem od innych za darmo, jeśli komuś pomagam to z własnej woli, a nie dlatego, że jakiś jeden nierób każe mi utrzymywać kolejną bandę nierobów.
PS 1. W tym miejscu wielki ukłon i gorące podziękowania dla naszych Przyjaciół i dla tych wszystkich Ludzi, którzy prawie mnie nieznając wyciągnęli do mnie pomocną dłoń - czytają bloga więc wiedzą, że mam wobec nich olbrzymi dług wdzięczności i nie zapomniałem o tym
PS 2. Nie pracuję na (przysłowiowym już) zmywaku :P
PS 3. Ciekaw jestem bardzo Waszych opinii na temat emigracji i powrotów z emigracji.
Jakie były Wasze drogi i co Wami kierowało.
Dlaczego zdecydowaliście się na życie ekspatów, albo dlaczego pozostaliście w Polsce ?
Podziwiam ludzi takich jak Wy, którzy potrafią odnaleźć się w zupełnie innym kulturowo kraju. IMO to niesamowita umiejętność dostosować się do życia w Argentynie, USA czy Arabii Saudyjskiej.
OdpowiedzUsuńJa kilak lat temu z wyemigrowałem z rodziną z Legnicy do Warszawy i nie mogę przywyknąć do tego zupełnie innego świata. Gdyby nie praca i dzieci w szkole najchętniej wróciłbym na Dolny Śląsk jeszcze dzisiaj. :) Na wakacje jeżdżę natomiast do Europy Środkowej (Czechy, Słowacja, Węgry, Ukraina, Rumunia), bo źle się czuję na obcym dla mnie Zachodzie, o krajach arabskich nie wspominając. :)
Edek - to nie jest kwestia odwagi tylko zimnej kalkulacji (bom inżynier :)) Po prostu robisz sobie "życiową ocenę ryzyka" dzieląc kartkę na pół wpisując "plusy dodatnie i plusy ujemne" . I z tego Ci jasno wychodzi co masz zrobić. My też wyjechaliśmy najpierw do Wawy i Krakowa (tak dwa lata musieliśmy funkcjonować), później oboje w Wawie, później Podkarpacie. Też bardzo chętnie wróćiłbym do Łodzi, na stare śmieci, do kolegów i przyjaciół. Tylko nie mam po co, bo w Łodzi "nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem" parafrazując Ferdka Kiepskiego.
UsuńW tym momencie do emigracji zewnętrznej już jeden krok. A Arabia? A jaka to różnica, gdzie? I tak, poza swoimi rodzinnymi stronami wszędzie jesteś obcy.
O matko i corko!!! Jak milo wiedziec, ze ktos jeszcze oprocz mnie dzieli kartke na pol i liczy plusy ujemne i plusy dodatnie.
UsuńDaleko, baaaaardzooooo daleko mi do inzyniera, ale dokladnie w ten sposob podejmuje wszystkie zyciowe decyzje przez ostatnie 40 lat;) I dobrze mi to idzie, potem tylko przewidziec odpowiednio konsekwencje, te ktore sie da i isc za ciosem, a to przeciez latwe;)
Ta metoda jest w moim użyciu od dawna i jest duuużo starsza niż mój tytuł:)
UsuńWszystkich konsekwencji wyoboru nie sposób przewidzieć, ale podobno najgorszym wrogiem jest akceptacja tzw. "małej stabilizacji". Jak się zatrzymujesz na jakimś etapie i nie wykorzystujesz szans, to mści się to bardzo boleśnie. Więc, jak się nadarzyła okazja i byli wspaniali ludzie, którzy zdecydowali się mi pomóc to skorzystałem :)
Ojojoooooojjj!!
OdpowiedzUsuńJakie znowu zerowanie na "panstwie"?
Twoi rodzice podatki placili - nie wiem ile masz lat - ale ja TEZ placilam. Nie czuje sie jakobym na czymkolwiek zerowala.
No, ale to ja.
Nie daj sobie wmowic poczucia winy. Za co???
Masz zawod jaki masz, nie ma na niego zapotrzebowania w kraju - FINITO.
Idziesz tam, gdzie sie da zyc i rodzine utrzymac, normalna rzecz.... (IMHO)
Futrzaku - ale odbiłem najbardziej popularny "argument", że mnie PAŃSTWO edukację dało, a ja niewdzięczny sukinsyn, wyjechałem nie chcąc utrzymywać chrych wizji IV RP lub Zielonej Wyspy, które różnią się tym, że Pan Minister Sławomir "Fotoradar" Nowak ma prawo jazdy, a Pan Prezes nie.
UsuńPawle, to co Ci państwo dało - już oddałeś w podatkach. Teraz zarabiasz na siebie.
UsuńMnie ten argument zawsze zabija w ustach znajomego, który po studiach z zakresu budownictwa i zrobieniu uprawnień - od lat handluje pietruszką.
Od decyzji o wyjeździe bardzo często spotykamy się z tym zarzutem - zawsze odpowiadam, że skoro państwo nie potrafiło "zagospodarować" wiedzy i kompetencji, to niech się cieszy, że dostaje pieniądze.
Patriotyzmem jest uwalnianie miejsc pracy:-)
Masz mnie na sumieniu.
OdpowiedzUsuń5.01 na zegarze, a ja mam jutro - o! przepraszam, dzisiaj - ciężki dzień.
Gratuluję bloga i talentów do pokazania tak trudno przekładalnej "na polski" rzeczywistości. No i oczywiście poczucia humoru, zmysłu obserwacji i dystansu, o który mnie coraz trudniej.
Też jestem wyjechana, właściwie w rozkroku - trochę „tutaj” trochę „tam”. "Tutaj" aktualnie oznacza w Polsce. "U nas" oznacza i Polskę, i Saudi, w zależności od kontekstu :-) Mnie najbardziej doskwiera to, że tak naprawdę ani nie jestem „tutaj”, ani „tam” - taki półemigrant.
Dlaczego emigracja?
Mąż wyjechał, bo miał dość. Chociaż pracę miał, zawodowo dotarł do ściany. Dopiekli mu rozliczni rodzimi "specjaliści", których jedynym sukcesem zawodowym była wiedza, z kim trzeba wypić. Widziałam, ile go to kosztuje. Brak spójnej koncepcji, totalna niekompetencja i brak profesjonalizmu, totalny tumiwisizm – to tylko część problemu. W konsekwencji, ci, którym się jeszcze coś chciało i coś potrafią, albo jedni po drugich wyjeżdżali, albo frustrują się coraz bardziej. Próbując naprawiać to, co nienaprawialne. Frustrujący był również fakt, że zarobki w branży były skandaliczne. Wiedza, wykształcenie, kolejne uprawnienia absolutnie na nic się nie przekładały.
Zdaliśmy sobie sprawę, że na nic lepszego się nie zanosi. Branża cały czas państwowa – pomimo kamuflażu w postaci SA i sp. z o.o. w nazwach – więc wola zmian znikoma. Pociągającym za sznurki zależy na utrzymaniu status quo. Ci, którym się jeszcze cokolwiek chce i wiedzą jak – nie mają siły przebicia. Mnożenie absurdalnych problemów któregoś pięknego dnia doprowadziło do tego, że usiedliśmy przy stole i przedyskutowaliśmy rodzinnie pomysł. Mówiło się i wcześniej o wyjeździe, ale to zawsze było w konwencji – „kiedyś”. No i to „kiedyś” musiało nastąpić;-)
Znalezienie pracy okazało się nadspodziewanie łatwe. Wyjazd pomimo obaw, stosunkowo bezproblemowy. Firma ułatwiła wszystko, co się chyba ułatwić dało. Wejście w realia zawodowe z marszu. A Polonia na miejscu wspaniała! Serdeczni, chętni do pomocy i dobrze zorientowani w realiach. Dzięki ich pomocy bardzo szybko się zaaklimatyzował.
Czy myślimy o powrocie do kraju?
Tak, coraz częściej. To z założenia miało być na trochę. Z tym że raczej nie do pracy - pracy szuka w jakimś bardziej cywilizowanym kraju.
Mnie też się wydaje, że moja wytrzymałość na Saudię się powoli kończy. Pięć lat, jak zauważyłam na rozlicznych przykładach, to moment, w którym człowiek się jeszcze buntuje. Później się przyzwyczaja. A jak stwierdził mój syn, Arabia Saudyjska to nie jest przyjemny kraj do życia. Kulturowo, religijnie, krajobrazowo (chociaż ja pustynię bardzo lubię) i klimatycznie czasem trudny do zniesienia – pomimo tolerancji (to Oni są u siebie!), szacunku i życzliwości do nich. Owszem płacą dobrze i żyje się bardzo wygodnie, ale to nie do końca o to chodzi.
matko, ale się rozpisałam!
Pozdrawiam serdecznie Autora i kobarską część Polonii:-)
Dzięki za pozdrowienia. My na razie jesteśmy na etapie fascynacji Arabią, ale pewnie po jakimś czasie przyjdzie przyzwyczajenie, a później też zaczniemy dostrzegać wady. I wyemigrujemy gdzie indziej, bo na poważne zmiany w naszym pięknym kraju się nie zanosi. Wiem, żem nie patriota, ale przez 42 lata próbowałem nim być i była to miłość bez wzajemności.
UsuńJa tak sobie mysle, ze wlasnie z Kabulu zostaje prawdziwa patriotka. Nie taka ktora wzrusza sie sluchajac hymnu, ale taka ktora wie za co naprawde ceni swoja Ojczyzne - majac na uwadze jej wady. To zabawne, ze musialam zobaczyc jedno z trudniejszych miejsc na ziemi, zeby w pelnej krasie dostrzec jak cudownie latwe moze byc zycie w Polsce. Problem tylko z negatywnym nastawieniem jej mieszjancow :)
UsuńMy, czyli już z małżonką?
UsuńNo to gratuluje, fajnie.
Mnie najbardziej w kość daje rozłąka. Nawet na kilka miesięcy. Szkoda mi czasu spędzanego osobno.
Z tym msm chyba największy problem.
Etap fascynacji Arabią mam już niestety za sobą. Co oczywiście nie oznacza, że nie widzę plusów mieszkania w Królestwie. Jest ich oczywiście sporo, i nie są one wyłącznie finansowe;-)
Cieszę się chociażby, że mogę sobie zrobić "przerywnik, w naszej upiornej zimie. Poza tym ralia życia expatów są absolutnie nierealne ;-)
Nie trzeba sie umawiać, z miesięcznym wyprzedzeniem na spotkanie towarzyskie, skoro tutaj wszyscy mają za dużo wolnego czasu. Kończy się pracę o 16.00, nie pracuje się do końca zegara. Nikt nie gada o pieniądzach i z zasady nie jojczy, ze mu żle;-)
Nie przeszkadza mi fakt, że daleko do domu; sześć godzin samolotem to jednak rzut beretem. Żurek, buraczki, ogórki kiszę. Chlebek piekę. Przyprawy i artykuły spożywcze niedostępne w Arabii przywożę. Zresztą lubie eksperymenty kulinarne, więc gdyby nie mąż, nie zawracałabym sobie tym głowy.
Ciepło, czasami aż za bardzo;-), ludzie wokół życzliwi, z biurokracją, użera się firma.
Olu, największym patriotą człowiek zostaje na obczyźnie. In dalej, tym większym.
Częściowo nie dotyczy go bajzel w umiłowanym kraju - z daleka to jednak inaczej widać. A i na porównaniu z krajem zamieszkania Polska może w wielu przypadkach wygrywać. Europa to jednak piękny kraj.
Olu - mnie zmęczyła w Polsce ciągła walka nie z zadaniami, ale z podejściem typu "masz tu chłpie dychę, kup flaszkę, zagrychę i przyneś dwie dychy reszty"
UsuńCo ja - magik jestem ? Tu robię tylko to, co jest możliwe do zrobienia i nie obawiam się, że jak zdarzy się coś niezależnego ode mnie to ktoś mi przypisze za to winę, co w Polsce jest nagminne.
Jolanta - Europa to jednak piekny kraj. :) Wlasnie tak.
UsuńPawel - Rozumiem. Traktuja Cie fair. To bardzo, bardzo duzo.
Jolu - Małżonka(Szacowna zresztą) już w blokach startowych czeka, ale to kwestia 2-3 miechów. Mamy już doświadczenie w życiu na odległość. Teraz jest trochę dalej, ale niewiele to zmienia :)
UsuńTeż bywało tak, że się nie było szansy spotkać przez kilka tygodni.
A jak tak się chwalisz kuchnią polską i to znakomitą to się koniecznie muszę do Was wwprosić ma obiad :D
He, he, czy dobra nie wiem:-), ale po nas chyba widać, że żle nie jadamy ;-))
UsuńZapraszam oczywiście bardzo serdecznie, jak tylko sie na pustyni pojawię. Szanowny małżonek jak do tej pory tylko kaszę nauczył się gotować. Ale to dobrze, kasza zdrowa.
Z barszczykami, żurkami, w Polsce się nie bawię, tu mam w sklepie na rogu. W Saudi dziewczyny robia takie cuda, że nie mam startu, robie to co umiem.
Sama mogłabym przezyć w Saudi na diecie cukiniowej:-) Doskonała, dostepna cały rok i jeszcze do kupienia wydrążona, żeby sobie rączek nie pobrudzić.
Za bezproblemowy przyjazd Szacownej Małżonki trzymam kciuki. Żeby tam ktoś znowu nie wpadł na jakiś genialny pomysł reorganizacyjny.
Ja od 10 stycznie byłam spakowana, wleciałam dopiero 7 lutego - żółć mnie zalewała na samą myśl do końca pobytu.
To już mnie masz "wproszonego" bo polskie jedzenie, szczególnie domowe już za mną chodzi od kilku dni. Polecam się szczególnie w zakresie CHLEBA i ŻURKU :). Najpierw ja wyjadę do Polski załatwić formalności, późnie z pomocą dobrych ludzi załaatwię papiery na Małżonkę :)
UsuńHej, ja wyjechalam zaraz po studiach na praktyke/staz ogranizowany przez miedzynarodowa organizacje studecka. Praktyka byla w Afganistanie, na managerskim stanowisku. Placili tyle co placa humanista zaraz po studiach wiec nie bylo sie nad czym zastanawiac. Doswiadczenie zdobyte na powazniejszym stanowisku "oversees" wydawalo sie byc swietnym rozwiazaniem. Pracowalam praktyczne cale studia wiec mialam doswiadczenie w mediach i w badaniach a wiec na stanowisko sie nadawalam. I tak zostalam managerem do spraw rozwoju biznesowego w Afganskim radiu. Potem poznalam niesamowitych ludzi ktorzy dali mi szanse pracowac w ksiegowosci/finasach i back office kancelarii prawnej (rowniez w Kabulu) a teraz pracuje w duzym ngo rozwijajacym media w krajach "trzeciego swiata". Ot zwykla historia 25letniej dziewczyny ktora nie chciala zgodzic sie na zwykle zasuwanie za male pieniadze wsrod polskiej atmosfery ze nic sie nie da zrobic i ze wszystko jest zle. Mialam po drodze niesamowite szczescie (wspaniali ludzie ktorzy mnie wspierali) i dobry timing. I dlatego jestem w Afganistanie juz drugi rok, kontrakt konczy sie pod koniec 2013. Wracac do Polski nie zamierzam, ale bardzo chcialabym pracowac w jakims europejskim kraju,. Najchetniej na Ukrainie. Zobaczymy jakie szanse i wyzwania postawi przede mna zycie. A generalnie mysle, ze bardzo chetnie przekwalifikowalabym sie za kilka lat i poszla w kierunku BHP - mam takie rodzinne tradycje i wiem, ze to bardzo interesujaca robota i nie ma nic wspolnego z siedzeniem w kantorku ze szczotkami :) Wiem, ze bede musiala ciezej pracowac, bo nie jestem inzynierem z wyksztalcenia, ale ciezka praca to akurat cos co dobrze znam.
OdpowiedzUsuńDuze pozdro emigracyjne z Kabulu. I dzieki za zaproszenie do dyskusji.
Różne są motywacje, Ty miałaś dość typową czyli chęć rozwoju zawodowego, a nie parzenie kawy na stażach za friko lub pełnienie zaszczytnej funkcji" przynieś, wynieś, pozamiataj" bez żadnego przełożenia na przyszłą pracę :)
UsuńPodziwiam odwagę, bo mnie do Kabulu czy w ogóle do Afganistanu nie byli w stanie skusić nawet za dobre pieniądze. Miałem ofertę pracy z Kandaharu, ale Moja Szacowna Małżonka zacżęła z siebie wydawać dźwięki takiej częstotliwości, że musiałem odpuścić nawet rozważania o wyjeździe :-DDD
Kandahar to zupelnie co innego. Ja tez nie przyjelabym tam pracy. Bycie biala kobieta na poludniu Afganistanu (malzonka) to cos czego nikomu bym nie zyczyla. W Kabulu mozna miec prawie normalne zycie. W Kandaharze jest sie zmknietym w "kompandzie", jest strasznie gorace i rakiety lataja jak chca. Calkowicie rozumiem Twoj wybor.
UsuńOstatnio jak bylam w Dubaju po wize spotkalam trzech security guy ktorzy pracuja w K'har. Ich historie sa zabawne, zeby wysluchac ich w kolejce w konsulacie, ale to zupelnie nic czego chcialabym doswiadczyc na wlasnej skorze.
I jeszcze raz dzieki ze stworzyles miejsce do tej dyskusji.
Kabulskie pozdro!
Aha i jeszcze jedna rzecz - nie ma mowy o odwadze. Naprawde! Kabul to kwestia przyzwyczajenia. A potem uzaleznienia :) Jak wszystko co produkuje emocje:)
UsuńNawet nie myślę od czego ja bym się tam uzależnił :D Bo podobno wybór jest duży.
UsuńPodejrzewam, że podobnie myślą o mnie ludzie, którzy nigdy nie byli w KSA - żem kozak niemiłosierny:-)
Tylko tu nie latają rakiety, nie ma partyzantki miejskiej i ogólnie jest miło i światowo :)
Uzywki sa baaaaaardzo drogie ($100) za butelke wodki a inne o innych sie nie mowi. Pozostaje wiec adrenalina.
UsuńZazdroszcze swiatowosci. To to co my w K-Town nazywamy "normal world". "Normal" jest wszystko co nie w Afganistanie :)
Olu - O innych się nie mówi, ich się używa :D. Swiatowość jest konsekwencją "wyścigu zbrojeń" z Teściami :) I mojej walki z Szacowną Małżonką, którą po wielu latach udało mi się "zainfekować" wirusem "szwędacza niepospolitego" :D
UsuńAle kosztem tego, nasze mieszkanie wykończyliśmy jakieś 3 lata po zakupie :D
Świetny blog, bardzo fajnie się go czyta. Trafiłam tu wczoraj, przypadkiem.
OdpowiedzUsuńNa emigracji byłam przez pół roku (2008/2009), wyjechałam na semestr studiów do Niemiec. Wróciłam, żeby szybciej skończyć studia (ech, te różnice programowe) i żeby być bliżej rodziny, ale powrót do polskiej rzeczywistości nie był wcale łatwy.
Czy mam zamiar zostać w ojczyźnie? Na razie tak, ale jeżeli trafi się możliwość "budowania wieżowców w Dubaju" (takie zawodowe marzenie inżyniera ;)), to pewnie nie będę się długo zastanawiać :)
Pozdrawiam :)
Dzięki za komplement i będę się się dalej starał pisać "ku pokrzepieniu serc" :-DDD
UsuńPrace inżynieryjne tutaj to faktycznie duża frajda, szczególnie, kiedy masz kim i za co pracować. Mnie podlega zespół ponad 60 osób, bo takie są wymagania części inwestorów, że na każdych 50 pracowników musi przypadać jeden pracownik służby BHP. Co więcej, traktuje się tutaj te kwestie niezwykle poważnie i zatrzmanie pracy przez odpowiednik naszego inspektora BHP jest rzeczą naturalną. Spróbuj to zrobić w cywilozowanej uniejnoeurpejskiej firmie (szczególnie w takiej, która "na sztandarach" ma "SAFETY FIRST". Szybko zakończysz karirę w tej firmie :-DDDD
To ja bede pierwsza osoba, ktora sie tutaj odezwie, ktora wyemigrowala z Polski nie z powodow ekonomicznych a osobistych:)
OdpowiedzUsuńCo prawda nie mialam szansy zaznac w ojczyznie przyjemnosci pracy na pelen etat, poniewaz wyjechalam zaraz po obronie magisterki. Przez cale studia pracowalam, glownie w turystyce i zylo mi sie dobrze. Smiem sadzic, ze jezeli nie mieszkalabym teraz na Cyprze,to tak jak reszta moich przyjaciol i znajomych ze studiow i liceum, pracowalabym w jakims korpo. Los chcial inaczej. Pracuje w korpo na slonecznej wyspie;)
Bardzo tesknie, moze nie za PL, a za Krakowem, jestem zdecydowanie lokalna partiotka. Niestety / stety wybor partnera zyciowego spowodowal, ze raczej w Polsce spowrotem nie zamieszkam. Chyba, ze wygramy w totka i nie bedziemy musieli sie martwiec o prozaiczne zarabianie pieniedzy:)
Też jestem lokalnym patriotą, a przede wszystkim "patriotą kulinarnym" i doskonale Cię rozumiem, że bardziej tęsknisz za np. Starowiślną czy innymi miejscami Kraka, niż za Polską jako taką.
UsuńŻyczę wygranej w Totka :)
Ja podobnie jak lemesos11 (dzięki której trafiłam z rana na tego bloga i czytam wpisy namiętnie), trafiłam na turecką część wyspy ze względów osobistych, chociaż na wyspę ogólnie przyleciałam na praktyki studenckie w pierwszej kolejności.
OdpowiedzUsuńRównież wyemigrowałam zaraz po studiach. w Polsce na uczelni nie miałam szans na pracę, etat był, ale zamrożony z braku funduszy, na innych uczelniach podobnie. W sumie mogłam zostać robić doktorat, ale właśnie serce nie sługa. Miałam tu propozycje pracy, ale po przylocie okazało się ze lokalna uczelnia zbankrutowała i nikogo nowego nie przyjmują. Długo się tułałam szukając pracy w swoim zawodzie, ale bez rezultatu. Potem doszły problemy z językiem, suma summarum, postanowiłam sprawdzić po dość długim czasie mieszkania tutaj jak w Polsce jest, czy mam szanse teraz po kilku latach na prace. Spędziłam w Polsce pol roku, szukając pracy niekoniecznie w zawodzie ale gdziekolwiek, zarejestrowałam się w pośredniaku, który nic mi nie mógł zaoferować oprócz stażu za 600zl. Myślałam o otwarciu czegoś swojego, ale droga do tego jest wybrukowana w Polsce grubymi pieniędzmi, łapówkami i znajomościami oraz strachem przed US - nie chcialam kłopotów. Na dzień dzisiejszy uważam ze w celu szukania pracy w Polsce nie ma sensu wracać. Moze za jakiś czas jeśli sytuacja się diametralnie zmieni owszem. Tek, tęsknie za rodzicami, za znajomymi, za rodzinnym miastem, ale tu żyje mi się lepiej. Dostałam teraz 2 dobre oferty pracy, co prawda nie w zawodzie, ale nie zawsze w życiu ma się to co by się chciało mieć. Wiem, ze w Polsce gdybym została nadal bym nie miała pracy i musiałabym żyć na garnuszku mamy-emerytki, a tego mój honor by nie przeżył. Jednak z drugiej strony ciesze się ze pojechałam na te pol roku sprawdzić. Teraz wiem, jak jest, czego mogę się spodziewać. Jeśli ktoś chce się przekonać niech wróci na pół roku lub rok do Polski,wyciągnie własne wnioski. Ja wyciągnęłam i wróciłam. Podobnie jak lemesos11 liczę ze kiedyś wygramy z mężem w lotka, albo w PL zmieni się na tyle sytuacja ze będziemy mogli bez przeszkód wrócić i nie martwic się co na 2 dzień włożymy do przysłowiowego garnka.
Tylko w moim wieku, ja już złudzeń, że się poprawi w Polsce nie mam, niestety, żadnych :(
UsuńNa Sri Lance na przykład, można zostać ministrem tylko i wyłącznie wtedy, kedy zostajesz posłem. Czyli masz mandat tzw. społeczny do pełnienia takiej funkcji. Ale ludzie tam mają lepsza pamięć, bo u nas pamięć społeczna jest jak u kury :) Można jako polityk wygadywać tak piramidalne bzdury, obiecywać Drugą Japonię,I rlandię czy IV RP, a każdemu wychodzi Drugi Bangladesz (z całym szacunkiem dla Bangladeszu). Nie ma ŻADNEJ odpowiedzialności za słowa i czyny
Ja wyjechalam z Polski jeszcze za czasow PRLowskich, wyboru raczej nie mialam, ze wzgledu na moj szczeniecy wiek. Od tamtego czasu udalo mi sie mieszkac w siedmiu krajach na pieciu kontynentach (hej Pawel, RPA to moje stare podworko!). Nie mam zamiaru wracac do Polski, bo po co? Ale przyjade znowu kiedys na wakacje. Chyba raczej na pewno, hahaha!
OdpowiedzUsuńKocham Kapsztad :) Ty jesteś "nietypowa" ale odruchy masz prawidłowe.
UsuńHasło Pietrzaka, że ostatni zgasi światło mimo (oficjalnie) zmiany ustroju pozostaje niestety żywe.
hehehe, jestem tak zwiazana z Polska, ze przez dluga chwile myslalam, ze twoje "ostatni gasi swiatlo" to o RPA i za cholere nie moglam wykumac ktore to nazwisko spolszczylesc na "Pietrzaka". Musialam sie wujka Gugle zapytac, bo nigdy o Pietrzaku nie slyszalam.
UsuńPiękne :D. Ale już znalazłaś skecz, do którego nawiązywałem ?
UsuńAnia - kliknij tutaj
Ja wyemigrowałam z powodów osobistych (mąż z UAE) chociaż i tak pewnie myślalabym o wyjeździe zarobkowym czy w poszukiwaniu sensownej pracy. Zdobyłam swoje wymarzone tytuły magistra w Polsce i w UK (kierunki ekonomiczne), dodatkowo byłam po anglistyce i znałam biegle niemiecki ale pracy w zawodzie czy jakiejkolwiek pozwalajacej na rozwój nie znalazłam. Oczywiście nie oczekiwałam kierowniczego stanowiska czy nawet średniego wynagrodzenia. Emiratami się nie zachwycam bo jak każdy kraj mają one swoje dobre i złe strony. Nigdy też nie bedę tutejsza, nawet nie wiem jak długo tutaj zostanę - zapewne tyle ile będzie trwało nasze małżeństwo czego prognozowac nie będę. Obecnie nie pracuję bo oczekujemy potomka ale już wiem że tutaj mogę pracowac w swoim zawodzie i to za odpowiednie pieniadze. Magda
OdpowiedzUsuńDomyślam się co czujesz, tylko ja przrabiałem emigrację wewnątrz Polski i tak samo byłem NIE u siebie. Każdy kraj ma swoje wady, ale te tutaj(przynajmniej na razie) są znacznie mniej uciążliwe, niż te które przerabiałem w Polsce. Jestem przede wszystkim uzależniony od polskiej kuchni, ale po Oli przyjeździe ten problem odpadnie. A 6 godzin lotu to tak jak podróż z Podkarpacia do Łodzi :)
UsuńPo wielu trudach dotarlam do Ciebie!!! :)
OdpowiedzUsuńPawel...wiadomo, ze zazwyczaj narzekaja, obrazaja ci co....dupy ruszyc nie chca albo nie potrafia! Ja tulam sie po swiecie (Blizszym lub dalszym wschodzie) od 7 lat i wiem, ze czasami nie jest latwo! Podziwiam Cie - bo ja majac super lukratywna oferte pracy w Saudi, nie przyjelam.
Poza tym co to za roznica, czy wyjezdza sie z powodow osobistych czy ekonomicznych? Jest to osobista sprawa kazdego wyjezdzajacego! Jedni beda szczesliwi siedzac w Zbaszynku, a drudzy w Jeddah :) zastanawia mnie jedynie dlaczeo ostatnim czasem obserwuje atak na emigranotw mieszkajacych w panstwach arabskich? chyba krytykantom znudzilo sie opluwanie Polakow mieszkajacych w UK! ;)
Pozdrawia szczesliwa obywatelka arabskiego swiata ;))))
Po pierwsze - kobietom w KSA jest niepomiernie trudniej, ze względu na uwarunkowania kulturowe i nie dziwię Ci się, że się nie zdecydowałaś :)
UsuńDlaczego się nas czepiają ? Bo ile można zarzucać magistrom, że pracują na sławetnym zmywaku, nawet, jeśli to nieprawda. Nie wiem, co mają do nas, bo nie czytam :D
Każdy leczy kompeksy jak umie - ja się dopiero niedawno wyleczyłem z kompleksu bycia z tej gorszej części Europy, jak spotałem "fachowców" z mojej branży - tych nabardziej europejskich z eurpejskich :D Część z nich w Polsce, nawet za asystenta inspektora BHP by nie mogli się podawać, bo ich wiedza praktyczna i teoretyczna jest albo ogólnie mizerna, albo znają się na małym wycinku tej branży. Tutaj traktują mnie jak Europejczyka, bo nie ma tu Polaków pracujących poniżej kwalifikacji.
Nieka! czyś Ty się wczoraj urodziła??
UsuńLegendy o zarobkach na Bliskim Wschodzie są powszechne, więc wiadomo, że jak im tak dobrze płacą, to tam musi być co najmniej strasznie. Albo gorzej. ;-)
Gdy opowiadam o życiu i pracy w Saudi, bardzo często spotykam się z zarzutem, że koloryzuje. No tak, co ma baba robić, przecież nie przyzna się jak tam jest napawdę. Każdy wie lepiej ode mnie. Już sobie odpuściłam, szkoda zdrowia. Polski internet to miejsce szczególne i ja sama, kiedyś aktywna internautka, odpuściłam sobie gruntownie. 50% komentujących to jakieś dziwne pokręcone osobowości, które wszędzie węszą spisek, kłamstwo, bógwico - trzymać się z daleka!
Teraz z tymi zarobkami to już "szału ni ma", bo i tutaj przynajmniej w firmach prywatnych najpierw się dwa razy każdego riala ogląda. Ale prawdą jest, że najlepiej poinfromowani są ci, którzy najdalej byli za granicą ... swojego powiatu, albo ci bardziej "światowi" którzy byli na wczasach w Egipcie i przez CAŁY ... tydzień nie wychodzili z hotelu :D
UsuńA ja dla odmiany mieszkam i będę mieszkać w Polsce! Nasza firma radzi sobie co najmniej dobrze.Starsze dziecko dostało pracę marzeń(jego)po wysłaniu pierwszego cv w życiu. A ze wymarzona praca nie przekłada się na wymarzone zarobki to już inna sprawa.Do krajów arabskich to owszem ale tylko na wakacje.Co mi przeszkadza w Polsce?...dłuuuga zima.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo sie ciesze czytajac Twoj komentarz. To naprawde, naprawde super, ze w Waszej firmie dobrze sie dzieje!
UsuńAga - do czasu, kiedy jakiś urzędas nie uzna Was, tak jak Pana Kluskę za niewygodnych, lub potraktuje tak jak bohaterów filnu "Układ zamknięty" Najszczerzej życzę powodzenia, bo prowadzenie własnego biznesu w Polsce to wyrafinowana forma masochizmu. Pracujesz "na okrągły zegar", a jak powadzi Ci się lepiej niż jak tłuszczy wychowanej w filozofii, że "wszyscy mają takie same żołądki", to okrzykną Cię złodzijejem i wyzyskiwaczem. Bo jak masz to na pewno IM ukradłaś i nie ważne, że poza licznym potomstwem nie wytworzyli w całym swoim życiu niczego pożytecznego.
UsuńTak zwany swój biznes prowadzimy od dwudziestu lat. Z urzędami bywa różnie jedne jak tylko mogą to rzucają kłody pod nogi ale często też spotykamy się z wyciągniętą pomocną dłonią. Ale ogólnie chodziło mi o to ,że w Polsce jest nie tylko marazm i źle i be. Żyjemy i dajemy sobie nieźle radę .
UsuńTwój blog jest świetny.Czytam każdy wpis.Ogromnie jestem ciekawa wrażeń Oli po przyjeździe .Pozdrawiam serdecznie
Aga - jest mi niezmierniło, że moje "klepanie" w klawisze przepadło Ci do gustu :)
UsuńOla bardzo szybko adaptuje się do kazdych warunków, co doskonale było widać na Sri Lance, a tam życie tzw. zwykłych ludzi do najlżejszych nie należy.
Polska ma bardzo wiele zalet i tego nie neguję, ale trudno tutaj marzyć o rozwoju zawodowym w mojej branży
Ja wyemigrowałam przypadkiem. Wyjechałam do USA na roczną wymianę kulturalną, po zakończeniu roku zaczęłam tu studia w innej działce niż moje wykształcenie w Polsce, przed końcem studiów poznałam męża i już nie wróciłam. Zaczęłam nowy etap życia w nowym miejscu, w nowym zawodzie i zadomowiłam się. Polska to dla mnie obcy kraj, którego nie znam, ale rozważamy przeniesienie się tam z mężem jako emeryci, bo nadal mam tam rodzinę, a za kilka dekad powinno być tam lepiej.
OdpowiedzUsuńTo się może spotkamy za te kilkadziesiąt lat :) Ale raczej emeryturę mamy zamiar spędzić w nieco cieplejszym klimacie :)
UsuńA ja,jak tak czytam Was...to chyba zapakuję męża i wyjedziemy gdzieś...?:)))tylko,że na mojej kartce więcej jest plusów...chyba to dobrze?No i bariera językowa,ale co tam języka można się nauczyć.Dla odmiany na kartkach moich dzieci więcej jest minusów...smutne,wkurzające jest to.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Martyna.
Nauczenie sie jezyka nie jest latwe, ale z odpowiednia motywacja (wyjazd) szczerze wierze, ze sie da. Zanim wyjechalam do Kabulu uczylam sie angielskiego codziennie i w momecie przyjazdu moglam sie swobodnie komunikowac, pracowac, pisac ofery itd. Oczywiscie slychac po mnie ze jeste "Eupropa Wschodnia", ale to mysle sobie tez czesc tozsamosci ktorej nie ma co sie wstydzic.
UsuńPo której stronie te plusy? :D
UsuńJeżeli na pozostanie w Polsce, to mogę tylko pozazdrościć, bo u nas ta część kartki prezentowała się dość mizernie (ze względu na emigrację wewnątrz Polski, o czym pisałem).
Dzieciaki są ciekawe świata, to i nie ma się czemu dziwić. Pytanie, jak by zareagowały, kiedy decyzja weszłaby w życie.
Dzieci są na tyle dorosłe(26,22),że mogą emigrować dokąd zechcą,zawsze je słucham...mogę tylko doradzić,a i tak zrobią jak zechcą:))na razie jest ok,tylko córkę zawsze gdzieś gna;a z plusami jest różnie,tak jak w życiu.
UsuńMartyna
Myślałem,że nie masz takich dużych dzieci :) Fajnie, że się chcą jeszcze mamy czasmi poradzić. Ale jak zdecydujesz się kiedyś wyjechać, to zrób to. Nawet jak wrócisz po krótkim wyjeździe zyskasz dystans i inną perspektywę.
UsuńA ja nie rozumiem tego, ze jak ktos wyjezdza, to niby nie jest patriota. Ojczyzna wcale nas nie potrzebuje, i nie ma sensu umierac za nia z glodu.
OdpowiedzUsuńZostane, zarobie 600 zl, i potem z moich skladek ZUS wzbogaci sie o kolejny palac Jak potem bede przechodzila obok to bede dumna, ze dzieki mojemu poswieceniu Ojczyzna wzbogacila sie o taka perle architektury.
Ja uwazam sie za patriotke. Wyjechalam, kraj dzieki temu zaoszczedzi tych kilkaset zlotych zasilku dla bezrobotnych, ktore by mi musial placic.
Ty Pawle probowales zyc, zarabiac i zrobic cos w tym kraju, ale sie nie dalo. Podobnie wiele osob ktore tutaj komentuja. Zycie jest za krotkie, zeby marnowac je na prace bez perspektyw i za glodowa stawke.
Pozdrawiam i gratuluje fajnego bloga :)
Dzięki za ciepłe słowa o blogu i będę się starał w dalszym ciągu dostarczać nowych wieści z KSA - dopóki tu będziemy, oczywiście :)
UsuńNie mogę o sobie powiedzieć, że zarabiałem mało, ale koszty uzyskania przychodów miałem ogromne. Musieliśmy np. utrzymywać dwa mieszkania (bo gdziś trzeba wrócić, a na kontrakacie gdziś mieszkać).
I doprowadziłą mnie do furii sytuacja, kiedy opodatkowano mi przychód, jaki uzyskałem korzystając ze służbowego samochodu a nie uwzględnono kosztów wynajmu mieszkania. No nie będę codziennie dojeżdzał z Ząbek na Podkarpacie :) Ale tego już nasze szacowne Państwo nie zauważa i lepiej jest powiedzieć,że Polacy to jakoś tak mało mobilni są :) Więc wyjechałem do kraju, gdzie wynajem mieszkania dla pracownika, danie mu samochodu i innych narzędzi niezbędnych do pracy jest normą. O braku podatku dochodowego nie wspomnę :) Bardzo długo zastanawiałem się na co idą pieniądze z moich podatków (pośrednich, bezpośrednich, ZUS-u i innych haraczy) gdzie za nieznaczną cześć pieniędzy które wypracowałem żyje się nam całkiem wygodnie. Doszliśmy do wniosku, że na emeryturę i tak nie mamy co liczyć, wysokość podatków przekłada się tylko na znakomite wyposażenie tylko jednego typu Policji - czyli "drogówki" bo jak wiadomo, to jest najgroźniejszy typ przestępczości w naszej "mlekiem i miodem płynącej krainie" :D.
Powiedzieliśmy "dość" i jesteśmy już prawie całkowicie zdecydowani na NIE wracanie :)
Ale "ludzie planują, bogowie się śmieją" jak mówi stare chińskie przysłowie, to nie chcę się zarzekać, że nie wrócimy:)
Od 28 lat mieszkam w Stanach, za lada moment stuknie mi dokladnie polowa zycia spedzona tutaj, no moze za troche dluzej niz moment (1.5 roku). Wyjechalam z PRL z paszportem, w ktory mi wbito pieczatke "z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy PRL". Pozniej oczekiwano, zebym sobie zrobila nastepny paszport polski:)))) Buahhahahaha czyli niby co? Mialam nadstawic nastepny policzek?
OdpowiedzUsuńJakos nie lubie, wiec sie wypielam.
Juz lecac do Stanow przyzwyczajalam sie do mysli, ze lece "do domu", a ze lot dlugi to sie przyzwyczailam bardzo skutecznie.
Nigdy nie myslalam o powrocie, podobnie jak nidy nie przyszlo mi do glowy teskinc.
Ale, ja podjelam te decyzje za pomoca wlasciwej metody;)) A o tym napisalam (wkrecilam sie) wyzej w komentarzach:)))
Jestem tu jak najbardziej u siebie i uwielbiam ten kraj, widze jego wady, ale to nie zmienia moich uczuc. To chyba podobnie jak z mezem?
Trzeba czasem przymknac oko, bo znow na zlozonej kartce widac, ze plusy dodatnie sa wieksze:)))
Melduje, ze przeczytalam caly blog od pierwszej notki i... no chyba sie zadomowilam;)
Serdecznie witam "domownika" :D Z emigracją jest u wszystkich w miarę podobnie - jest impuls. Bądź to poryw serca, ambicja albo dziurawy budżet. Mnóstwo ludzi na emigrantów najeżdza zapominając, że mimo wszystko coś tracimy. Wyemigrujesz do Warszawy ochrzczą Cię "słoikiem", wyjedziesz za granicę - zdrajcą lub nieudacznikiem, co to w naszej pięknej, doskonale zarządzanej przez profesjonalistów Ojczyźnie poradzić sobie nie potrafi.
UsuńW moim przypadku tęsknię za polską kuchnią, moimi Bałutami, przyjaciółmi i znajomymi. Ale najpierw "pełen profesjonalizm" łódzkich decydentów zmusił mnie do wyjazdu z Łodzi. Potem to już poszło, bo i tak wszędzie poza Łodzią jestem obcy (tak się czuję). Ale moja romantyczna dusza doktora Judyma przegrywa z trzeźwo kalkulującym inżynierem i ekonomistą w jednym. Życie w komforcie vs. Romantyzm - 2:1.
Nie przestaje mnie zadziwiać gdy Polacy (mieszkający zawsze w Polsce, narzekający zawsze na podatki, unikający ich płacenia itd.) nagle... odwracają się o 180 stopni i grzmią o zobowiązaniach dla państwa - normalnie jakby im "Wielki Brat" nagle przełączył szajbkę (jak to się w tamtych czasach mawiało). Ja już po prostu puszczam mimo uszu takie teksty bo są dla mnie ewidentnym zobrazowaniem przypadku: "zazdrości mało mu żyłka nie pęknie bo jest tak śmierdzącym tchórzem/leniem* (niepotrzebne skreślić) że nie wyemigruje nawet do innego miasta".
OdpowiedzUsuńZawsze można im powiedzieć że emigracja przysyła/przywozi do Polski tyle kasy że premier powinien urzędować na lotnisku bijąc pokłony każdemu rodakowi w sali przylotów.
A ja głupi myślałem że zmywak mamy "zarezerwowany" na Wyspy Brytyjskie :)
O mojej emigracji napiszę tak: zamieniłem własną firmę komputerową w Polsce na noszenie woreczków w UK ponieważ tych komputerów było coraz i coraz mniej, a więcej i więcej zabawy w chowanego z klientami, US, ZUS PIH i inne skróty. Przyszedł moment gdy na mojej kartce wielkim plusem emigracji była praca fizyczna, którą ktoś mi zorganizuje i za którą mi w terminie zapłaci, a która będzie określona od-do nie tylko w czasie ale i w zakresie. Dziś to mi nawet głupio że byłem zachwycony gdy na szkoleniu (jakie może być szkolenie na "fizycznego" w magazynie?) uczulono mnie że każdy problem (np. nawet zużytego/zepsutego długopisu) jest problemem mojego managera, a moje obowiązki kończą się na zgłoszeniu problemu do niego...
Dziś naprawiam wyłącznie notebooki - cenią mnie tu za to że mam wiedzę i praktykę w elektronice jak i informatyce jednocześnie - bo tutaj taki dziwoląg jest bardzo rzadkim okazem. Jak mój kolega w pracy zepsuje komputer bardziej niż gdy klient oddał do serwisu to boss pomacha palcem i poprosi by tego nie robił codziennie, po czym westchnie że takie rzeczy się zdarzają i ma wliczone w koszta - nie obciąży go, nie wywali z pracy choć trzeba kupić klientowi maszynę za półtora pensji...
Za kilkunastominutową wizytę domową kasuję (prywatnie) równowartość obiadu na dwoje w restauracji, a klient nie zmruży oka ale... jak hydraulik kasuje mnie tak samo z uśmiechem wręczam kasę bo TUTAJ SIĘ CENI LUDZKĄ PRACĘ. Nadal pamiętam jak kiedyś w Polsce klient zadzwonił do mnie dzień po tym jak naprawiłem mu telewizor i z pretensją w głosie pytał czemu wziąłem 120zł skoro część w sklepie kosztuje 80zł... nie miałem słów... i nadal nie mam, teraz po prostu "nie chciałoby mi się z typem gadać".
Gdy przez moment wykonywałem pogardzaną w Polsce pracę sprzątacza doświadczyłem największego uznania od innego człowieka... był zdumiony że "mi się chce".
Na pytanie" "kiedy wracasz" odpowiadam: "rozglądam się za kolejnym normalnym krajem".
Jako patriota kochający ojczyznę jestem przekonany że każdy Polak powinien doświadczyć choćby tymczasowej emigracji by zobaczyć świat z innej perspektywy, by zobaczyć jak inny naród postrzega te same sprawy, jak są inni a jednocześnie tacy sami, by nabrać dystansu, by... tego się nie da opisać - to trzeba przeżyć.
NIC W MOIM ŻYCIU NIE WPŁYNĘŁO NA MÓJ ŚWIATOPOGLĄD BARDZIEJ NIŻ EMIGRACJA.
Mówi się podróże kształcą - bez kozery twierdzę że to nic w porównaniu czego uczy życie w innym kraju...
Emil, bo to Oni są ci Dobrzy, a my - ci Źli i koniec:)
UsuńNieważne, że się starałeś, próbowałeś, nie chodżiłeś do opieki społecznej po to,żeby Cię utrzymywali. Tylko jak doszedłeś do ściany, to poszukałeś innego rozwiązania i tyle. Nie można się kopać z koniem, jak to kiedyś powiedział prof. Marek Belka odchodząc z rządu. I miał rację. Problem polaega na tym, że Tobie się udało, a narzkeaczom - nieszczególnie. I będą się napinać, że fachowiec i właściciel firmy robi za "fizola" Tylko, jak sam napisałeś - odzyskałeś wewnętrzny spokój i stablilizację. A o to przecież chodzi.
Odnośnie kasy - faktycznie przywozimy więcej niż fundusze unijne, ale to jeszcze mało.
UsuńNajlepiej byłoby to OPODATKOWAĆ.
A ja to ................ Nie zamierzam zapłacić ani halala bo k... niby ZA CO ??????
Mogę te pieniądze zainwestować gdzie indziej - nie muszę ich wydawać w Polsce.
Wiem,ze dzięki umowom między Polską i KSA nie muszę, ale nawet gdybym musiał to bym nie zapłacił.
Ja wracając z Ameryki Południowej wysiadłam ze statku w Hamburgu i zostałam ;) Można powiedzieć, że z miłości ;) I tak tu sobie mieszkam, pracuję, żyję ;) od kilku lat...
OdpowiedzUsuńO.
Hamburg to też dobre miejsce do życia :)
UsuńA czy chociaż ciekawsze od Ameryki Południowej ?
A z nami było jeszcze inaczej, bo o wyjeździe na Filipiny nie zdecydowały ani względy osobiste ani ekonomiczne. W Polsce Krzych miał bardzo dobrą pracę, która pozwalała nam na życie zdecydowanie powyżej krajowej średniej oraz częste wyjazdy. Ja robiłam zdjęcia, coraz więcej czasu spędzałam w Azji (w ostatnim czasie było to praktycznie 3-4 m-ce w roku;), były kolejne wystawy, jakieś publikacje, kręciło się wszystko i tak naprawdę nie było potrzeby czegokolwiek zmieniać.
OdpowiedzUsuńI pewnie nigdy byśmy nie zmienili (bo wygoda, bo przyzwyczajenia, bo przyjaciele), ale w związku z tym, że przy okazji jednego z pierwszych pobytów w Azji zamarzyliśmy sobie, aby tam kiedyś zamieszkać, to kiedy ponad 2 lata temu pojawiła się propozycja przeprowadzki na Filipiny, zaczęliśmy ja rozważać uznając, że może warto spróbować, choćby dlatego, że da nam to prawie nieograniczone możliwości podróży po regionie. Zgodziliśmy się tylko i wyłącznie dlatego, że po Filipinach mieliśmy szansę przeprowadzić się do Indonezji (tam mieściło drugie biuro ówczesnej firmy Krzyśka), bo same Filipiny nigdy nie interesowały nas nawet z punktu widzenia turystycznego.
Ostatecznie dobrze nie trafiliśmy, bo firma po 1. nie miała żadnego doświadczenia w pracy z ekspatami, a dla nas była to zupełnie nowa sytuacja i w związku z tym nie otrzymaliśmy choćby tzw."pakietu ekspackiego"; a po 2. filipińskim współpracownikom Krzyśka bardzo "nie na rękę" była jego obecność w biurze (raportował niejako do inwestora firmy), skutkiem czego nie dość, że nie mogliśmy liczyć na prawie żadną pomoc z ich strony, to jeszcze regularnie rzucano nam kłody pod nogi. Długa i mało przyjemna historia i wtedy, te prawie dwa lata temu, nie było dnia, żebym nie marzyła o powrocie do PL.
W międzyczasie "ponaprawialiśmy" sporo kwestii. Krzysiek zmienił pracę (jako ciekawostkę podam fakt, że w ubiegłym tygodniu ogłoszono zamknięcie firmy, dla której tutaj przyjechaliśmy;), zmieniliśmy mieszkanie, daliśmy Filipinom jeszcze jedną szansę i… zostaniemy tu najpewniej przynajmniej kilka lat. Bo Krzyśka praca ciekawa, bo ja mam wreszcie to, o czym marzyłam, czyli mogę ze spokojem fotografować, bo Krzysiek pracuje jeszcze nad swoim projektem, a to wszystko z pewnością uwiąże nas tutaj na jakiś czas.
Co jakiś czas (nie wiem dlaczego, ale nasila się to szczególnie polską jesienią i wiosną), tęsknię. Ale nie za krajem jako takim (brak patriotyzmu mam niejako w genach), ale za moim tamtejszym życiem, które mam świadomość - nigdy już nie będzie miało szans być takie samo. Z prostego powodu - ja też już jestem inna. Czy mimo tego chciałabym/ chcielibyśmy do Polski wrócić? Może kiedyś, ale to mało prawdopodobne. Ciągnie nas raczej w… stronę krajów arabskich, choć nie mielibyśmy nic przeciwko jeszcze kilku innym destynacjom. Tyle w temacie naszych planów i marzeń, a znając życie, wszystko i tak zostanie zweryfikowane;)
Uff, napisałam. Z dużym poślizgiem czasowym, ale jest.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie!
Powód dobry jak każdy inny, ale mniej popularny :) Więcej czasu, jaki można spędzać razem w nowym otoczeniu też ma swoje uroki. To prawda, że po pobycie gdziś "we świecie" człowiek się zmienia i jest mu trudno wrócić do stanu pierwotnego. I nie trzeba wyjeżdzać "hen, za morze" - wystarczy emigracja wenętrzna - po Polsce. Masz rację, już podczas okazjonalnych przyjazdów do Łodzi zauważałem, że coś się we mnie zmieniło. Czy na lepsze? Nie mnie to oceniać :D
UsuńJa nigdy nie traktowałam emigracji jako "sprawy państwowej" W domu od dziecka wkłądano mi w głowę, że jestem obywatelem świata i odemnie zależy gdzie i jak będę żyć. Dla mnie emigracja to jest tylko i wyłacznie przeprowadzka w inne miejsce, nie zawsze lepsze czy gorsze, ale nowe i własne. W dobie samolotów i szybkich pociągów, tak po prawdzie wszyscy mieszkamy obok siebie:)Ja lubię mieszkać "na emigracji" bo każdy dzień to poznawanie czegoś nowego, a ja lubię sie uczyć i odkrywać. Czy wyjechałąm z przyczyn ekonomicznych? Raczej wtedy nie, ale dla przyczyn społeczno ekonomicznych nie potrafiłabym żyć w Polsce w dniu dzisiejszym.
OdpowiedzUsuńJa też tego tak nie traktuję, tylko jest to wygodny argument naszej "antypaństowowści". Wykreowany przez ludzi, którzy niewiele o świecie wiedzą z dośwaidczeń własnych ale "znają człowieka, który zna człowieka, który był i wie " :)
UsuńObecnie perspektywy znalezienia ciekawej pracy, nie wymagającej wykonywania jednoosobowo zadań dla kilkuosobowego zespołu za dobre pieniądze w Polsce jest mało realne. Dlatego też się nad powrotem nie zastanawiam.
Witam na Waszym blogu! Ale sie rozczytalam w tych ludzkich losach. Pasjonujace.
OdpowiedzUsuńDorzucę i ja krotko swoją historię. Zawsze chciałam mieszkać za granicą,ale mój pierwszy mąż nie chciał, bo był zadowolony z naszego zycia w Polsce i tak uplynęło nam 20 lat.W tym czasie rzeczywiscie sie czegos dorobilismy, bylismy samodzielni,trafilismy w dobry moment, bo bylismy nauczycielami jezykow obcych z wlasną szkoła i biurem tlumaczen.Rozstalismy sie, bo za duzo podrozowalismy oddzielnie.
Potem ja poznalam Anglosasa /Anglik i Amerykanin w jednym/ i moje marzenie mieszkania za granicą sie wreszcie ziscilo, czyli powod wyjazdu byl typu " ubi tu Caius, ubi ego Caia" i tez oczekiwalam tzw. lepszego zycia u jego boku. Bo tak mnie wczesniej urzekł swoją wystawnoscią. Ale zamieszkalismy we Francji, bo to z reklamy "property in the sun" i tam zaczela sie moja przymusowa emerytura, jego tez, ale on tak chcial. Na poczatku bardzo mnie to fascynowalo, takie wygodne zycie rentiera. Zylismy z jego wieloletnich oszczednosci, a kieszonkowe mialam tez z wplywow firmy, ktorą corka potem przejeła. Mieszkalismy w malym miasteczku, pracy wlasciwie nie było dla nas, nawet nie szukalismy tak bardzo w okolicy. Ja ambitnie uczylam sie jezyka francuskiego,wczesniej juz znałam trochę, mąż absolutnie nie. Cale zycie bylam przezwyczajona do zarządzania i zeby ktos mną zarzadzał, to bylo dla mnie nie do przyjecia! On byl zadowolony z zycia rentiera we francuskiej kolonii angielskiej, a ja nie. Slogan "zycie to ciagle wakacje" wydawal mi sie taki atrakcyjny przez parę lat. A potem zmusilam go do wyjazdu do Polski, glownie z powodu klopotow moich doroslych corek. Były mąż niestety zmarł i one zostaly same, niby dorosle, a mnie potrzebowaly. Tym razem Anglosas pojechal za mną.
I reasumując, on nie znosi Polski i nazywa nasz kraj "zombieland", docenia tylko ceny, bo za te rentierskie procenty na wiele wiecej go stac, niz na zachodzie. Zajmuje sie remontem domu,ktory kupilismy na Dolnym Ślasku,a ja pochodzę skąd indziej. A teraz juz nigdzie nie czuje sie dobrze i jestem troche nieszczesliwa. I wolalabym juz chyba w Anglii mieszkac,bo tam teraz tak swojsko,i znam ten kraj dobrze, a on Anglik i nie chce tam mieszkac. Tylko we Francji, juz dom dolnoslaski wystawil na sprzedaz... Powiedzial, ze kupi narrow boat i tak bedzie plywal sobie po Kanale Poludniowym, bo on kiedys na statkach plywal. Az sie rozesmialam na koniec.
Pozdrawiam tymczasem jeszcze z Ostrowca, a wczoraj wracalam z Anglii na lotnisko w Lodzi.
Zupełnie inna historia niż nas wszystkich, ale konkluzja podobna do mojej - jednak coś tracimy. Pewnie wiele osób będzi Ci zazdrościć możliwości" życia bez trosk o "dobra doczesne", ale pewnie już po tylu latach trudno jest określić własną tożsamość :(
UsuńOdnośnie "zombielandu" - ma chłop sporo racji, niestety, ale dla mnie osobiście Anglia jest jeszcze bardziej depresyjna :)
O emigracji wypowiadaja sie wszyscy, bez wzg, ze jedli chleb emigracyjny czy tez nie:)
OdpowiedzUsuńI ile emigracji tyle historii.
Konkludujac: Kocha sie matke a zyje z zona - takie podejscie pana Cejrowskiego jest mi po drodze.
Osobiscie umartwiania i mesjanizmu polska reka pisanego mam dosyc.
Moze zechcecie dolaczyc do projektu:http://powrotnik.eu/index.php/emigracja-emigrowanie-losy-emigrantow-napiszmy-o-tym-ksiazke/ ?
Zreszta Lukasz powolal powrotnika z mysla od ludkach na emigracji.
Sama wyjedzalam z zmyslem powrotu, ale kiedy odkrylam Floryde, zakochalam sie i zostaje! Poki co tutaj, czas pokaze czy do konca zycia. W sumie Hawaii sa necace tez:)