6/15/2016

Rekrutacja - tym razem styl brytyjski :-)

Teraz to temat dla mnie dość priorytetowy, więc zanim wrócę do swoich opowieści o poligonie podzielę się z Wami najnowszymi przygodami rekrutacyjnymi.
Otóż, dostałem maila z bardzo szacownej światowej firmy „headhunterskiej”, że moja aplikacja trafiła na „krótką listę"  klienta, a została wybrana z ponad 700 innych aplikacji.
Okazało się, że w finałowej 12 jest jeszcze jeden Polak z którym nigdy się nie spotkałem twarzą w twarz, ale w świecie opanowanym przez facebookowe „przyjaźnie” i patrząc poprzez pryzmat obowiązujących w tym uniwersum pojęć relacji międzyludzkich to jesteśmy prawie jak bracia :-D
Karol jest znacznie lepszym fachowcem ode mnie, o dużo dłuższym stażu. Nie ma kontynentu i branży, w której nie miałby doświadczenia w dość znaczących firmach.
Ja nie pracowałem w UK, ale brytyjskimi standardami posługuję się dość swobodnie, bo bywają użyteczne. Karol pracował w Zjednoczonym Królestwie, także w i w tym przypadku ma nade mną przewagę.
Dlatego uznałem, że z Nim przegrać to jak wygrać i jedyne na czym mi zależało, głównie ze względów prestiżowych, było zakwalifikowanie się do finałowej piątki.
Miło sobie przez ponad godzinę pogwarzyłem z Panem Wielkim Managerem już z firmy, która nas rekrutowała.
Z przebiegu rozmowy byłem zadowolony, Pan Wielki Manager też brzmiał jakby był zadowolony, jednak miałem świadomość, że oni tak brzmią, niezależnie od tego, co faktycznie i myślą, a tym bardziej jest to niezależne od tego co finalnie zrobią.
Tak było i w tym przypadku – kiedy się żegnaliśmy, zapraszał mnie już na spotkanie face to face w Anglii.
Nawet wysłał, a właściwie polecił wysłać kolejny formularz do wypełnienia.
Formularz wypełniony, a ja szczęśliwy i pławiący się we własnej zajebistości.
A tu rano szok- nie załapałem się albowiem nie mam doświadczenia w pracy na Wyspach i najpierw powinienem popracować jako koordynator HSE, bo jako HSE Manager ani chybi polegnę.
OK, nie to nie, tylko po ciężką cholerę wysyłali kolejny, marnujący czas formularz.
Okazuje się, że to jednak nie jest hit sezonu.
Odzywa się Karol. Dostał maila – że ma..… zbyt małe doświadczenie w pracy w UK, i…  najpierw powinien popracować jako koordynator HSE, bo jako HSE Manager ani chybi polegnie :-D
Teraz czekamy, kiedy firma już bezpośrednio, bez ponoszenia zbędnych kosztów agencji zaproponuje nam stanowiska koordynatorów :-D
Tylko, że raczej nie skorzystamy z takiej oferty – nikt nie lubi jak się robi z niego durnia.

13 komentarzy:

  1. Dobre.
    A ja miałem podobny kwiatek.
    Zapomniałem, po podpisaniu kontraktu " odwiesić " sie w agencji rekrutacyjnej. Miesiac po podpisaniu kontraktu dostałem info, ze mnie chcą. Los chciał ze w praca jest w miejscu , gdzie teraz pracuje, dosłownie 2 km dalej. Pani po rozmowie zaklepała mnie i umówiła spotkanie z właścicielem jachtu. Odbyło sie ono i było całkiem sympatycznie. OWNER wiedział ze mam świeży kontrakt i ze pracuje i mu to kompletnie nie przeszkadzało.
    Na koniec mój przyszły pracodawca zapytał dla kogo pracuje. Odpowiedziałem zgodnie ze stanem faktycznym. Lekkie przerażenie na twarzy.
    Rozstaliśmy sie, ja zadowolony bo warunki były kosmiczne. On- bo znalazł osobę, która mu wszystko ogarnie.
    Po dwóch dniach dostałem telefon z firmy HR. Ze jednak szuka osoby z doświadczeniem i znajomością Morza Czerwonego, minimum 3 lata. Odpowiedziałem ze posiadam takowe, ze pływam tu od 4 lat . Pani podziękowała. Rozlaczylismy sie. Była mega szczęśliwa ze spełniam kolejne wymagania klienta.
    Za dwa dni znów telefon. Właściciel wymagał licencji PADI. Tez posiadam. Znów radość w głosie Pani. Za dwa znów telefon, ze jeszcze licencja instruktora. Tez posiadam. Po kolejnych kilku telefonach , trwało to z dwa tygodnie a ja spełniałem wszystkie kolejne wymagania przyszłego pracodawcy . po kolejnym tygodniu znów telefon i pytanie czy pływam po red sea 6 lat. Powiedziałem ze tylko 5. Pani westchnęła i powiedziała ze nie spełniam jednak oczekiwań klienta.
    Właśnie kończą rekrutacje mojego kolegi z Polski. On nie ma ani PADI ani instruktora, a na morzu czerwonym nigdy nie był.
    I mogę tylko przypuszczać, ze cały galimatias powstał po tym jak podałem nazwisko mojego obecnego pracodawcy.
    Po całym zamieszaniu poprosiłem panią z Hr by usunęła moje CV z ich bazy danych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapitanie - czyżbyś pracował dla lokalnej wersji Dona Corleone i wyrażona w stosunku do niego nieuprzejmość polegająca na podebraniu mu pracownika mogłaby się zakończyć śruba lub kilem ukochanego jachtu znalezionymi na poduszce w sypialni ?

      Usuń
  2. A pisałem, z 2tyg temu pod którymś z poprzednich wpisów, żeby może celować w UK.
    A teraz czytam, że w sumie to prawie taki sam cyrk na kółkach jak u Arabów :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zreszta w sumie nie ma co sie rozdrabniac na kraje, bo chyba wszedzie mozna spotkac takie sytuacje z "odwróconą logiką" trzeba sie po prostu do tego przyzwyczaić, haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sln- Jak widzisz, nie koncentruję się tylko ma ME, szukam w innych lokalizacjach, jak coś wygląda ciekawie pod względem zawodowym i finansowym.
      Tylko tutaj wygra jakiś Angol, bo ma wygrać. Cała reszta robi za tło i uzasadnia wysokie pensje i sute prowizje dla HR-ów i firm rekrutacyjnych :-D
      Także tutaj logika nie jest w żaden sposób odwrócona - pewnie ze względu na poprawność polityczną nie mogli napisać "Englishmen only" ale jak widzisz potrafili z iście angielską finezją to ominąć :-D

      Usuń
  4. Oj, czepiasz się Brytol.... A nie, Brytyjskiego wychowania (pani bluszcz już mnie nauczyła, że pisać "Brytol" jest bardzo nieładnie). Oni to nazywają uprzejmością a ja fałszywością.
    Mi się nawet trafił complain w pracy "wnioskując po akcencie nie była to Brytyjka". Nie qrva, nie była, bo Brytyjki są zbyt leniwe i zbyt imprezowe by studiować więc muszą sobie chcą czy nie chcą lekarzy od wszelakich gatunków importować.
    Wyżaliłam sie, od razu mi lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saril- różne rzeczy ludzie wypisują, ale nasz lokalny ekspert od neolingwistyki stosowanej (czy innej mniemanologii praktycznej) zaszczytem zaszczytnym nas nie zaszczyca, to możemy sobie pofolgować na Brytolach :-D
      "Po akcencie sądząc, to nie Brytyjka" - powaliło mnie z nóg. Szczególnie, kiedy pisząca tę skargę postać, jakby usłyszała akcent z hindi - english to by takiej skargi nie popełniła z dwóch powodów. I tak by nie zrozumiała co do niej mówią, a po drugie toż to rasizm w czystej postaci. Tylko fascynuje mnie dlaczego w dobrych szkołach językowych na wyższych poziomach zaawansowania np. gramatyki nie uczą doskonale wyedukowani Brytowie, tylko Czesi, Polacy i Węgrzy :-D
      Zarobki są słuszne, także zarzut, że tylko post-demoludy będą pracować za takie stawki jest nietrafiona.
      Co do brytyjskiej uprzejmości - jak wiele innych rzeczy tylko na pokaz. Opij takiego "uprzejmego" , to cała wybitna kultura spłynie jak makijaż eleganckiej Brytyjki, robiącej... ciekawe rzeczy w ciemnej uliczce przy pubie :-D

      Usuń
  5. "jednak miałem świadomość, że oni tak brzmią, niezależnie od tego, co faktycznie i myślą, a tym bardziej jest to niezależne od tego co finalnie zrobią. "

    -- not true. Nie brzmia tak samo. To sie daje wyczuc ale troche czasu zajmuje. Ja sie w kazdym razie nauczylam.

    Odnosnie odpowiedzi odmownych rekruterow - jeszcze sie nie nauczyles, ze one nic a nic nie znacza? Uzywa sie doslownie czegokolwiek - jakiegokolwiek pretekstu. Prawdy nigdy ci nie powiedzia.
    Jak chcesz dostac feedback, ktory sie bedzie do czegokolwiek nadawac, to rekruter jest najgorszym adresem.

    futrzak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Futrzaku - nie posiadam Twojej praktyki, to dla mnie ten radosny gulgot brzmi zawsze tak samo :-)
      Jedna uwaga - ten Ważny Pan Manager to nie był rekruter tylko mój potencjalny Boss.
      A dziewczyny z firmy rekrutującej przekazały tylko Jego opinię na temat Karola i mnie i bynajmniej nie była to ich własna inicjatywa.

      Usuń
  6. Wprawdzie mam małe doświadczenie z wieloetapowych rekrutacji (w UK i w ogóle) ale odważę się dodać trzy pensy:
    1. Obyczajem tutejszym jest marnować czas na jakikolwiek "meeting" pod każdym pretekstem. Nawet w obliczu ewidentnego nonsensu meeting ma się odbyć - odwołanie takowego bezcelowego spotkania odbierane jest jak zabranie posiłku głodującemu.
    2. Prawdziwy Brytyjczyk nie uda się nawet do wychodka bez "procedury", która musi być przestrzegana nawet w obliczu totalnego absurdu. Wspomniany formularz należy wysłać mimo iż podjęto decyzję o podziękowaniu kandydatowi "bo procedura wymaga". Ba! Należy go wysłać nawet po tym jak się powiadomi kandydata o odmownej decyzji - przecież procedurę trzeba zamknąć, od-ptaszyć, papierki uzupełnić.
    3. Panuje tutaj dziedziczone chyba z czasów imperialnych niepodważalne mniemanie iż Wielka Brytania jest miejscem specjalnym, gdzie wszystko jest wykonywane specjalnie (czytaj lepsze - tłumaczenie z poprawności politycznej). Dlatego nawet jak naprawdę chcą Cię zatrudnić, nawet jak przymkną oko na wiele wymaganych kryteriów to jednak... w momencie gdy trafia na kwestię doświadczenia tu na miejscu to pilot wahadłowca NASA jest degradowany poniżej londyńskiego taksówkarza.
    No dobra - trochę przesadziłem - może zbyt wiele obiecujących rozmów o pracę dosłownie spalonych w jednej sekundzie po pytaniu o doświadczenie zawodowe w UK.

    Oczywiście to moje subiektywne uogólnianie, a poza tym to sądzę że Pan Wielki Manager prosząc o kolejny formularz nie miał jeszcze ostatecznego stanowiska i/lub nie miał jednoosobowego prawa decyzji, która to... tak oczywiście... wymagała kolejnego meetingu, gdzie to ktoś może przypomniał o świętej zasadzie doświadczenia na wyspach ;)

    Podsumowanie
    1. Nikt intencjonalnie nie robił z Was durnia. Takie są tutaj zwyczaje, tak się tutaj marnuje Twój czas, tak się tutaj marnuje pieniądze na pośredników.

    2. Być może nie zdajesz sobie sprawy jak wiele zyskałeś:
    - obecność w bazie agencji
    - rozpoznawalność u Pana Wielkiego Managera
    - nieformalne referencje od obu powyższych przekazywane dalej w środowisku rekrutacyjnym

    3. Następna oferta z tej samej agencji, końcowego pracodawcy lub innej zaprzyjaźnionej z nimi organizacji jest bardzo realna, choć może nastąpić po długim czasie ale za to może prowadzić do błyskawicznego zatrudnienia na wyższym stanowisku.
    Bo już Cię przepuścili przez procedurę, a jak się wyłamie idealny kandydat pracujący całe życie u królowej to będziesz jak znalazł!

    Powodzenia i nie zapomnij się odezwać gdybyś miał przybyć do Albionu na rozmowę o pracę, czego serdecznie życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie pierwszego pkt 3-ego: zgadzam się, że uważają się za lepszych od wszystkich w okół, ale jednocześnie mają straszne kompleksy względem Francji. Więc zaczęłam myśleć, że jeśli nie mogę się pozbyć obcego akcentu to może polski na francuski zamienie i będzie cacy?

      Usuń
    2. Emilu - jesteś wielki :-) Nikomu jeszcze nie udało się wyłuszczyć mi meandrów, jakimi podążają myśli naszych pijących nałogowo herbatę (i nie tylko) przyjaciół z Wysp. Pewne elementy funkcjonowania rozpoznaje, ale zawsze uważałem je za rdzennie amerykańskie. Dzięki Tobie zrewidowałem swoje poglądy i teraz uznam te zachowania za spuściznę po kolonizatorach :-D Jak tylko się będę wybierał na Wyspy dam znać wcześniej to się spotkamy

      Usuń
    3. Saril - jak tylko umiesz zmienić akcent na francuski, to zmieniaj - najwyżej wyjdziesz na Kanadyjkę z Quebecu :-D

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych