Jako, że Żona woła „jeść” a i banki się o swoje dopominają, to musiałem się udać ponownie zresztą do Western Union.
Kiedy byłem tam w środę (czyli w ostatni dzień tygodnia wg lokalnego kalendarza ), było tam od metra Filipińczyków i Nepalczyków chcących wysłać podobnie jak ja pieniądze do domu.
Wymyśliłem sobie, że pojadę do Western Union w niedzielę, czyli „po naszemu” – we wtorek (bo to drugi dzień tygodnia pracy), od rana (jako, że „szarża ma swoje przywileje”) to nikogo nie będzie.
Ale nie – podobnie jak myszy w słomie, w placówkach WU lęgną się w/w nacje :)
Kiedykolwiek, ktokolwiek się tam nie pojawił zastaje w Western Union zwarty tłum tych dzielnych ludków (skąd inąd bardzo ciężko tu pracujących, za co pełny szacun ode mnie).
W WU obowiązuje jeszcze jedna ciekawa zasada - nie ma osobnego wejścia dla kobiet, kobiety są przepuszczane przez ochronę, jako pierwsze.
I niech mi ktoś teraz powie, że w KSA kobiety mają strasznie przechlapane :)
Przede mnie zostały wpuszczone cztery, a jakże Filipinki, a ja stałem jak ten głupek i krew się we mnie gotowała, bo nienawidzę stać w kolejkach (taka pozostałość po dzieciństwie w PRL-u).
Poznałem za to „towarzysza niedoli” bardzo sympatycznego, młodego Saudyjczyka, mówiącego piękną, amerykańską angielszczyzną.
Zapytałem, dlaczego jako Saudyjczyk stoi w kolejce, odpowiedział, że z szacunku dla ludzi, którzy ciężko pracują na dobrobyt jego kraju.
Okazało się, że nasz kraj nie jest dla niego całkowicie egzotyczny.
Zna: polską husarię, Kazimierza Pułaskiego oraz….Roberta Lewandowskiego, Łukasz Piszczka i Kubę o „niewymawialnym nazwisku” (chodziło 3 gracza Borusii Dortmund Błaszczykowskiego) :D
Po półtorej godziny rozstaliśmy się – jak starzy kumple.
Ten kraj jednak nie przestanie mnie zaskakiwać- a i ludzie jacyś tacy mało przypominający tych, których widzi się w różnego typu wiadomościach z Bliskiego Wschodu.
Kiedy byłem tam w środę (czyli w ostatni dzień tygodnia wg lokalnego kalendarza ), było tam od metra Filipińczyków i Nepalczyków chcących wysłać podobnie jak ja pieniądze do domu.
Wymyśliłem sobie, że pojadę do Western Union w niedzielę, czyli „po naszemu” – we wtorek (bo to drugi dzień tygodnia pracy), od rana (jako, że „szarża ma swoje przywileje”) to nikogo nie będzie.
Ale nie – podobnie jak myszy w słomie, w placówkach WU lęgną się w/w nacje :)
Kiedykolwiek, ktokolwiek się tam nie pojawił zastaje w Western Union zwarty tłum tych dzielnych ludków (skąd inąd bardzo ciężko tu pracujących, za co pełny szacun ode mnie).
W WU obowiązuje jeszcze jedna ciekawa zasada - nie ma osobnego wejścia dla kobiet, kobiety są przepuszczane przez ochronę, jako pierwsze.
I niech mi ktoś teraz powie, że w KSA kobiety mają strasznie przechlapane :)
Przede mnie zostały wpuszczone cztery, a jakże Filipinki, a ja stałem jak ten głupek i krew się we mnie gotowała, bo nienawidzę stać w kolejkach (taka pozostałość po dzieciństwie w PRL-u).
Poznałem za to „towarzysza niedoli” bardzo sympatycznego, młodego Saudyjczyka, mówiącego piękną, amerykańską angielszczyzną.
Zapytałem, dlaczego jako Saudyjczyk stoi w kolejce, odpowiedział, że z szacunku dla ludzi, którzy ciężko pracują na dobrobyt jego kraju.
Okazało się, że nasz kraj nie jest dla niego całkowicie egzotyczny.
Zna: polską husarię, Kazimierza Pułaskiego oraz….Roberta Lewandowskiego, Łukasz Piszczka i Kubę o „niewymawialnym nazwisku” (chodziło 3 gracza Borusii Dortmund Błaszczykowskiego) :D
Po półtorej godziny rozstaliśmy się – jak starzy kumple.
Ten kraj jednak nie przestanie mnie zaskakiwać- a i ludzie jacyś tacy mało przypominający tych, których widzi się w różnego typu wiadomościach z Bliskiego Wschodu.
A nie ma u Ciebie ulgi WU online?
OdpowiedzUsuń