5/07/2013

Czkawka cwaniaka czyli jak się kończy robienie mnie w „bambuko” - Sri Lanka część piąta

Pisałem wcześniej o „chłopcach z plaży” i jednym cwaniaczku, który mnie naciął pierwszego dnia.
To nie był jego jedyny występ, ale opiszę Wam ten, który podobał mi się najbardziej.
Poznaliśmy na Sri Lance kolesia, który wraz z małżonką przyleciał tutaj na tygodniowe wakacje.
Na potrzeby naszej opowieści nazwijmy go "Bodziem", bo jakoś nie lubię tego imienia - ale to z zupełnie inna historia :- ).
Otóż nasz "Bodzio" już w samolocie dał pokaz inaczej pojmowanej kultury – ale wiemy o tym tylko z relacji osób, które z nim podróżowały.
Nawalił się podobno jak stodoła wuja Mietka po żniwach i brewerie zaczął wyczyniać takie, że mało go inni pasażerowie w locie nie wysadzili, a obsługa w Bahrajnie podczas międzylądowania.
Przyjechał i zaczął się zachowywać tak, jak nasi legendarni rodacy w Egipcie, korzystający z wyjazdów „last minute”  na tydzień za kilkaset złotych.
Facet był w stanie doprowadzić do rozpaczy praktycznie całą obsługę i np. oczekiwał, że ktoś będzie za niego załatwiał tak ważne „życiowo” sprawy, jak poszukiwanie jego rzekomo skradzionych kąpielówek itp.
Ale trafiła kosa na kamień – czyli na naszego lokalnego cwaniaczka Silvę
W jakiś niepojęty sposób udało im się porozumieć i lokalny cwaniaczek  obiecał mu zakupić kartę pre-paidową do telefonu, żeby nasz Bodzio do znajomych i rodziny z wakacji tanio mógł zadzwonić.
Jak obiecał – tak zrobił. Kupił kartę, skasował Bodzia na kilkadziesiąt „baksów” (karta w rzeczywistości kosztowała 3 USD) i poszedł.
Bodzio po włożeniu karty zdążył tylko powiedzieć  „Cześć k...…, Zdzisiu z wakacji do Ciebie dzwonię ze Sri Lanki” i…  się skończyły minutki :)
Bodzio zaczął poszukiwać lokalnego cwaniaczka, zemstę mu srogą obiecując.
Zauważył go przed hotelem i kłusem ruszył w pogoń.
Lokalny cwaniaczek wpadł do sklepu naprzeciwko i ewakuował się oknem. Bodzio - za nim, ale że tuszy był pokaźnej, więc w okienku utknął :-DDDD.
W kilku go musieli wyciągać, ubaw mając po pachy.

Ja lokalnemu cwaniaczkowi zapowiedziałem, że był to jego ostatni numer z Polakami, bo następnym razem skończy się to moją wizytą u Panów Policjantów z Policji Turystycznej i będzie miał przez dłuższy czas widok na "firanki w szkocką kratę"
Ale do furii doprowadzało go co innego – oficjalnym organizatorem praktycznie wszystkich wyjazdów polskich grup, niezależnie od kierunku, potrzeb i ilości osób został Deepal .
Widział, że również jeżeli chodzi o prezenty (bo tak się składa, że większość rodziny Deepala ma urodziny w okresie okołoświątecznym – w sensie Bożego Narodzenia) nie jesteśmy z Olą skąpi :).
Tyle zyskał, że jak mnie widział, to zębami zgrzytał, bo wszystkich nowo przyjeżdzających ostrzegaliśmy przed nim i jego „usługami”.


Dopisek od Oli
Podczas naszych pobytów na Sri Lance Paweł sporo czasu spędzał na nurkowaniu. Po moim powrocie do zdrowia, dostałam "ochronę" w osobie przesympatycznego Kalu***
Kiedy Paweł jechał nurkować, gdziekolwiek się nie ruszyłam Kalu szedł ze mną choć starałam się mu uciekać, jak tylko mogłam.
Pewnego razu poszliśmy z Kalu na spacer. Po drodzę spotkaliśmy Bodzia, który co prawda pijany jeszcze nie był, ale kilka drinków tego dnia już chyba miał na koncie. Bodzio prawie nie mówił po angielsku, więc odezwał się do mnie w mniej więcej następujących słowach.
"Powiedz, k.....  temu czarnuchowi, żeby mi papierosy przyniósł"
Moja odpowiedź była dość krótka:
"Dla Ciebie to nie jest żaden "ten" tylko PAN Kalu, a papierosy możesz sobie kupić sam"
Bodzio jeszcze coś tam mamrotał pod nosem, ale Kalu i ja poszliśmy dalej konwersując sobie radośnie w łamanym angielskim, przeplatanym łamanym syngaleskim i doskonale opanowanym "machanym rękoma" :)

*** Paradoksalnie - Kalu w języku sinhala oznacza "czarny", ale tego Bodzio raczej nie wiedziął  :D
Sinhala jest jednym z trzech oficjalnych języków używanych na Sri Lance (pozostałe dwa to tamilski i angielski). Posługuje się nim ok 18 milionów ludzi. Najstarsze znane dokumenty napisane w tym języku pochodzą z VI w p.n.e.

Kalu z wnukami

 
Kalu i Moja "Gadzina" :D

Idziemy na wesele - 
od lewej: Ola, Księżniczka Dulmini, Sabee i na końcu Deepal


18 komentarzy:

  1. Ale Ola sie wystroila na wesele! :))
    A cwaniaczkowi chyba bym jeszcze pomogla, zeby Bodziowi zapewnic "niezapomniane wakacje"!
    Ok, zniklam, lozko wola :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bodzio był "faworytem" wszystkich, więc atrakcji miał moc :) Hitem było poszukiwanie "skradzionych" kąpielówek, oraz ostatniego dnia - remont dachu który - nie wiedzić czemu rozpoczął się nad Bodzia pokojem :D

      Usuń
  2. No, i dlatego nigdy w zyciu nie bylam nigdzie na zadnych wakacjach ani wyjezdzie zorganizowanym z grupa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez względu na to czy jedziesz sama czy też nie, to nie jesteś w stanie całkowicie się odseparować od ludzi, szczególnie w miejscach popularnych wśród turystów.
      Bodzie tego świata nie mają przynależności narodowej - tylko klanową :D. Spotkailiśmy Bodzie francuskie w Joradnii czy na Kubie - niemieckie. To taka osobna rasa, niestety trudna do wytępienia :(

      Usuń
    2. Jesli jade sama mam zdecydowanie wieksze pole manewru jesli chodzi o unikanie takich Bodziow. Wlasciwie daje sie ich uniknac calkowicie, a czas interakcji nawet jesli to przypadkowe zetkniecie, ograniczyc do kilku minut.

      No i jest jeszcze kwestia poziomu takich Bodziow. Od Amerykanina nie uslyszysz tekstu "powiedz temu czarnuchowi zeby cos-tam".

      Usuń
    3. Bo go "political correctness" powstrzyma ??? Różnych już w życiu spotkałem Amerykanów, ale chodzącego ideału nie spotkałem, jak ich chcesz przedstawić.
      Bodzio był tylko z nami w hotelu, przyjechał z jakąś grupą turystyczną. Hotel nieduży, więc się do końca uniknąć go nie dało. Mając zarezerwowany i opłacony wcześniej hotel nie masz zbyt wielkiego pola manewru. Mnie bardziej szkodzą wychowywane "bezstresowo" pociechy rodziców radośnie uznających, że wszyscy się muszą zachwycać ich potomstwem. Bo z Bodziami tego świata radzę sobie znakomicie :-DDD

      Usuń
    4. Alez ja wcale nie uwazam, ze Amerykanie sa idealni. Chyba najwiekszym problemem przecietnego Amerykanina jest przekonanie o wyjatkowosci/wyzszosci wlasnego kraju, jezyka i kompletna ignorancja jesli chodzi o reszte swiata. Ale tekstow takich jak powyzej nie slyszalam.

      Rozupuszczone bahory i nie reagujacy rodzice to inna bajka :) Tez ich nie znosze, ale znow latwo daje sie uniknac takiego towarzystwa.
      Zarowno jedna jak i druga grupa zazwyczaj nie wystepuje w hostelach albo zbyt drogich (jak na ich kieszen) hotelach :)

      Usuń
    5. To może nie miałaś kolegów republikanów z Ohio czy Georgii :) Takie określenia obecnego Pana Prezydenta należały do najłagodnieszych :)
      Na radosnych rodziców i ich potomstwo też wybraliśmy metodę hoteli nieprzyjaznych dla rodziców z dziećmi :-DDDD

      Usuń
  3. proszę pan i władca przyjechał na dzicz, a dzicz go roluje i naciąga?! ba nawet nie ma wianuszka sług przy boku
    be-ze-czelność i gdzie to all inclusive

    dobrze sobie z nim poradziliście!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie takie podejście. I tak jak już pisałem w odpowiedzi dla Futrzaka - ten był produkcji krajowej, ale i inne kraje w eksporcie "Bodziów" mają swoje zasługi :-DDD

      Usuń
  4. Piękni są dziadek i wnuki, a takiego Bodzia to rzeczywiście należy jedynie sposobem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak juz napomknelam wczesniej, pracowalam kilka lat w turystyce i takich Bodziaszkow to znam na wylot:) U mnie np jednym z hitow bylo mierzenie futryn w pokoju hotelowym, bo sie pan Bodzio nie miescil (w szerz) i sie zaklinal na jakies standardy unijne:D
    Inny Mr. B wrzucil przez przypadek telefon do basenu, ale twardo oskarzal recepcjonistke pensjonatu o kradziez. Albo grupa 6 Bodziow ostatniego dnia turnusu spytala mnie jak dojsc nad morze, no bo cale 10 dni przesiedzieli pijac drinki nad basenem hotelowym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normy unijne - piękny temat. Jak w Polsce ktoś coś wprowadza, a jest to głupie lub drogie to się zasłania wymogami unijnymi. To dlaczego taki Bodzio miałby nie brać przykładu w "władzy" ??? Zaginione dobra to też rzecz znana - winni są wszyscy, tylko nie Bodzie naprane jak traktory. To ostanie dotyczy liczniejszej rzeszy "turystów" Byliśmy podczas jednego wyjazdu na wycieczce w Galle, która była "darmowa" i tam też się trafił Pan, który z dumą oświadczył, ze jest tu już 11 czy 12 dzień, a pierwszy raz jest dalej niż 100 m. od hotelu :-DDDD

      Usuń
  6. To się uśmiałam :) Muszę Bodzia dodać do tych pięciu typów, których ja osobiście nie znoszę: http://rodzynkisultanskie.blogspot.com/2013/03/5-typow-pasazerow-ktorych-nie-lubimy.html
    Bodzio - typ ponad typy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bodzie są ponadnarodowe,ponadczasowe i niezniszczalne jak karaluchy, szczury i skorpiony :)
      Genialny jest Twój wpis - muszę kiedyś stworzyć własną klasyfikację :)

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych