Jeździmy dość często w różne miejsca świata i mamy taki paskudny zwyczaj, że do każdego z krajów staramy się wracać po kilka razy.
Jednak naprawdę rzadko trafia się jakaś konkretna ekipa. Nasza grupka na Kubie była wprost fantastyczna (drugą tak rewelacyjną grupkę mieliśmy w Jordanii - dwoje Amerykanów, dwoje Kanadyjczyków i my - wszyscy poobwieszani sprzętem fotograficznym niczym juczne wielbłądy).
Podczas pobytu na Kubie, wyglądało to tak, że jak ktoś miał jakiś pomysł na wyjazd – wszyscy pytali tylko „o której wyjeżdżamy”
I wszyscy byli o czasie :)
A pomysłów nam nie brakowało.
Popłynęliśmy na Cayo Blanco – na plażę z białym i miękkim jak mąka piaskiem.
Biały był nie tylko z nazwy, ale także w rzeczywistości.
Bo to tak naprawdę nie jest piasek, tylko muszle skorupiaków zmielone przez morze do konsystencji gipsu.
Po drodze zaliczyliśmy nurkowanie z delfinami w delfinarium zlokalizowanym na morzu.
Płynęliśmy w święta, więc jeden z naszych kolegów zabrał ze sobą czapkę Świętego Mikołaja :-D
Pamiętacie jak pisałem o „Baltonie” i obiecywałem, że wrócę do tego tematu ?
Jednym z naszych kolegów był prawdziwy marynarz, taki jak z filmów marynistycznych.
Oczywiście – palił fajkę, bo jakżeby inaczej :)
Przyglądam się Krzyśkowi i mówię, że pamiętam z czasów młodości reklamę „Baltony" i że niesamowicie przypomina tego kolesia, który w niej grał.
Krzysiek i jego Żona wpadli w histeryczny śmiech.
Co jest grane ? Coś głupiego palnąłem (jak zwykle) czy co ?
Jak już się wyśmiali, dostałem po kilku chwilach odpowiedź, że to bardzo prawdopodobne, że Krzysiek jest podobny do faceta z reklamy, bo to właśnie On i na statkach do tej pory ma ksywę „Baltona" :-D
Zgrywając twardzieli, po zapewnieniach „starego wilka morskiego”, że "to słoneczko to jest pikuś" wzięliśmy się za opalanie.
Dziewczyny miały inne zdanie, ale my twardziele…. kwiczeliśmy później przez całą noc, bo się tak zjaraliśmy :)
Podczas wycieczki do Hawany znaleźliśmy dwóch ”zaginionych w akcji” turystów z Polski.
Zaginęli oczywiście w klasyczny sposób czyli - za dużo rumu i towarzystwo pięknych Kubanek :)
Myśleliśmy, że zabalowali 1 dzień..... :)
No, chłopaki też tak myśleli, ale..... coś się kalendarz nie zgadzał, bo nawet nauka radziecka nie zna nocy z poniedziałku na czwartek :-D
Zakupy naszej ekipy opiszę w kolejnym odcinku. Czekajcie, bo warto :-D
Jednak naprawdę rzadko trafia się jakaś konkretna ekipa. Nasza grupka na Kubie była wprost fantastyczna (drugą tak rewelacyjną grupkę mieliśmy w Jordanii - dwoje Amerykanów, dwoje Kanadyjczyków i my - wszyscy poobwieszani sprzętem fotograficznym niczym juczne wielbłądy).
Podczas pobytu na Kubie, wyglądało to tak, że jak ktoś miał jakiś pomysł na wyjazd – wszyscy pytali tylko „o której wyjeżdżamy”
I wszyscy byli o czasie :)
A pomysłów nam nie brakowało.
Popłynęliśmy na Cayo Blanco – na plażę z białym i miękkim jak mąka piaskiem.
Biały był nie tylko z nazwy, ale także w rzeczywistości.
Bo to tak naprawdę nie jest piasek, tylko muszle skorupiaków zmielone przez morze do konsystencji gipsu.
Po drodze zaliczyliśmy nurkowanie z delfinami w delfinarium zlokalizowanym na morzu.
Płynęliśmy w święta, więc jeden z naszych kolegów zabrał ze sobą czapkę Świętego Mikołaja :-D
Pamiętacie jak pisałem o „Baltonie” i obiecywałem, że wrócę do tego tematu ?
Jednym z naszych kolegów był prawdziwy marynarz, taki jak z filmów marynistycznych.
Oczywiście – palił fajkę, bo jakżeby inaczej :)
Przyglądam się Krzyśkowi i mówię, że pamiętam z czasów młodości reklamę „Baltony" i że niesamowicie przypomina tego kolesia, który w niej grał.
Krzysiek i jego Żona wpadli w histeryczny śmiech.
Co jest grane ? Coś głupiego palnąłem (jak zwykle) czy co ?
Jak już się wyśmiali, dostałem po kilku chwilach odpowiedź, że to bardzo prawdopodobne, że Krzysiek jest podobny do faceta z reklamy, bo to właśnie On i na statkach do tej pory ma ksywę „Baltona" :-D
Zgrywając twardzieli, po zapewnieniach „starego wilka morskiego”, że "to słoneczko to jest pikuś" wzięliśmy się za opalanie.
Dziewczyny miały inne zdanie, ale my twardziele…. kwiczeliśmy później przez całą noc, bo się tak zjaraliśmy :)
Podczas wycieczki do Hawany znaleźliśmy dwóch ”zaginionych w akcji” turystów z Polski.
Zaginęli oczywiście w klasyczny sposób czyli - za dużo rumu i towarzystwo pięknych Kubanek :)
Myśleliśmy, że zabalowali 1 dzień..... :)
No, chłopaki też tak myśleli, ale..... coś się kalendarz nie zgadzał, bo nawet nauka radziecka nie zna nocy z poniedziałku na czwartek :-D
Zakupy naszej ekipy opiszę w kolejnym odcinku. Czekajcie, bo warto :-D
Lubie Waszego bloga,z przyjemnoscia ogladam zdjecia i pozdrawiam z Nowego Jorku..ostatnio mnie schlastalo piaskiem na plazy i wtedy sobie o Was pomyslalam.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa. Mam nadzieję, ze bedziesz o nas pamiętać również w "milszych okolicznościach przyrody" :-D
UsuńNIE ROZUMIEM. Prawie w kazdym wpisie zasuwasz referencje do czcigodnej mauzonki jako "gadzina" i te rzeczy. Ze zaklejac plastrem otwor gebowy i takie tam.
OdpowiedzUsuńA gdzie na zdjecia nie spojrze, to ona jawi sie jako kwiat lotosu na tafli i oaza spokoju. WTF?
"Elementary my dear Watson" znaczy się Futrzak :-DDDD. Są np. zwierzątka wyjątkowo dobrze wyglądające w filmach lub zdjęciach czy innych kreskówkach, Jednak w życiu - bywa róznie. Przykłady ?? Proszę bardzo - miły "hipcio" zabija w Afryce wiecej ludzi niż krokodyle i lwy razem wzięte. Podobnie "misie" grizzly - też miłe dla oka :-DDD Z Gadziną jest tak samo :-D
UsuńMnie także początkowo raził sposób przedstawiania Oli, aż mi "kliknęło" i zrozumiałam, że to zawoalowany (jakże przebiegle) sposób okazywania szacunku, a wręcz respektu (te słowa moim zdaniem mają różne znaczenie). Posłużę się przypowieścią biurową. Czasem, aby zidentyfikować lidera grupy trzeba rozejrzeć się za kimś, kto stoi w pewnym oddaleniu od ogólnego zamieszania. Grupa hałasuje, nerwowo poszukuje rozwiązania problemu, aspirujący na liderów spierają się zaciekle, aż lider prawdziwy rzuci słowo spod ściany, a grupa nagle wie co robić. Ola pasuje mi na taką osobę :-) I co zdemaskowałam Cię? ;-)
UsuńP.S. Zdjęcia piękne. Arabii nie zazdroszczę, ale Kuby - chyba jednak trochę...
Coz za przebiegłość i detektywistyczne zdolności :-DDD. Czuję się obnażony i zdemaskowany :-D
UsuńPS. Arabii nie ma powodów zazdrościć - tu sie przyjeżdża zarabiać pieniądze, a nie zwiedzać (bo nie bardzo jest co).
Kuba - to insza inszość. Kobiety jakoś przyjemniej dla oka się prezentują, muzyka też jakby bardziej dla ucha miła :-DDD i jeszcze kilka innych zalet
No to uspokojona potwierdzeniem swojej hipotezy lecę czytać o tym paskudnym hipokrycie M.M. Sprawdzę, czy właściwie wytypowałam mordercę ;-)
UsuńTo nie jest hipokryta !!!
UsuńNienawidzę hipokrytów a Mordimera uwielbiam :-DDD Zresztą sama się przekonasz :P.
Bo jak nie, to Ci powiem, kto zabił :-D
Tylko spróbuj! :-D
UsuńTo bądź grzeczna, bo powiem :-DDD
UsuńNareszcie mam na Ciebie jakiegoś "straszaka" ;-D
Od razu poczułem się raźniej :-D
To zdjecia kraba(?) , muszelek, wow wow wow chce takie na sciane!
OdpowiedzUsuńTylko przygotuj duuużo miejsca w skrzynce mailowej, żeby się dało porządnie wydrukować :-DDD
UsuńGadzinie bardzo do twarzy jest:). Ps. Jak Kuba bedzie blizej niz dalej , to nie omieszkam sie skontaktowac.
OdpowiedzUsuńAle przeczytaj ostrzeżenie wysłane do Futrzka :-DDD
UsuńPaweł to były dzikie delfiny czy "akwariowe"?
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu - "akwariowe", ale w morzu dzikie nad wyraz :-DDD Przypływały, jak miały ochotę się pobawić albo przekąsić.
UsuńA że z reguły chcą i się bawić i przekąsić to są tam prawie na stałe :-D
ale widoki.... fajnie się to czyta... gdzie kolejna część? :)
OdpowiedzUsuńBędzie jak Szacowna Małżonka Aleksandra wybierze kolejną porcję fotek
Usuńoczekuję z niecierpliwością :)
UsuńTo nie do mnie, jeno do instancji zdjęciami władajacej. Ja tylko piszę teksty :)
UsuńZazdroszczę wyprawy. Przepiękne zdjęcia prezentujecie i sprawiacie, że moje myśli odpływają daleko w świat oceanów i mórz.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia z tymi delfinami. Nigdy nie widziałam tych ssaków z bliska. Piękny widok. Bardzo mi się podoba relacja z Kuby. Fajnie mieć zgraną ekipę na takie wypady. Ja przeważnie poznaję ciekawych ludzi w górach. Znajomi nie są skorzy do łażenia z nami po górach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Saudyjskie Wielbłądy 😀 Fajna nazwa dla bloga