10/10/2013

Post mało saudyjski czyli o Dineshu słów kilka

Wiele razy na łamach tego bloga przewijało się imię jednego z moich podwładnych czyli Dinesha.
Sporo razem pracujemy. Kiedy jedziemy na którąś z budów, czas w samochodzie umilamy sobie rozmową,  ja przy okazji pogłębiam swoją wiedzę na temat Indii, a Dinesh dowiaduje się ode mnie co nieco o Polsce. I tak od słowa do słowa dowiedziałem się, kto z "moich" ludzi  z jakiej kasty pochodzi.
Dinesh pochodzi z warny (klasy społecznej) kszatrijów,  co w sanskrycie oznacza wojownika lub władcę czyli taki nasz odpowiednik dawnego rycerstwa i szlachty, a w czasach współczesnych elit politycznych i wojskowych.  
Warna kszatrijów stanowi drugą (po braminach), najwyższą warnę w Indiach. 
Przynależność do warstwy społecznej to jednak nie wszystko - każda z nich dzieli się na wiele kast i podkast i to właśnie podkasty zwane dźati (z sanskrytu "urodzenie"), determinują pozycję społeczną człowieka, ale nie ma ona nic wspólnego z sytuacją materialną.
Kolorem warny kszatrijów jest czerwień, a kamieniem ją symbolizującym najczęściej rubin.
Po tłumaczeniach Dinesha chyba nareszcie zrozumiałem, dlaczego nigdy nie chciał mi zwrócić uwagi, nawet jeśli gdzieś popełniałem błąd, co nie raz miało miejsce zwłaszcza na początku mojego pobytu w Arabii Saudyjskiej.
Otóż według Jego słów kszatrijowie, mają za zadanie ochraniać i wspierać, ale ... nie przyjmują nigdy roli mentorów. Niezręcznością więc byłoby ze strony Dinesha poprawianie mnie, jako swojego przełożonego.
Jednak to prawda, że całe życie człowiek się uczy :)

Armia indyjska. Żródło Shutterstock


Regiment Piechoty Sikhijskiej



32 komentarze:

  1. To i tak nie miales zle, ze w ogole cokolwiek zechcial wytlumaczyc. Moze dlatego, ze jestes facet.
    Ja pracujac z Hindusami najpierw zauwazylam, ze sie do siebie pewne grupy nie odzywaja. No bo inna kasta.
    Potem widzialam, jak ci z wyzszej poniewieraja tymi z nizszej. Kolezanka z firmy, ktorej wlascicielem byl Hindus z kasty braminow tylko raz napomknela, ze "my dady is in the army, my granpa too".
    Ale ja wszyscy traktowali jak trędowata, bo (oprocz nizszej kasty) jeszcze sie rozwiodla. Dla Hinduski nie miec meza to gorsze niz gradobicie...

    Dopiero jak sobie poczytalam nieco to zaczailam, dlaczego takim wspolczujacym wzrokiem pelnym politowania patrzyly na mnie, gdy im powiedzialam, ze jestem rozwiedziona.
    Ja z kolei zrozumialam codzienne odzywki po tym, jak sobie uswiadomilam, ze dla nich malzenstwo to podobnie jak dla arabow kontrakt cywilno-prawny, ktory jest ustawiany przez rodzine.
    Ze wszystkich Hindusek, z ktorymi pracowalam w USA (a uzbieralo by sie ich dobre kilkadziesiat) ZADNA nie miala malzenstwa innego, niz kojarzone przez rodzine.

    A ile ja sie naużerałam z panami Hindusami, ktorzy byli podlegli pode mnie w zespole, to juz inna historia...Ilez razy mialam ochote wydrzec na nich jape ze tak ja rozumiem, dla nich to ujma i plama na honorze, ze jakas biala baba nimi ma czelnosc rozporzadzac, ale skoro przyjechali do tego kraju to albo sie podporzadkuja ukladom tu panujacym (czyt. w pracy nie ma dyskryminacji plciowo-rasowej) albo niech sp* do siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespecjalnie miał wyjście :) Ja ma w zespole taki galimatias narodwosciowo-kastowo-religijny, że jak doczytasz to się pewnie lewą nogą przeżegnasz :) Mam Ppakistańczków, w tym pakistańskich górali z Kaszmiru (dwóch - w dodatku braci), Hindusów -szyitów, Hidusów- sunnitów, kszatrijów i trochę waiśjatów. Poza tym - dochodzą wzajemne niechęci pomiędzy regionami. Na przykład jak rozmawia Dinesh z Sajidem (Hindus - szyita) to rozumie ich tylko...Sajad, brat Sajida, bo rozmawiają w języku z Keralii. Także Dinesh musiał podjąć męską decyzję - czy współpracuje ze mną jako moja "prawa ręka" czy wraca na budowę jako Site Safety Manager, a ja szukam zastępstwa. Poza tym jest jest jeszcze jeden osobnik, który z wszelką cenę próbuje mnie "uszczęśliwiać" rekrutując do mojego działu .. swoich krewnych i krajan. Mam takiego jednego, co jak mu coś jego Site Manager kazał zrobić to zadzwonił na skargę do "wujka". Więcej już tego nie zrobi bo go "awansowałem" i pracuje sam na mniejszym obiekcie. Następny telefon do "wujka" będzie skutkował albo przenosinami do wujkowego działu albo powrotem do domu. Zakomunikowałem mu to oficjalnie. A słynę w firmie ze słowności, niezależnie czego to dotyczy :)
      Dinesha "wujek", za to że nie popiera jego pomysłów (jeszcze zanim przyszedłem już mieli "na pieńku") nienawidzi jak zarazy. Także Dinesh nie miał zbyt wielu opcji, bo na budowie, bez mojej osobistej i bezpośredniej protekcji, miałby z nim niezłą jazdę. Ale jakoś się moje "wesołki" pod mym "światłym" kierownictwem dogadują i nawet mamy niezłe wyniki np. w TOP10 RC jesteśmy na 4 miejscu pośród 99 firm pracujących na ich rzecz pod względem BHP.

      Usuń
    2. No, to niejako wyjasnia, czemu po pracy jestes tak zmeczony :)

      Usuń
    3. Bo stosuję się do "złotej zasady" Józefa Wassirionowicza Stalina "Ufaj, ale sprawdzaj" Ciekaw jestem, czy byłałbyś wypoczęta po przejeżdżaniu w tutejszej "kulturze drogowej" ok. 600-800 km. tygodniowo :P
      A w międzyczasie jeszcze pracuję :P

      Usuń
  2. Wiele racji jest w tym co piszecie. O kastach wiedziałam wcześniej, zastanawia mnie jednak po czym oni sie poznają kto z jakiej jest kasty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @czerwona filizanka:
      pierwsze co robi Hindus gdziekolwiek, to wypytuje szczegolowo o rodzine, skad sa, co robia etc. itd. Dopiero po solidnym wywiadzie jak juz wie, z kim ma do czynienia, rozluznia sie bo wie, jak wobec kogo moze sie zachowywac.
      Mnie na poczatku szokowaly te ich pytania - z punktu widzenia westernersow wscibskie i chamskie - potem to juz zlewalam zupelnie.
      Oprocz dziati w USA przynajmniej orientuja sie jeszcze po tym, ile kto ma kasy. Nie spotkalam jeszce drugiej tak materialistycznie nastawionej do rzeczywistosci nacji. Amerykanie przy nich odpadaja w przedbiegach.

      Usuń
    2. Dominika i Futrzak - Materialzm wynika z obowiązku dostarczenia przez rodziców panny młodej określonej w kontrakcie małżeńskim ilości złota. Dinesh na przykład mając 11-letnią córkę, już uzbierał jak się przyznał ...6 kg. złota :) Dodatkowo w Keralii ma znaczenie wykształcenie panny (to wyróżnia tę prowincję na tel innych, gdzie w takie "fanaberie" jak wykształcenie kobiet raczej się nie inwestuje) i jest bardzo dumny, że jego córa chodzi do bardzo dobrej państwowej szkoły. Na pewno nie wyda jej za mąż poza swoją kastą, ale postara się wybrać dla niej męża, którego ona wcześniej zaakceptuje. Taki jest nowoczesny chłopak :D

      Usuń
    3. Pawel, ale co ma materializm do tego, ile zona wyda na prezent dla meza, do jakiej pojda restauracji i gdzie jada na wczasy, jesli maja TYLKO dwoch synow i wiecej miec nie beda?
      No i jak to sie ma do patrzenia na swiat realnosci Doliny Krzemowej przez faceta, co ma lat dwadziescia pare, a jego dziewczyna jest Amerykanka? A jednak oni wszyscy jak sie razem zejda, to na kazdym party potrafia tylko rozprawiac o tym ile kto ma kasy, gdzie byl, jakim samochodem jezdzi, co kupil etc. itd. Tak jakby inne aspekty zycia w ogole nie istnialy.

      Usuń
    4. tfu, chcialam napisac co ma mahr do tego ze...

      Usuń
    5. Bo może podobnie jak Polacy odreagowują lata biedy ? Pojęcia nie mam, ale u nas też jest zwyczaj "napinania się", kto czym jeździ, ile zarabia i gdzie był na wakacjach. Taki spadek po PRL-u. Indie dopiero od niedawna się wzbogaciły to i chorobę "nowobogackich "mają. Natomiast nie deprecjonowałbym w tej materii Amerykanów. Wiele w ich przypadku zależy od Twojego adresu.Jak z dobrej dzielnicy to nie widzieć czemu jakoś jest łatwiej coś załatwić.

      Usuń
    6. @Pawel:
      moze i cos w tym jest tj. latach odreagowania biedy. Amerykanie en mass sa materialistami ale to sie inaczej objawia, nie tak nachalnie i ostentacyjnie. Pieniadze sie raczej ma, ale z nimi nie obnosi. Tak przynajmniej jest wsrod starych pieniedzy i nowych fortun Silly Valley.
      Natomiast z tym, ze adres decyduje o latwosci zalatwienia czegos, nie spotkalam sie.
      Znacznie predzej o czymkolwiek - zwlaszcza jesli w gre wchodzi starcie z policja na przyklad - ma znaczenie kolor skóry.

      Usuń
    7. Podam przykład - moi przyjaciele pojechali na zaproszenie Zbiga Brzezińskiego, ale przy okazji zwiedzali Stany. Po drodze kontaktowali się z Biblioteką Kongresu, gdzie byli zaproszeni na wystawę, prosząc o telefon zwrotny od kuratora wystawy. I nie wiedzieć czemu - dopiero jak zadzwonili z "dobrej" dzielnicy ktoś był łaskaw do nich z Biblioteki oddzwonić

      Usuń
  3. Przepraszam, że zwracam na to uwagę, ale jeśli imię brzmi Danesh (czyli kończy się w piśmie i zapewne w wymowie spółgłoską), nie ma potrzeby używania apostrofu przy dodawaniu polskich końcówek - więc Danesha, Daneshowi po prostu.
    Głupio trochę, że blog podczytuję już od jakiegoś czasu, a pierwszy komentarz z belferską uwagą:(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatko - ale uwaga bardzo cenna i na miejscu jak najbardziej :) Jak widzisz, już się poprawiłem. Odzywaj się częściej a szczególnie jak uznasz, że się jakis błąd pojawił. Będzie nam bardzo miło i będziemy Ci bardzo wdzięczni :)

      Usuń
    2. Dziękuję za miłe przyjęcie:)

      Usuń
  4. A ja myślałem że Dinesh to Saudyjczyk :)
    Co do Hindusów to wiem że zielone turbany to mają Sikhowie
    Ostatnio w TV sporo było o gwałtach w Indiach
    W ogóle jest to dla mnie kraj pełen kontrastów
    Hinduski to piękne kobiety są
    Najbardziej mi się nie podoba ceremonia Sati
    Marek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek - oj coś tak kulawo czytasz posty, kulawo :) Bo skąd Saudi byłby specalistą od kuchni hinduskiej i to na zaawansowanym poziomie ? Sati to ja nawet kawy nie lubię. Swoją droga to zapytam Dinesha czy ta tradycja nie wróciła ostatnimi czasy do Indii, bo opowiadał, że stacjonował w jakiejś prowincji, gdzie kult bogini Kali ma się nieźle i tam musieli wychodzić z jednostki tylko w grupie i tylko z długą bronią.

      Usuń
    2. Jak ostatnio oglądałem program Matyny Wojciechowskiej o wdowach które przybywają do Waranasi to napomknięto o Sati że mały ułamek że się już tego nie praktykuje(takie są oficjalne dane)
      Ale pewnie to tak jak w Polsce z oficjalnymi aborcjami.
      Tych nieoficjalnych pewnie kilkanaście razy więcej
      Marek

      Usuń
    3. Marek- jeżeli Dinesh wspominał o rytualnym kanibaliźmie to pewnie i sati gdzieś może być praktykowane, ale podpytam jak obiecałem :)

      Usuń
  5. O matko. Już kiedyś pisałam, że Arabia jest dla mnie jak z innej planety, ale Indie to już jakaś obca galaktyka!
    Daria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daria - jak napiszę kolejne części Dineshowych wspominek to Ci dopiero oko zbieleje:) Mało mnie już dziwi, ale w wypadku Indii ta reguła nie działa :)

      Usuń
  6. Mnie ten Dinesh od razu indyjsko się skojarzył ;). Już się troszkę "obyłam" w tych ich imionach i nazwiskach. Kasty są mi obce, ale wedle męża spokojnie sobie tam u nich funkcjonują i chyba jeszcze Ganges wieeeeele wody poniesie nim coś się w tym względzie zmieni. Ja - po tym jak mąż zawsze chętnie zajmuje się naszymi dzieciakami w przypadkach "zanieczyszczeń" przypisałam mu kastę wedle własnego uznania - te najniższą, co to jej członkowie do czyszczenia latryn są przeznaczeni ;).

    Poza mężem znam niewielu Hindusów a i on nie utrzymuje poza rodziną kontaktów z wieloma. Odwykł od ich mentalności i pewnie wiele osób wypowiadających się tu na ich temat ma rację. Zadziwiające jest zaś to, że on często mówi na kogoś (w tym na mnie LOL) - typowy Polak/Polka - zupełnie jak Hindus/Hinduska. Jedna stwora.

    Jeśli chodzi o kolory turbanów to Sikhowie noszę bardzo różne. Mąż, jak jeszcze nosił dobierał kolorem do koszuli. Osoby religijne i uduchowione lubią nosić niebieskie lub pomarańczowe. Zielone w armii, ale nie jest to żadną, ścisłą regułą. Często an co dzień noszą czarne.

    ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amisha - masz rację. Tam "bez pol litra nie razbieriosz" :) Bo jak już mi się wydaję, że złapałem jakiś "klucz do systemu" to mi go chłopaki za kilka dni obalą. Bo np. w innej prowincji czy stanie są inne zasady. Mieliśmy bramina w jednym dziale, ale nie zdzierżył i wrócił do domu.
      Bramini potrafią się do tego stopnia różnić w poszczególnych prowincjach, że mimo tej samej warny nie dochodzi do małżeństw "mieszanych"
      I bądź tu mądry :(

      Usuń
    2. Na pewno Pawlo masz rację. Jak czasem o coś GO pytam to - oczywiście jako "klepa i publicysta sam w sobie i tak dalej mówi mi często - a wiesz wify to zależy od regionu, od religii, od stanu itp. Niby więc jedność, ale wielce zależna od tak wielu innych "spraw". Stąd sama nigdy nie umiem go zdefiniować po indyjsku. Dziwne, że tak wielu innych, którzy ich nie znają, uważają, że umieją... ;)

      PS. Okropnie miło Was czytać . Ale tu się powtórzyłam.

      Usuń
    3. U nich to jest jak z "matrioszką" - taka baba w babie. Już Ci się wydaję, ze doszłaś do końca, a tam w środku to jeszcze ze trzy siedzą :)

      Usuń
    4. Mimo wszystko... nigdy, no normalnie nigdy nie doznałam tego typowego "męża indyjskiego". Ja naprawdę nie wiem co taki znaczy. I chyba prawdopodobnie świat nigdy nie dowie się kim jest polska żona. Będąc np żoną indyjską. Męża nie-indyjskiego, choć z Indii. Zamotałam.

      Usuń
    5. A co ? Nie ma wąsów? :D
      Kto to jest nieindyjski mąż z Indii ?
      Znaczy się - potomek Anglików?

      Usuń
  7. Amisha, z ust mi wyjęłaś o tych turbanach: kolory mogą być najprzeróżniejsze, zwykle właśnie dobierane (czasami z bardzo zaskakującą dokładnością!) do koloru ubrania. Myślę też, że z jakiejkowiek by nie był kasty, Dinesh nie zwróciłby uwagi szefowi. W Indiach obowiązuje hierarchia i Indusi najlepiej czują się pod silnym przywództwem. Obowiązkiem podwładnego jest być lojalnym i wykonywać powierzone prace, ale od myślenia to jest szef ;) I odpowiedzialności też ;) Bardzo Ci polecam książkę małżeństwa Kakarów "The Indians. Portrait of a people" Bardzo przystępnie i zwięźle, ale niegłupio o mentalności Indusów (tak w wielkim uogólnieniu oczywiście) Tutaj o niej pisałam: http://www.asiaya.pl/the-indians-portrait-of-a-people-sudhir-kakar-katharina-kakar/ i tutaj o spotkaniu z autorami: http://www.asiaya.pl/aktualizacja-2/
    @Marek, ciekawe, czy by Ci się sati podobało, gdybyś był indyjską wdową :P Nawet w Indiach ten zwyczaj jest baaardzo krytykowany, kilkakrotnie w historii zakazywany (obecny zakaz wprowadzili Brytyjczycy w 1829).
    @czerwona filiżanka: można poznać po nazwisku np., dlatego w Indiach sporo osób zmienia nazwiska. W ogóle migracja na większą skalę to stosunkowo nowe zjawisko, a we własnej wiosce wszyscy się znają i wiedzą, kto jest kto. W prasie opisywano historię, kiedy w szkolnej stołówce zatrudniono dalitkę. Rodzice zakazali chodzić dzieciom do niej na obiady. Przeniesiono ją więc do innej wioski i znowu historia się powtórzyła. Poza tym Indusi przez setki lat praktykowali małżeństwa (i nadal w większośći tak jest) w obrębie własnej kasty, więc są bardzo słabo wymieszani genetycznie. Stąd też ich przekonanie o wyższości jasnej karnacji. W domyśle - im ciemniejszy - tym większe prawdopodobieństwo, że niska kasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiaya - ale Dinesh ma wrednego szefa :) Podły ten osobnik wydał polecenie służbowe samodzielnego myślenia, poddawania rozwiązań, jakie są w pojęciu Dinesha najsłuszniejsze w danej sytuacji :) Na początku - faktycznie szło opornie. Teraz- potrafi podejmować całkowicie samodzielne decyzje i informować mnie o wykonaniu jakiegoś działania po fakcie. Z odpowiednim uzasadnieniem,oczywiście.
      Moi Site Managerowie dostali ogromną autonomię w działniach, co znakomicie poprawiło efektywność działąń. Już nie muszę zajmować się sam każdą pierdołą. Sprawy rutynowe muszą załatwiać we własnym zakresie, trudniejsze- z udziałem Dinesha. Grube, wykraczające poza "lokalne" kompetencje załatwiam ja. Po uzyskaniu opisu sytuacji z załączoną propozycją rozwiązania problemu. Te bez propozycji wracają do autora z odpowiednią adnotacją :D

      Usuń
    2. Asiaya-Przecież pisałem że nie podoba mi się ta ceremonia sati tylko PODOBAJĄ mi się indyjskie kobiety :)
      Wywalanie wdów z domu też mi się nie podoba
      Oglądałem program Kobieta na krańcu świata
      W Waranasi jest mnóstwo domów dla wdów
      Dostają one zimne posiłki żeby przypadkiem nie obudziły się w nich gorące rządze
      Co innego jest znowu w Ghanie bodajże
      Tam jak chłop chce dać żonie kopa w tyłek to ją oskarża o czary
      I nieszczęśniczka trafia do specjalnej wioski( jeśli nikt jej wcześniej nie ukamienuje)
      Marek

      Usuń
    3. Paweł, to gratuluję! :))
      Marek, przepraszam, chyba ślepa jestem, umknęło mi to "nie" ;) Zwracam honor!!

      Usuń
    4. Asiaya - bo to są bardzo "dobre chłopaki" tylko trzeba ich nakierować "dupą do wiatru" jak to mawiał mój instruktor żeglarstwa. Jak okazujesz im zaufanie i dajesz możliwości to się starają aż miło. Tylko trzeba na początku wziąć się ostro za robotę i pokazać, że się znasz na tym co robisz i być słownym.
      To w zupełności wystarcza :)

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych