Wypadła mi kolejna „wizyta duszpasterska” w tym jakże odległym grodzie i po drodze znowu dzięki niezrównanemu oznakowaniu dróg pobłądziliśmy, ale za to trafiliśmy na dość specyficzną stację benzynową.
Z charakteru przypominała raczej stary, dobry karawan - seraj.
Owszem, benzyna też była, ale ważniejszy był dla mnie przewoźny sklep z dywanami, poduszkami, siedziskami itp.
Przed wielkimi truckami siedzieli sobie panowie, mieli czajnik wielkości lampy Aladyna dla dżinna z solidną nadwagą czyli dżinna XXL :)
Konsumowali sobie śniadanko, skromne, ale dość obfite.
Tutejsze placki, warzywa, humus i inne lokalne smakołyki.
Zapytani o drogę od razu zaoferowali wspólny posiłek, bo przecież nie wypada nie podzielić się z innym wędrowcem jadłem i napojem.
Z trudem się wymówiliśmy, bo nas było trzech a jedzenia nie było aż tyle, żeby nakarmić nas i kolejnych przybywających wędrowców.
Dokupiliśmy wodę w sklepiku i jako „udział” dla następnych przekazaliśmy ekipie śniadaniowej.
Po w wypaleniu wspólnie papierosów grzecznie się pożegnaliśmy i udaliśmy się w stronę zachodzącego słońca ?
Nie,nie ! To rano było i do tego nie ta bajka - czyli..... udaliśmy się w kierunku miejsca przeznaczenia :)
Z charakteru przypominała raczej stary, dobry karawan - seraj.
Owszem, benzyna też była, ale ważniejszy był dla mnie przewoźny sklep z dywanami, poduszkami, siedziskami itp.
Przed wielkimi truckami siedzieli sobie panowie, mieli czajnik wielkości lampy Aladyna dla dżinna z solidną nadwagą czyli dżinna XXL :)
Konsumowali sobie śniadanko, skromne, ale dość obfite.
Tutejsze placki, warzywa, humus i inne lokalne smakołyki.
Zapytani o drogę od razu zaoferowali wspólny posiłek, bo przecież nie wypada nie podzielić się z innym wędrowcem jadłem i napojem.
Z trudem się wymówiliśmy, bo nas było trzech a jedzenia nie było aż tyle, żeby nakarmić nas i kolejnych przybywających wędrowców.
Dokupiliśmy wodę w sklepiku i jako „udział” dla następnych przekazaliśmy ekipie śniadaniowej.
Po w wypaleniu wspólnie papierosów grzecznie się pożegnaliśmy i udaliśmy się w stronę zachodzącego słońca ?
Nie,nie ! To rano było i do tego nie ta bajka - czyli..... udaliśmy się w kierunku miejsca przeznaczenia :)
źródło |
I to mi się właśnie w krajach arabskich i azjatyckich podoba - gościnność, której trudno uświadczyć w Europie
OdpowiedzUsuńTak było i u nas i to wcale nie tak dawno. Ale czasy się zmieniły i już ludzie się mniej życzliwi zrobili. Wydaje mi się, że to w jakimś stopniu zależy od zamożności - ludzie biedni chętniej się dzielą. I jest to dowód na to, że w Polsce się żyje lepiej, niż w PRL.
UsuńTylko,że ta gościnność oznacza, ze Ty też musisz tam wszystkich gości ugościć niezależnie od pory dnia czy nocy kiedy tylko zapukają do drzwi. To potrafi być upierdliwe.
OdpowiedzUsuńAga - Pamiętam takie czasy, kiedy i u nas w domu było podobnie
Usuńwow to prawie jak bajka o Lucku Lucku:)
OdpowiedzUsuńLucky Luck - to była postać :)
UsuńI o tejże postaci była bajka , a Ty mi się z nią właśnie skojarzyłeś:)
UsuńTo mi schlebia niezmiernie :)
UsuńA skąd się wzięła ta tradycja, że wędrowca trzeba nakarmić ?
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale poczytaj Święte Księgi - tam znajdziesz, że tak trzeba.
UsuńCiekawe po ile sprzedawali te dywany i poduszki - taniej czy drożej niż w marketach ? :)
OdpowiedzUsuńTo pewnie zależało od klienta - zobacz perypetie Bogdana w Rijadzie :)
UsuńJa bym pewnie musiał zapłacić jak za latający z atestem :D
W krajach arabskich (i nie tylko) cena nie jest odzwierciedleniem wartosci towaru a umiejetnosci negocjacyjnych sprzedajacego i kupujacego. Kiedy w "arabowie" widza bialego wspolczynnik ceny wyjsciowej jest znacznie wyzszy, dlatego trzeba bardziej negocjowac aby cene z kosmosu doprowadzic do poziomu akceptowalnego. Najlepszym objawem, ze sie do tego zblizamy bedzie, kiedy sprzedajacy zaczyna "wyrywac sobie wlosy", "rozdzierac szaty" i plakac , ze musi do tego interesu dokladac. Lata praktyki, he he he!
UsuńMówisz do artysty :) Jak się w Jordanii targowałem to Ola uciekła, bo się mnie wstydziła :)
UsuńAle bransoletkę ze srebra kupiłem taniej, niz srebro z którego była zrobiona :) Za resztę zapłacili Amerykanie :) Pan miał radochę, ja też. Ale tutaj po niektóre zakupy jeżdzę z lepszymi ode mnie, bo znajomość arabskiego bywa przydatna :D