7/27/2014

Ulubiony cytat – w końcu znalazłem autora :)

Jakiś czas temu mój kolega Dymitru wysłał mi cytat, który tak przypadł mi do gustu, że zrobiłem z niego myśl przewodnią w moim Skype.
"If you think it’s expensive to hire a professional to do the job, 
wait until you hire an amateur
Czyli w wolnym tłumaczeniu  - “jeżeli myślisz, że zatrudnienie profesjonalisty jest zbyt kosztowne, aby wykonać zadanie - poczekaj aż zatrudnisz amatora
Powiedział to legendarny amerykański…..   strażak znany w branży jako Paul Neal "Red" Adair.
Urodzony w Houston w Teksasie 18 czerwca 1915, przerwał naukę w liceum z powodu Wielkiego Kryzysu w 1930.
Aby pomóc rodzicom w utrzymaniu licznej rodziny (miał czterech braci i trzy siostry) był nawet półprofesjonalnym bokserem.
W 1936 roku wyjechał do pracy na kolei Southern Pacific, a w 1938 pierwszy raz zetknął się z branżą oil & gas  kiedy zatrudnił się w Otis Pressure Control Company pracując na polach naftowych w Teksasie i sąsiednich stanach.
Drugie, niezbędne do jego późniejszej pracy doświadczenie zdobył podczas ostatnich miesięcy II Wojny Światowej. W 1945 roku został wcielony do 139. Dywizjonu Saperów, gdzie dosłużył się stopnia sierżanta. Tam nauczył  się zagadnień związanych z kontrolą pożarów i wybuchów.
Służył do wiosny 1946 roku zajmując się usuwaniem niewybuchów w Japonii. Po powrocie do domu został zatrudniony przez Myrona Kinley z MM Kinley Company.
„Red” pracował dla MM Kinley czternaście lat zajmując się gaszeniem pożarów odwiertów naftowych.
W 1959 roku zrezygnował z MM Kinley i założył własną firmę - The Red Adair Company Inc.
Wykorzystując swoją widzę saperską i doświadczenie w zwalczaniu pożarów wież wiertniczych podczas niekontrolowanych wypływów ropy i gazu opracował wiele narzędzi i technik usuwania takich właśnie specyficznych  zagrożeń.
Szybko zdobył międzynarodową sławę jako ekspert w tej branży.
„Red” walczył z ogniem zarówno na lądzie jak i na morzu na całym świecie. Średnio Jego firma gasiła ponad czterdzieści pożarów rocznie.
Jego najsłynniejszymi akcjami były:
- w 1959 – ugaszenie pożaru na morskiej platformie firmy CATCO,
- w 1961- „Devil's Cigarette Lighter” – pożar szybu gazowego  Phillip's Petroleum w Algierii.
Słup ognia miał wysokość ponad 700 stóp (czyli ponad 200m) spalało się w nim 550 mln stóp sześciennych gazu dziennie. Był widoczny z kosmosu – zameldował o tym amerykański astronauta John Glenn.
Przygotowania do te j operacji trwały kilka miesięcy –„Red” dotarł na miejsce pod koniec listopada 1961 a prace dekontaminacyjne ukończono  28 maja 1962 roku.
Akcja była bardzo utrudniona - były problemy m.in. z dostępem do wody, gdyż szyb był zlokalizowany na Saharze.
„Red” zgasił pożar klasyczną, opracowaną jeszcze w MM Kinley metodą - poprzez wprowadzenie do kolumny ognia..…   nitrogliceryny, która wybuchając zdmuchnęła płomień.
Po wykonaniu tego zadania „Red” stał się legendą i ikoną branży.
Pominę kilka Jego spektakularnych akcji i przejdę do tej, która jest znana praktycznie Wam wszystkim.
Po pierwszej Wojnie w Zatoce czyli w 1991, po spektakularnej klęsce wojsk irackich w konfrontacji z armią aliancką podczas wycofywania się Irakijczycy podpalili szyby naftowe.
Chodziło o wstrzymanie dostaw ropy z Kuwejtu na długi czas, co miałoby bardzo negatywny wpływ na gospodarkę USA już o samym Kuwejcie nie wspominając.
Dla Kuwejtu to była nie tylko kwestia niemożności wydobycia ropy - był to także gigantyczny problem skażenia środowiska.
Podpalone zostało ok. 140 szybów naftowych.
Eksperci z branży oceniali czas niezbędny na ugaszenie pożarów na trzy do pięciu lat.
Zadanie powierzono oczywiście „Redowi” – miał On już wtedy niecałe..… 76 lat.
Razem ze swoją ekipą 117 szybów ugasił w..…  dziewięć miesięcy.
Szczycił się tym, że nigdy, podczas całej jego kariery zawodowej nikt z Jego ludzi nie został ciężko ranny ani nie zginął.
Zmarł  w wieku osiemdziesięciu dziewięciu lat - 7 sierpnia 2004 roku w Houston, będąc aktywnym zawodowo praktycznie do samego końca.
Na kanwie Jego życia i akcji z 1961 roku powstał film „Hellfighters” z Johnem Waynem w roli „Reda”, który był podczas kręcenia filmu konsultantem technicznym.

źródło
W oparciu o materiał z Texas State Historical Association

6 komentarzy:

  1. No, zasadniczo z mottem sie zgadzam, ale musze tez zauwazyc, ze w branzach/zawodach, ktore nie sa tak krytyczne jak strazak, lekarz, saper - wielu decydentow mysli, ze zaoszczedza, a spadku jakosci nikt nie zauwazy.

    Maja racje o tyle, ze w dziedzinach wyspecjalizowanych, gdzie do oceny potrzebna jest dosc rozlegla wiedza, koncowy konsument nie zauwazy roznicy. Mozna go bedzie zwodzic dosc dlugo - o ile bowiem pani Marysia zauwazy od razu, ze chleb, ktory kupila jest niedobrym zakalcem, o tyle jesli ktos jej wmowi, ze to normalne, ze komputer sie sam wylacza 3 razy dziennie - przyjmie to za fakt i bedzie myslala, ze tak trzeba.
    Dopiero jak zobaczy, ze komputery innych osob same sie nie wylaczaja zastanowi sie, ze cos nie halo.

    Having said that.
    Jest cala masa branz w Polsce, gdzie pracodawcom sie wydaje, ze student za 1/3 ceny zrobi tak samo dobrze, jak profesjonalista.
    Widac to zwlaszcza na przykladzie tlumaczy, grafikow, redaktorow, DTP, projektantow, fotografow, dziennikarzy....najgorsze jednak jest to, ze gówniana jakosc pracy amatorów nie ma tutaj znaczenia.
    Jesli np wydawnictwo czy stacja zarabia nie na sprzedazy swoich produktów/uslug ale na ustawianych kontraktach albo łapówkach to coz...moze sobie produkowac dowolne gnioty, a konkurencja nie bedzie miala szans...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Futrzaku - co do motta, to sprawdza się wszędzie, niezależnie od branży.
      Pomyśl, dlaczego wymyślił je "Red" i to już jakiś czas temu ? :-)

      Mam kumpla w Twojej branży który twierdzi, że w niej funkcjonuje filozofia, że jak zatrudnisz 20 małp za połowę ceny fachowca, to rezultat ich pracy będzie porównywalny :-D
      Tylko zawsze na końcu stanie się coś takiego, że jak pieprzenie, to i tak trzeba wzywać fachowca.

      Znam również inne założenie - kupujemy światowej klasy sprzęt i dajemy go obsługi do facetowi kosztującemu promil jego wartości roczne.
      I efekt jest jak w tym starym dowcipie: "na dalekiej Syberii w ramach mechanizacji wycinki drzew Partia kupiła Wańce najlepszemu drwalowi amerykanką piłę mechaniczną.
      Za jej, pomocą Wania ma ścinać minimum 300 drzew dziennie, bo tak jest w instrukcji producenta.
      To się zabiera do roboty, ale mimo szczerego wysiłku, nadzoru lokalnych władz nijak nawet do minimalnego poziomu dojść nie może - 250 i wszystko.
      To piszą oburzeni do kapitalistów, że to jakieś oszustwo jest.
      Przyjeżdża serwis, odpala piłę a oburzony Wania - "a to jeszcze piła buczeć miała ?"

      Usuń
    2. Fajny dowcip :)

      Co do kumpla z mojej branzy - no dokladnie tak jest. Dlatego sie zatrudnia outsourcowanych Hindusow czy innych. Tylko wlasnie problem polega na tym, ze owo "pieprznie" moze zabrac od roku do lat kilku (w zaleznosci od skali projektu). A przez ten czas mozna wykazac na wykresiku, ze koszta spadly, a produkt idealny :)

      Jak juz pieprznie, to autor outsourcowania bedzie dawno w innej firmie...i bedzie innym doradzal :)

      Usuń
    3. Futrzaku - i jaki bliski rzeczywistości, niestety.
      Co do "ciapaty pan" to nie zapominaj, że mam od jakiegoś czasu mnóstwo "ciapaty pan " w swoim zespole :-D
      Tylko jako człowiek w czepku urodzony, mam porządnych chłopaków i po jakimś czasie nauczyli się pracować na sposób europejski, ale nie każdy takowe szczęście ma.
      Co do doradców tego typu to znamy, znamy :-D
      Może z innej beczki, ale sens podobny.

      Była w jednej firmie panienka, która o dobrobycie jaki daje praca "na swoim" i wolności gospodarczej rozprawiała (że pracodawca po to jest pracodawcą, żeby sobie koszty "optymalizować" i to jest jego święte prawo) wywalając ludzi z firmy na potęgę, bo takie miała zadanie.
      Po wywaleniu wszystkich, których się zarząd chciał pozbyć .. wywalili i panienkę.
      O jakiś spektakularnych sukcesach biznesowych "na swoim" w jej wydaniu nic nie słyszałem.
      A słuch mam niezły :-D

      Usuń
  2. Wiesz, ale to nie kwestia szczescia w wypadku Hindusow - ty ich masz NA MIEJSCU i mogles ich przeszkolic.
    Zupelnie inaczej rzecz wyglada, jak pracujesz zdalnie z zespolem, ktory nigdy z Indii nie wyjezdzal, jest osadzony w tamtej kulturze, innej nie zna, kontaktujesz sie z nimi tylko przez emaile i czata - i na dodatek roznica czasowa wynosi 12 godzin.

    W tym wypadku mozliwosci szkolenia a nawet dogadania sie sa dosc nikle - bo oni nie moga brac udzialu w normalnych meetingach, gdzie uzgadnia sie szczegoly projektu, standardy kodowania, architektury etc.
    W niektorych - co bardziej MYSLACYCH firmach problem zalatwia sie tak, ze kilka kluczowych osob z Indii ma oplacane szkolenia na miejscu w USA. Niestety, nie w kazdej firmie sie da :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Futrzaku - o curwa, ale kyrk :-)
      To ja się dziwię, że cokolwiek w Twojej branży w ogóle działa, znając mentalność towarzystwa z Dekanu przed szkoleniem w nieco..... rygorystyczny sposób :-)

      Współczuje, ja po kilku dniach udałbym się z jakimś ciężkim narzędziem do Indii na "poufną rozmowę" :-

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych