9/10/2014

Chinski syndrom – reaktywacja

Jakieś dwa tygodnie temu w poście "Chiński syndrom czyli nowy projekt" opisywałem Wam moją wizytę na projekcie prowadzonym przez naszego chińskiego partnera.
To, co wtedy zobaczyłem nie napawało mnie optymizmem.
Było to raczej uczucie bliższe głębokiej depresji, bo niczego dobrego nie spodziewałem się ani po tej ekipie z notesikami ani po egipskim PM.
No to sie pomyliłem, o czym z niekłamaną radością Wam donoszę.
Ponad 90% moich zaleceń zostało zrealizowane.
Na pozostałe 10% mają plan i pomysł.
Jedna rzecz mnie po prostu pozamiatała, druga zaskoczyła, ale nie wbiła w glebę.
Kierownik budowy pokazał mi.....   wydrukowany raport miesięczny ze wszystkimi detalami.
Łącznie ze zdjęciami, przed i po wykonaniu moich zaleceń.
Jest tam wszystko - od danych finansowych, wielkości zamówień na materiały, progres projektu, ilość materiałów w magazynie, plan pracy (dzielony na tygodniowy, jakościowy, typy prac i ich zaawansowanie w stosunku do planu).
Takiego raportu to nawet na budowach Royal Commision nie widziałem
Robotników na budowie nie było, bo wczoraj było jakieś ważne chińskie święto i pracę skończyli przed przerwą obiadową.
Oprowadzał nas po swoich włościach PM.
Okazało się, ze notesiki były przydatne, bo notatki posłużyły do niesamowitej poprawy standardów bezpieczeństwa.
Dostarczyli nawet ubrania robocze we wściekle pomarańczowym kolorze, nieco podobnym do amerykańskich ciuchów więziennych, tych które znacie z filmów o niebezpiecznych gangsterach.
W tym przypadku służą dobrej sprawie, bo dzięki temu operatorzy ciężkiego sprzętu widzą, gdzie pracują ludzie.
Porządek jest taki, ze można jeść z podłogi.
A już camp dla robotników to jest wzorcowy.
Czyściutko, posprzątane, żadnych odpadków, śmieci .
Lodówki sprawne, umyte wewnątrz i na zewnątrz, butle gazowe składowane we właściwy sposób.
Wydajna  klimatyzacja, solidnie wykonane okablowanie elektryczne.
Zawsze wiedziałem, ze Chińczycy to niesamowicie czysta nacja, ale pierwszy raz zobaczyłem to na własne oczy.
Mieszkają w niedużych pokoikach w pięciu, ale wszystko jest poukładane, nie śmierdzi brudnymi skarpetami i niedomytymi ciałami.
Miejsce do prania i suszenia ubrań specjalnie wydzielone.
Żeby tak inni chcieli żyć w takich warunkach.
Bo niestety – campy zamieszkane przez mieszkańców Dekanu wyglądają jak slumsy :-(
źródło

14 komentarzy:

  1. Pewne rzeczy potrafia zaskoczyc in plus na Bliskim Wschodzie.

    Gratuluje!!!!
    mi sie taka sytuacja jeszcze nie zdarzyla.
    Najczesciej jak dawalem jakies zalecenia itp to bylo wykonywane w sposob dokladnie odwrotny od zalecanego. poczatkowo myslalem ze sa zlosliwi i chca mnie doprowadzic na skraj zalamania nerwowego, po czym niestety odkrywalem ze nie.
    nie wiem czy to wina obkurczenia mozgu ze wzgledu na slonce, czy tez chowu wsobnego ale roznica pomiedzy mieszkancami polwyspu, indii i okolic a azji wschodniej jest dramatyczna.
    jeszcze raz gratuluje sukcesu i zycze kolejnych
    -koza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koza- To nie jest mój jedyny sukces :-)
      Nauczyłem (zajęło mi to kilka miesięcy- fakt) szacownych "Wesołków" z mojej ekipy, ze pracujemy w stylu europejskim.
      To znaczy, ze jutro jest jutro a nie za dwa tygodnie.
      Jak czegoś nie wiesz, to pytaj, kiedy czas po temu, a nie mów "OK, OK Boss" kiedy od początku wiesz, ze albo się w tym czasie, jaki zadałem tego zrobić nie da, albo po prostu nie wiesz o co mi chodzi.
      Większość projektów już zaczęło wyglądać jak porządne budowy w Europie.
      Wiem, ze jeszcze mnóstwo pracy przede mną, ale to co osiągnąłem budzi niekłamany podziw moich kumpli, którzy maja doświadczenia z Bliskiego Wschodu :-D
      Teraz wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Może to nie jest jeszcze Patek ale Timex - na pewno :-D

      Usuń
  2. Gratulacje! Trzymam kciuki ,by reszta ekipy złapała tego pozytywnego bakcyla :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia, jednak w ich sprawdzalność śmiem powątpiewać. Ale pomarzyć można :-)

      Usuń
    2. Na szczęście marzenia wciąż jeszcze są za darmo :)

      Usuń
  3. Co do chińskich zwyczajów to akurat czystość okolic zamieszkania i ogólna do nich specjalnie nie należą. Ale dyscyplina i wyuczalność już tak. Choć i z higieną odległość azji wchodniej od południowej jest raczej znaczna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam doświadczeń z Chin, ale czystość była tam tradycyjna, z tego co czytałem w książkach historycznych.Kąpali się, myli zęby i prali ubrania już wtedy, kiedy my - Europejczycy uważaliśmy kąpiele za zagrożenie życia i zdrowia :-)

      Usuń
    2. BYŁA to jest wlasciwe okreslenie. Sprawy ulegly zmianie na gorsze po zapanowaniu jedynie slusznego ustroju.
      Dzisiaj niestety kible publiczne w stanie wolajacym o pomste do nieba (o czym zgodnie twierdza wszyscy znajomi, co wizytowali), tony smieci i syfu w miejscach publicznych a zwlaszcza srodkach komunikacji...dzieci szczajace i srajace gdzie popadnie (bo tam sie nie uzywa pieluch, dzieciaki maja tradycyjnie spodnie z dziura na dupie w celu ulzenia sobie jesli zachodzi taka koniecznosc).. ludzie smarkaja i charkają na chodnikach oraz plują i to jest norma (poza nielicznymi wyjatkami...).

      Usuń
    3. Ciekawe, bo rodzina po SOAS, co studiuje w Chinach prawo i pracuje, twierdzi wrecz przeciwnie (tzn. ze czysto). Ale co ona tam moze wiedziec po 3 latach pobytu, pewnie zindoktrynowana po ichniemu juz. Nie to co kilkudniowi/tygodniowi turysci.
      Kizia

      Usuń
    4. Mieszkałam w Chinach 4 lata i zdecydowanie mogę zgodzić się z Futrzakiem - Chiny i czystość ZUPEŁNIE nie idą w parze.
      Trafili Ci się jacyś wyjątkowi - na pewno rozmawiamy o tym samym narodzie? Trudno uwierzyć! ;)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Kizia:
      wiesz, nie wiem gdzie ta rodzina mieszka, gdzie sie obraca etc. wiec trudno sie wypowiadac. Ale przypomniala mi sie znajoma Chinka, z ktora pracowalam w USA, a ktora zacytowala swoja babcie.

      Otoz babcia owa zwykla byla mawiac (w odpowiedzi na sugestie aby nauczyla sie angielskiego chociaz troche) ze "ale po co mam uczyc sie tego barbarzynskiego jezyka, skoro w USA wszyscy mowią po kantońsku".

      A babcia coz, odkad noga postala jej w USA, poza Chinatown sie nigdzie nie ruszala...

      Usuń
  4. OJ, to chyba jakas wyjatkowa chinska grupa Ci sie trafila!
    Moze te zdjecia sprzed i po to nalezy upublicznic? Bo jakos trudno mi uwierzyc w chinski porzadek i czystosc. Patrz Chinatown w dowolnym miejscu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może się nadmiernie zamerykanizowali ci z Chinatown, lub triady nie są zainteresowane śmieciowym biznesem, w przeciwieństwie do Camorry :-D

      Usuń
  5. Witam :-))
    Kilka dni temu znalazlam Twojego bloga i jestem pelna podziwu :-))
    Mnostwo informacji podane w ciekawej formie :-)
    Gratuluje i pozdrawiam :-))
    Biedronka

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych