3/27/2015

Rekruterzy - dziwna kasta

Jak do tej pory nie wiem ani co, ani gdzie będę robił w swym życiu zawodowym.
Zajmuję się tym, co jakiś czas temu obiecałem sobie, że zrobię, więc nie narzekam na brak zajęć :)
Ale oczywiście nie czekam, aż się wszystko zrobi samo.
Oprócz mnie, ciężko pracują nad tym moi Znajomi i Przyjaciele, ale jak to w świecie arabskim  bywa - "wszystko musi to potrwać" :-D Wysyłam CV do różnych agencji rekrutacyjnych, bezpośrednio do firm lub sami mnie znajdują w na różnistych portalach.
Opiszę Wam kilka sytuacji z ostatnich dni.
Telefon z Rijadu z firmy bezpośrednio zainteresowanej pozyskaniem do pracy mojej niezwykle skromnej  osoby.
Dzwoni szef HR.
Rozmowa miła, konstruktywna no cud, miód i orzeszki.
I później kilka dni cisza.
Kiedy już odpuściłem temat - dostaję maila z draftem kontraktu.
Wygląda zachęcająco, w mailu odpisuję, że jest OK, tylko chcę poznać kilka detali.
Cisza, wysyłam drugiego maila - cisza.
Wcale się nie zdziwię, jak się odezwą np. za pół roku i będą ciężko zdziwieni, że nie czekałem na kontakt, tylko zająłem się czymś innym.
Kolejny telefon - tym razem agencja rekrutacyjna z UK.
Naprawdę fajny projekt (i wielce prestiżowy) w Jeddah. OK, czekam na kontakt z firmy.
Dzwoni jakiś Brytol Rozmawiamy, opowiada mi o projekcie, zakresie obowiązków etc.
Myślałem, że ten projekt dopiero startuje, ale okazuje się, że coś przegapiłem, bo już go dłubią od 2 lat, tylko jakoś cicho o tym było.
Mówię facetowi, że może wziąłby pod rozwagę to, że mogę wziąć ze sobą kilku moich chłopaków, to szybko temat ogarniemy.
Usłyszałem, że niestety, ale już mają pełną obsadę.
Tłumaczę mu, że  będzie korzystniej dla projektu, jeśli nie dołączę sam, tylko z ludźmi z którymi już pracowałem i mam do nich zaufanie.  Jeśli jednak jest to  niemożliwe, to nie ma sprawy, poprowadzę wszystkie sprawy związane z HSE i Fire Protection zespołem, który już mają.
Stwierdził, że pogada z kierownikiem projektu na temat moich "wesołków".
Po godzinie dostaję maila od rekrutera, że "nie będą ze mną kontynuować procesu, bo sam nie chcę przyjść."
Może się koleś poczuł urażony, jak mu powiedziałem, że musi być z tą budową coś niefajnie,  skoro po 2 latach wyrzucają szefa HSE i dlatego chcę mieć tam swoich ludzi ?
Kolejne zostawiłem na deser.
Telefon z Singapuru. Oferta zacna, robota ciekawa, pieniądze i warunki też.
Pani rekruterka prowadzi ze mną interview, jak się to fachowo w języku "language" nazywa :-D Rozmawiamy dobre 15 minut, Pani zadowolona, ja również, nic tylko się pakować i do Singapuru w te pędy wybierać.
Nagle zonk -  "A masz rezydenturę w Singapurze?" pyta rekruterka ?
Ze przepraszam qrva co ???
A skąd u licha miałbym ją mieć ???
W jaki sposób Pańcia po przeczytaniu mojego CV wysnuła tak śmiałą teorię, że mogę takową rezydenturę posiadać, mimo, że nigdy nie byłem w odległości mniejszej jak 2000 km. od tego kraju ???
Nieco rozjaśniła mi w głowie moja serdeczna Koleżanka, pracująca w tej branży w duuużej firmie. "Wiesz, ile czasu zajmuje rekruterowi podjęcie decyzji o losie CV danego delikwenta ?" - zapytała. - "6 sekund"
Kurde, muszę Ją zapytać, czy później poświęcają temu dokumentowi nieco więcej czasu, czy w dalszym ciągu jest to łut szczęścia, że przez agencję headhunterską dostaniesz jakąkolwiek robotę :-D
Zetknąłem się też z bardzo profesjonalnym podejściem, gdzie rekruter stara się i walczy o jak najlepsze warunki dla prowadzonego przez siebie kandydata.
Mam takie dwie życzliwe dusze - Anię i Ashley :-D
Jak widzą, ze coś jest nie za bardzo ze strony firmy, to wbrew swojemu interesowi (bo przecież mają płacone za zrekrutowanego osobnika, a nie za to,że szukają), dbają o to, żebym w jakieś bagno nie wdepnął. Jak już Wam wcześniej pisałem jest niezmiernie trudno zerwać kontrakt na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Katarze, gdzie po zerwaniu kontraktu obowiązuje 2-letnia karencja przed podpisaniem nowej umowy.
Ale osób o takiej etyce zawodowej to ze świecą szukać :-D

źródło

36 komentarzy:

  1. Wiem coś na ten temat.W Polsce biegałam z jednej takiej agencji do drugiej najczęściej bez rezultatów.Obłęd jakiś z tą pracą.Nie chciałabym się teraz znaleźć w sytuacji ,w której zmuszona byłabym poszukiwać pracy:( Trzymam kciuki za twoje poszukiwania jednak ,oby z pozytywnym skutkiem szybko się coś wykluło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basia- jak tak mam :-)
      Chyba nie jestem w stanie pracować za długo w jednym miejscu. Po kilku latach zaczynam odczuwać znużenie i szukam nowych wyzwań. A to się wiąże z ich poszukiwaniem :-D

      Usuń
  2. Ciekawość nie da mi spokoju, musze spytać...
    "Naprawdę fajny projekt (i wielce prestiżowy) w Jeddah. OK, czekam na kontakt z firmy.
    Dzwoni jakiś Brytol Rozmawiamy, opowiada mi o projekcie, zakresie obowiązków etc.
    Myślałem, że ten projekt dopiero startuje, ale okazuje się, że coś przegapiłem, bo już go dłubią od 2 lat, tylko jakoś cicho o tym było." - czyżby tutaj chodziło o Kingdom Tower? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Paweł widze ze dalej interesuja Cie kraje arabskie.Pisales kiedys ze super bo tax free i ze Polska ma podpisana umowe z KSA.Nie jest to do konca prawda bo owszem mamy umowe ale metoda rozliczenia proporcjonalnego (nie progresji ) i niestety US bedzie sciagał podatki od delikwenta pracujacego w Arabii :-(( Trzeba to sobie dobrze przeliczyc bo moze sie okazac ze po odciagnieciu 35-40 % w calete zarobki nie takie fajne jakby sie wydawalo zwlaszcza paatrzac na Twoj poprzedni wpis nt zycia w AS i obecnej sytuacji.
    Co do znalezienia pracy to mysle ze duzo zalezy rowniez od szczescia i "popytu" na zawod. Najwazniejsze rozsylac Cv i byc ciagle aktywnym :-) Znam osoby ktore znalazly prace przez agencje wiec nie ma reguly :-)
    Pozdrawiam i zycze szybkiego "wyklucia" nowego kontraktu
    Biedronka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedronka- interpretacji przepisów dotyczących podatków jest kilka :-D Ja się trzymam tej, którą potwierdzała Jola w Izbie Skarbowej. I po zapłaceniu „zakatu” jako osobnik na kontrakcie managerskim w Polsce już płacić nie muszę.

      Usuń
    2. No tak kazdy moze inaczej interpretowac -gorzej jak Pani w US sie uprze i interpretacja bedzie na nasza niekorzysc :-((
      Pawel możesz napisac dokladniej jakie Jola otrzymala informacje? Nie wiedzialam ze rodzaj kontraktu ma wplyw na placenie podatkow (chyba wszyscy w SA sa na kontraktach ) I wyjasnij prosze gdzie i w jakiej wysokosci placiles "zakat" bo o czyms takim nie doczytalam
      Biedronka

      Usuń
    3. Biedronka - opcje są trzy.
      Albo Jola przeczyta Twój wpis i odpowie.
      Albo przejrzysz starsze komentarze, gdzie ten wpis Jolanty znajdziesz.
      Bramka numer trzy - wyślij mi maila na priv, skontaktuję Cię z Jolą bezpośrednio.

      Usuń
  4. Trochę niepokojace sa Twoje wyrażenia i opisy: "Brytol" na przykład. Niby niewinnie, a pełno pogardy. Dlaczego? Wiadomo, że praca w Singapurze jest świetnie płatna, ale niewiele osòb poza Singapurem ma dojście do tego rynku pracy. Moim zdaniem Polak z polskim wykształceniem ma zero szansy na to. Te drugorzędowe miejsca to jak najbardziej. W USA też byłoby Ci trudno z dojściem.
    Jeszcze jedno: zasady polskiego savoir-vivre dyktuja, że na własna żonę nie mówi się "małżonka". To czyjaś żona jest małżonka, a nie swoja. To może Ci się nie podobać, ale łamanie tej zasady (której z braku wiedzy coraz mniej osób przestrzega) jest podobne do pisania "Ja" z dużej litery po polsku ( co jest poprawne w angielskim, a nie w polskim), a "ty" z małej (co z kolei jest niepoprawne po polsku, a poprawne po angielsku). No, ale skoro polski prezydent podpisuje w księdze kondolencji coś o "bulu" i "nadzieji", to pewnie odzwierciedla on polskie podupadłe wykształcenie. Fakt, Polacy sa trochę dzicy i nie zawsze umiemy się zachować. Jednak wyśmiewanie się i pogardzanie innymi jest na porzadku dziennym. Szkoda, bardzo szkoda.
    Życzę Państwu (Panu i małżonce) sukcesów w poszukiwaniach. Zastanówcie się nad Rumunia i Czechami.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ty pisalas w ostatni piatek do Wojtka Manna, ze nie mowi sie czas zimowy? Oj Alicjo Alicjo, chyba ciagle siedzisz w krainie czarow. Mowi sie Brytol, mowi sie Angol, mowi sie Turas, mowi sie Makaroniarz, Spageciarz i mowi sie Polaczek. I z bUlem musisz sie z tym pogodzic. Jak sie nudzisz to popraw u siebie w wypowiedzi tekst na polskie znaki, bo jakas nie zdecydowana jestes.
      Lola

      Usuń
    2. niezdecydowana razem, uff zdazylam przed roztrzelaniem

      Usuń
    3. Szanowna Pani Alicjo
      Doprawdy nie wiem, z czego Pani wywnioskowała, że określenie „Brytol” ma pejoratywne znaczenie w mojej wypowiedzi. Podczas II Wojny Światowej polscy lotnicy nazywali mieszkańców Wysp „drzemojadami” i nie wiem, czy ktoś szaty darł z tej przyczyny.
      Podobnie jak używanie określenia „Ciapaty” może mieć znaczenie pejoratywne, ale nie musi. Dlaczego ? Bo wyraz powstał od słowa „chapati” czyli niesamowicie popularnego w krajach Płw. Indyjskiego pieczywa.
      Idąc dalej tym tropem:
      „…Słowo „kobieta” weszło w użycie dopiero w XIX wieku, wypierając określenie „niewiasta”. Wcześniej było mianem obelżywym, uwłaczającym; w okresie między 1550–1700 obecnym prawie wyłącznie w tzw. literaturze sowizdrzalskiej, fraszkach…”(cyt. Z Wiki)
      Konstrukcja „Szacowna Małżonka Ma Aleksandra” jest określeniem, jak pewnie trudno zauważyć - żartobliwym. I w takich przypadkach puryzm językowy ma raczej marne zastosowanie.
      To mniej więcej jakby ubolewać na angielszczyzną Mistrza Jody :-D
      Myślę, że nadmierna poprawność polityczna, która przybyła z USA jakoś w latach 80 ubiegłego stulecia może być szkodliwa, bo się człowiek zaczyna zastanawiać nad każdym słowem czy przypadkiem ktoś się może poczuje urażony użytym w dobrej wierze sformułowaniem.

      Usuń
    4. Lola
      - dzięki za wsparcie :-)
      Ale uważaj - ”rozstrzelanie” Ci zagraża :-D

      Usuń
    5. Twierdzenie jakoby Polacy nie mieli sznsy na prace w Singapurze nie jest poparte zadnymi racjonalnymi argumantami. Uwazam, ze mamy podobne szanse jak inne nacje. Sam gdybyn chcial to juz dawno bym tam pracowal (niestety nie odpowiada mi praca w tamtejszym klimacie). Do podjecia pracy w Singapurze nie jest potrzebna rezydentura, wystarczy wiza "pracownicza". Po minimum 6 miesiacach pracy na odpowiednim stanowisku mozna starac sie o rezydenture.

      Usuń
    6. Ecot- dzięki za wyjaśnienie. Mój problem polegał na tym, że nie miałem ani pozwolenia na pracę ani rezydentury, bo i niby skąd? :-D

      Usuń
  5. Odpowiadam p. Wielbładowi oraz p. Ecot: zacznę od Singapuru: jako że to była kolonia angielska i do dzisiaj bardzo jeszcze zżyta ze Zjednoczonym Królestwem, najbardziej cenione tam są dyplomy z uczelni brytyjskich względnie innych, ale pochodzących z krajów Wspólnoty Brytyjskiej. Można sobie życzyć, żeby było inaczej, ale niestety, jest dokładnie tak. Mój mąż dostał ofertę pracy stamtąd (studia właśnie w kraju Commonwealth i część ich w UK, nie pracował tam, bo wolał gdzie indziej, ale klimat to akurat jest bardzo przyjemny. Nie ma na co narzekać. Bardzo mile wspominam wizytę tam (zaproszono nas oboje na jego spotkanie w sprawie pracy). Klimat jest na pewno tropikalny przez co roślinność jest piękna i bujna. Chyba średnie temperatury to ok. 30 stopni. Wtedy właśnie mężowi powiedziano, że większość posad zarówno akademickich jak i na wyższych stanowiskach zarządzania jest obsadzana przez osoby kształcone albo w Singapurze albo właśnie w UK lub krajach Commonwealth. No niestety, przykro mi, ale taka jest rzeczywistość. Nie twierdziłam, że Polacy nie mają szans na pracę, ale szanse owe są bardzo nikłe. Poza tym faktycznie można starać się o rezydenturę po 6 miesiącach pracy, ale szanse na jej otrzymanie są bardzo słabe. Znacznie lepiej jest pracować minimum 2 lata, a najwyższe szanse są po przepracowaniu 4 lat i po wykazaniu się znajomością jednego z oficjalnych języków poza angielskim. Wtedy taka osoba pokazując, że nauczyła się jeszcze jednego oficjalnego języka Singapuru, faktycznie bardzo chce się stać mieszkańcem (rezydent). Przepisy to jedna strona medalu, a rzeczywistość to druga jego strona. Więc moim zdaniem - szkoda czasu.

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do wyrażenia "Brytol" - dla mnie wynika z kontekstu, że jest pogardliwe. Bo czemu nie napisać "Anglik" lub jeśli nie ma się pojęcia czy to Anglik, to można napisać "Brytyjczyk", prawda? "Brytol" to po prostu niemiłe określenie i tyle. Polacy w Kanadzie określają Kanadyjczyków "Kanadol" wtedy, kiedy chcą wyrazić swoją negatywną opinię lub nastawienie. Bo wiadomo, że my Polacy jesteśmy najmądrzejsi, zawsze i wszędzie.
    Co do "ciapaty" to absolutnie Pańska etymologia nie jest zgodna z pochodzeniem tego słowa. Chapati czy ciabatta (włoski chleb znaczący rodzaj kieszeni) nie ma nic wspólnego z polskim słowem o korzeniu "ciap". Korzeń "ciap" odnosi się do znaczenia plamisty, jak coś jest w "ciapki" jest plamiste, poplamione na ciemno czyli ktoś o ciemniejszej skórze (i w uznaniu wielu Polaków, niestety, mniej-ludzki niż oni sami).
    Co do poprawności politycznej, to na pewno można przesadzić, ale w Polsce jej jeszcze bardzo, bardzo brakuje i do przesady jest bardzo daleko. Kiedy wreszcie Polacy wszędzie zdadzą sobie z tego sprawę, że kolor skóry jest nieistotny do niczego i że nie należy określać ludzi kolorem skóry? Jest kilka wyjątków, kiedy jest to istotne: na przykład poszukiwania przestępcy czy też sprawy medyczne, gdzie występują pewne choroby u jednej rasy, a nie u innej etc.) A poza tym - nie używamy kolorów skóry do odnoszenia się do ludzi, bo jest to prymitywne i wskazuje na własne kompleksy.

    Zasady używania języka są ogólnie przyjęte według synchronizmu, a nie diachronizmu. Oznacza to, że nie używamy słów, które teraz są obraźliwe ("dziwka" zamiast "dziewczyna"). Podkreślam "teraz", bo kiedyś "dziwka" znaczyło "dziewczyna". Teraz nie. Teraz polski ma dwa słowa na damską część małżeństwa, Jednego słowa używa się na określenie własnej drugiej połówki "żona", a drugiego na określenie czyjejś innej. To tylko i wyłącznie zasada grzeczności i uprzejmości i nic więcej. Wiele osób o tym nie wie, bo w socjalizmie nie uczono wielu takich zasad. Na przykład nie uczono już tego, że jak się prosi kogoś o przekazanie listu innej osobie to podaje się taki list w kopercie niezaklejonej. W tym momencie pośrednik w obecności osoby dającej list, sam ten list zakleja. Jest to wykazanie zaufania oraz szacunku, ale kto o tych zasadach dzisiaj wie?

    Proszę zapytać prof. Miodka o użycie słów "żona" i "małżonka". Zamiast krytykować mnie, to warto było podziękować, bo całkiem możliwie, że nikt z tutejszych czytelników tych zasad nie zna zupełnie. Szkoda, bo społeczeństwo jest wciaż prymitywne i wciąż do tyłu w stosunku do zachodniej części Europy, gdzie nie traktowano ludzi jak bydło jak to bywało w republikach socjalizmu.

    Pozdrowienia i życzę sukcesów (naprawdę!). I warto rozejrzeć się w Czechach oraz w Rumunii. Poważnie. Moje kontakty twierdzą, że tam są potrzebni specjaliści w sprawie ochrony p/pożarowej.

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani Alicjo - a może wystarczy posiadać 3 dyplomy wyższych uczelni, zweryfikowane przez UK Naric oraz przynależność do 3 brytyjskich organizacji branżowych i jednej amerykańskiej ?
      Do tej pory wystarczało, żeby otrzymywać oferty z UK na stanowiska menadżerskie, tylko ze względu na wysokość zarobków nie były dla mnie interesujące.

      Co do punktu drugiego - nie odpowiadam za to, że ktoś wie lepiej ode mnie, jakie były moje intencje przy użyciu jakiegoś słowa lub sformułowania.
      Nie prowadzę badań językoznawczych, ale wywodzenie etymologii "Ciapaty" od "ciapków" gdzie znacznie prostsze byłoby od pieczywa (spotkałem znaczne ilości mieszkańców Półwyspu Indyjskiego i żaden z nich nie był w ciapki, ale chapati jedli wszyscy i to w dużych ilościach) jest moim zdaniem pewnym nadużyciem.

      Być może jest Pani wybitnym językoznawcą i ma Pani pewność swoich sądów. Ja się nie znam na słowotwórstwie, bo to nie moja branża.

      A czy używanie jakiegokolwiek słowa uznawanego przeze mnie za anachronizm (a takim w mojej opinii jest słowo "małżonka" ) w celach żartobliwych jest dopuszczalne ? Czy muszę wystąpić o opinie językoznawczą do prof. Miodka lub prof. Bralczyka i prosić o specjalne zezwolenie na takie a nie inne użycie tego słowa?

      "...Szkoda, bo społeczeństwo jest wciąż prymitywne i wciąż do tyłu w stosunku do zachodniej części Europy, gdzie nie traktowano ludzi jak bydło jak to bywało w republikach socjalizmu..."
      A to już dowodzi pełnej tolerancji i absolutnego braku poczucia wyższości.

      Tak tylko z ciekawości zapytam - a Pani to gdzie nauki pobierała ? Po tym co zacytowałem to ani chybi Oxford, Cambridge ewentualnie amerykańskiej Ivy League.
      Nie widziałem, że w tych szacownych instytucjach jest wykładana filologia polska na tak wysokim poziomie. Ale ja jestem prymityw z socjalistycznym wykształceniem, a uczyli mnie profesorowie, którzy rozprawy doktorskie pisali na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie więc co ja tam wiem.

      Dziękuję za radę dotyczącą Republiki Czeskiej i Rumunii.

      Usuń
  7. Ratunku!
    Nic Pan nie rozumie?
    Właśnie żadne tam weryfikacje przez angielskie organizacje!
    Trzeba skończyć studia na UK lub BC uczelni, żeby realnie kwalifikować się na podane rodzaje zatrudnienia w Singapurze.

    No pewnie, że z tymi "ciapatymi" to też trudno Panu to zrozumieć. Inna mentalność ZUPEŁNIE. Pana to bawi, a mnie przeraża.
    Gratuluję nauki u sowieckich absolwentów.

    Ivy League, dokładnie. Trzeba się było dobrze uczyć.
    Mam nadzieję, że Polakom kiedyś będzie łatwiej. Najpierw trzeba wyleczyć kompleksy.

    Żartu zupełnie nie rozumiem - użycie danego słowa w innym sensie jest dobre raz czy dwa, ale CAŁY CZAS? To już raczej żartem nie będzie.
    Ktoś mógłby żartować przez nazwanie czyjejś żony właśnie "żona". I to jest ten żart, za każdym razem? To ma być żartobliwe?
    Czy niegrzeczne raczej? Bo mówca nieświadomy rozróżnienia?
    Pozdrawiam, życzę Singapuru zatem. Proszę przemyśleć po co te brytyjskie uznanie polskich uczelni. BO NIE BRYTYJSKIE! Jakby były, to by Panu polskie doświadczenie nie było potrzebne.

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem że studia np. w Ghanie, Mozambiku czy Rwandzie lub Bangladeszu (wszystkie te państwa należą do Commonwealth) otwierają drzwi do wszelkich stanowisk w Singapurze.
      OK, przyjąłem do wiadomości.
      Pewnie też mi trudno zrozumieć Pani przerażenie, bo nie studiowałem w Ivy League.
      Nie jestem miłośnikiem poprawności politycznej bo nie mam mentalnych problemów potomków amerykańskich właścicieli niewolników.
      Rozumiem, że i Pani przedszkole było "strefą zdekomunizowaną a na uczelnię skierował Panią Rząd Londyński. Mnie uczyli wybitni fachowcy którzy ukończyli prestiżowe wydziały nauk ścisłych, a nie nauk politycznych.
      Nie bardzo wiem, o czyich kompleksach Pani mówi.
      Ja się nie napinam, że ktoś z mojej rodziny studiował za granicą, ale jak Pani lubi to informuję, że moja siostra ukończyła Uniwersytet w Padwie.
      Pani ocena, czy mogę używać jakiegoś określenia jest mi zupełnie obojętna.
      A nie zrozumienie żartu ? cóż może nie było "zrozumienia żartów w programie Ivy League.

      Usuń
  8. Proszę czytać ze zrozumieniem: nie WSZYSTKICH stanowisk. Najstarsza uczelnia Mozambiku otworzyła podwoje w zdaje się latach 60. Wtedy uczono jeszcze po portugalsku, ale nie sądzę, by było to w interesie Singapuru, żeby ściągać ludzi kształconych w Mozambiku. Ani w Rwandzie. Bardziej kraje te, w których wyższa edukacja ma dłuższą historię. Rwanda na przykład ma tylko jedną uczelnię obecnie. To stamtąd wysyła się ludzi "do szkół", w różne miejsca. Nie zrozumiał Pan tego? I nie rozumie Pan dlaczego Singapur może sobie wybierać i przebierać w kandydatach? I po co im jeszcze męczyć się z ludźmi, którzy nie wyrośli w kulturze, którą sobie Singapur ceni? Którzy będą dyskryminować. Kraj rozwiązał sobie wiele różnych problemów, jest wielokultorowy, przyjedzie Polak i będzie niektórych nazywać "ciapatymi", innych "asfaltem", opisywać współpracowników głównie po kolorze skóry. Jeszcze potrzeba Polakom ze dwie dekady, żeby zacząć rozumieć poprawność polityczną i skąd się wzięła. A myślałby człowiek, że po tylu latach historii ciężkiej pracy fizycznej na zachodzie z doktoratem, to Polacy mieliby więcej empatii dla innych. A skąd?

    Polacy nie lubią innych nacji. Są najlepsi zawsze. A kontekst? No cóż, nazwanie Brytyjczyka "Brytolem" dokładnie oddaje sentyment. Ja tu nic nie muszę dodawać, to jest jasne.

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani Alicjo - faktycznie, mogą nie zaproponować stanowiska ministerialnego absolwentowi uniwersytetu w Ghanie. Przeoczyłem ten jakże istotny szczegół, za co pokornie proszę o wybaczenie. Poza tym od osoby, która szczyci się być absolwentem Ligi Bluszczowej oczekiwałem, że trudne słowo "ironia" i jeszcze trudniejsze słowo "sarkazm" nie są Jej obce.
      Coż, jak widać, pomyliłem się .
      To dowodzi słuszności tezy, że człowiek uczy się całe życie.

      Tak, jak pisałem wcześniej nie byłem w odległości mniejszej jak 2000 km od Singapuru, że nie wspomnę o spędzonym tam czasie podczas rozmów rekrutacyjnych Pani Męża, o czym byłą Pani łaskawa wspomnieć.
      Rozumiem, że wizyta ta daje Pani pełną wiedzę o zamysłach, planach i decyzjach Singapurczyków oraz ich preferencjach co do polityki zatrudnienia.
      Dziwi mnie tylko, że nie zauważyła Pani jednego drobiazgu, a właściwie kilku.
      To nie ja składałem aplikację do firmy singapurskiej, tylko rekruterka dzwoniła do mnie.
      Nie ukrywam swojej narodowości, więc istnieje uprawnione domniemanie, że świadomie zadzwoniła do Polaka.
      Z tego co przeczytałem na blogu ludzi mieszkających w Singapurze nieco dłużej niż czas niezbędny na"rozmowy rekrutacyjne Mężów jest tam 500 osób z polskimi paszportami i liczba ta sukcesywnie wzrasta.
      W KSA, gdzie spędziłem dwa lata liczba Polaków jest może dwukrotnie większa.
      Pracowałem w firmie, w której byłem jedynym Europejczykiem, w całym Holdingu było nas dwóch - drugim był Portugalczyk.

      Nie bardzo wiem, czy zdanie "...przyjedzie Polak i będzie niektórych nazywać "ciapatymi", innych "asfaltem", opisywać współpracowników głównie po kolorze skóry..." odnosi Pani personalnie do mnie, czy w może w szerszym kontekście narodowym ?
      Proponowałbym powstrzymać się z tak śmiałymi opiniami, może Pani kiedyś trafić na osobę bardziej wrażliwą na swoim punkcie niż ja i może się to skończyć nieprzyjemnościami z wizytą w Sądzie włącznie.

      Usuń
  9. Jeśli żona to własna a małżonka to cudza, to dlaczego Kościół uczy "nie pożądaj żony bliźniego swego"? Jak żona to nie bliźniego a własna i wolno ją pożadać przecież?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saril - musimy poczekać na opinię ekspertki, ja niestety nie pomogę :-(

      Usuń
  10. Ale Ala nie odpowie, bo wyznaje brytologizm, to inna religia, dotyka nuworyszy. A polączenie nuworysza z neofitą, z jego prymitywnym pochodzeniem (przecie z Polski), to...... wychodzi Hiacynta Bucket (Keeping Up Appearances). Jak masz za mnęża ciapatego, pakisza, ale takiego z zawodu dyrektora (dyrektora całego internetu i Primarka), to oczy wydrapie. Takie prymitywy z Polski, jak np. Pan, Panie Wielblądzie, to moze być kierownikiem fontanny najwyżej, podlewać ogódek w Monako, tfu w Rumunii
    U Ali, pardon, Hiacynty, w Wigilię, kontakty (te male śmieszne urządzonka do przelączania prądu) przemówiły ludzkim głosem i rzekły: Czechy albo Rumunia. Ciesz się Obywatelu, że nie Czelabińsk, bo na pewno nie znasz procedur postepowania w razie upadku meteorytu.
    Różnicę między meteoroidem, meteorem a meteorytem wyjaśni nam, prostym i prostackim, Hiacynta. Zapraszamy
    Karola i Mój Osobisty Malżonek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karola - Nie chcę pochopnie oceniać człowieka którego nie znam, ale mam podobne odczucia w oparciu o wypowiedzi Pani Alicji.
      Może nie widziałem oczyma wyobraźni niezrównanej Hiacynty, ale bardziej swojską postać.
      Jest to żona dyrektora, w którą wcieliła się Barbara Brylska w filmie Barei "Poszukiwana, poszukiwany".
      I oczywiście jej nieśmiertelny tekst " ...Mój mąż ? Mój mąż z zawodu jest dyrektorem!..."

      Osobiście nie spotkałem takich egzemplarzy, ale dykteryjek o takich Pańciach nasłuchałem się od moich znajomych i kolegów pracujących w największej firmie petrochemicznej w Saudi.
      Są to "panie przy Mężu" których głównym zajęciem jest narzekanie i krytykowanie w czambuł wszystkiego, co je otacza. Obowiązkowymi tematami jest pozycja Męża. Musi być Amerykaninem, Kanadyjczykiem lub Australijczykiem (najczęściej w pierwszym pokoleniu). Problem często polega na tym, że faktyczna pozycja Pana Męża dość daleko odbiega od wyobrażenia Pańci. I wychodzą z tego wielce zabawne sytuacje. Drugi temat obowiązkowy to to, że Pańcie się nudzą w tym "prymitywnym i barbarzyńskim kraju". Ciekawe dlaczego nie nudziła się Kasia, Jola czy Małżonka Szacowna Ma Aleksandra :D
      Poza nimi nie nudzi się nikt, bo normalne babeczki mają mnóstwo pomysłów na życie. Od gry w brydża, przez klub taneczny, jazdę konną po szeroko rozumianą filantropię.

      Czelabińsk ? Dlaczego nie? A procedury się napisze, nawet dla meteorytów. Mam w tym niejaką wprawę :-D. Może nie dla meteorytów ale zawsze coś tam "popełniłem w temacie" katastrof naturalnych i technicznych.

      Ale oczywiście wysłucham wykładu osoby, która ukończyła Ligę Bluszczową (tak z ciekawości - tylko jeden Uniwersytet czy całą ósemkę - od Brown do Yale) :-D

      Pozdrowienia dla Szacownego Osobistego Małżonka.

      Usuń
    2. Żadna ze mnie Hiacynta, nie mam jej aspiracji. Natomiast dzielę się tym, co wiem o Singapurze z prawie pierwszej ręki. Pocieszam wszystkich, że mam własne zajęcia zawodowe (i domowe), a to, że wspomniałam o pobycie w SG z mężem w sprawie jego pracy to szczera prawda. Czy miałam wymyślać, że pojechałam tam w swojej sprawie? A skąd. Skoro mnie zaproszono z mężem, to czemu nie, a i tak na wakacje jechaliśmy w tamte strony. Więc skoro już byliśmy, i tego się dowiedzieliśmy, to czemu nie podzielić się taką informacją? Don't shoot the messenger, to nie moja wina, że tak jest w Singapurze. Mają teraz klimat przyjazny inwestorom, więc masa ludzi się tam wybiera, mają wielu kandydatów, spokój i czystość, więc bardzo dużo ludzi tam chce pracować (niskie opodatkowanie etc.). I tyle.
      Pozdrawiam, Alicja

      Usuń
    3. Szanowna Pani Alicjo - To znaczy "znam kogoś, kto zna kogoś, kogo stryjeczna ciotka tam była?"
      Różne są miejsca, gdzie można robić biznes i pracować. Dla mnie akurat Singapur nie jest krajem pierwszego wyboru. Po namyśle - nawet czwartego czy piątego. Tak więc singapurska polityka zatrudnienia nie wywołuje u mnie bezsennych nocy czy dreszczu emocji

      Usuń
  11. Mój wpis odnosił się jak najbardziej do tego co Pan napisał : "Brytol". Upieram się, że jest to określenie pejaratywne. I pytam po co jest to Panu potrzebne? Tak jak "Kanadol" używane przez pewną grupę społeczną Polaków w Kanadzie, tak i "Brytol". Negatywne, nieprzyjemne określenia. W ogóle radzę wyłączyć komentowanie koloru skóry bo inaczej prędzej czy później wyląduje Pan w sądzie. Naturalnie, czekam na blogowe ogłoszenie pojawienia się w Singapurze. 500 Polaków tam mieszka? No proszę, ale grupa olbrzymia! Miałam przyjemność tam być parokrotnie z wizytą, ale tylko raz z wizytą pod kątem ewentualnego zamieszkania tam. I wtedy interesowało mnie sporo rzeczy co do tego, jak się tam mieszka na dłużej. Jak wspomniałam, klimat mi nie przeszkadzał. Mąż dowiedział się, że najbardziej pożądani specjaliści wszelkiego zakresu (mąż z bardziej medycznej branży) są po uczelniach UK, Kanady, Australii, NZ a nawet USA, proszę sobie wyobrazić. Specjaliści. Takie są realia. Łatwo jest zatrudnić się Filipinkom przy opiece nad dziećmi, to jest bezproblemowe. No ale można sobie odrzucać realia i myśleć inaczej, prawda? I dlatego życzyłam i nadal życzę powodzenia i świetnych przygód. Może warto spróbować w USA? Proces jest długi i żmudny, ale owocuje w końcu tak, że się tutaj po prostu człowiek osiedla i jest szczęśliwy. Albo nie daje sobie rady, kupuje mieszkanie bez odpowiedniego zabezpieczenia i je traci. Wszędzie trzeba mieć dużo zdrowego rozsądku, prawda? Znajomy z podobnej Panu branży dostał świetną pracę właśnie w Rumunii. Tak, Polak z USA. No super praca. 3 razy w roku przylot do USA (do domu) na koszt firmy. Bezpłatne piękne mieszkanie. Dobra płaca. Firma jest taka globalna, ale akurat w Rumunii ma parę sporych inwestycji. Nie taka ta rada głupia, poważnie.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zgadza sie. W Singapurze najbardziej sa pozadani specjalisci wszelkiego zakresu (ja z bardziej morskiej branzy). Tak sie jakos zlozylo, ze siedziba firmy w ktorej pracuje znajduje sie wlasnie tam. Juz na poczatku przebywalem W Singapurze kilka tygodni na szkoleniu a i teraz co jakis czas tam latam (prywatnie i sluzbowo). Nie jestem po uczelniach UK, Kanady, Australii, NZ a nawet USA, prosze sobie wyobrazic. Ukonczylem bowiem studia w PRL. I co mozna? Mozna.

      Usuń
    2. Ecot - ale dla Pani Alicji, jak już pewnie zdążyłeś zauważyć - istnieją tylko specjaliści, którzy ukończyli uczelnie anglosaskie.
      Reszta nadaje się tylko do mało znaczących prac pomocniczych.
      I pewnie nie przekona jej taki przykład z dziedziny mocno zaawansowanej technologii czyli kosmicznej.
      Fakt - Rosjanie mieli spektakularną wpadkę z kopią amerykańskiego promu kosmicznego czyli projektem Burano i tu będzie chciała wykazać wyższość myśli technicznej rodem z USA.
      Ale NASA z nieznanych mi powodów nie korzysta z własnych środków przenoszenia zaopatrzenia stacji kosmicznych.Tylko z poczciwych bezzałogowych transportowych statków kosmicznych Progress opartych na bazie statku o jakże niesłusznej nazwie Sojuz. I żeby było śmiesznie, są to jedyne statki na świecie, które mają system automatycznego dokowania do stacji kosmicznych.

      Usuń
    3. Szanowna Pani Alicjo - Czy ja Pani zabraniam się upierać na cokolwiek ? Wolny kraj, niech się Pani do woli upiera, mnie to w żaden sposób nie przeszkadza.
      Odnośnie zdania ”… W ogóle radzę wyłączyć komentowanie koloru skóry bo inaczej prędzej czy później wyląduje Pan w sądzie…” czy byłaby Pani łaskawa wskazać gdzie użyłem takowego komentarza ?
      Chyba, że w Pani pojęciu Brytol odnosi się do koloru skóry. Na to nie wpadłem.
      A może mnie Pani łaskawie oświecić jakiego koloru skóry jest Brytol ?
      A na przykład ”Paddy"– też jest obraźliwe?
      Ciekaw jestem też tego, na jakiej podstawie Pani twierdzi, że wykształcenie w USA (poza nielicznymi elitarnymi uczelniami) jest lepsze od tego, jakie otrzymaliśmy my - w niesłusznych czasach PRL ?
      Mój serdeczny kolega jest głównym geofizykiem w największej firmie petrochemicznej na Bliskim Wschodzie. Polak, na polskim paszporcie. Doktorat też robił w Polsce, a jest na świecie uznawany za wybitny autorytet w swojej branży. Podobnie - jest Polak, w podobnej branży należący do światowego TOP 10.

      Laser błękitny, laser rubinowy, światłowody, nawet łyżworolki to polskie wynalazki.
      W mojej opinii Pani przeświadczenie o jakiejś mitycznej przewadze edukacji anglosaskiej jest z gruntu błędne.
      Uczelnie te są oczywiściej lepiej finansowane, ale znaczna część absolwentów mogłaby siedzieć przy oknie i nie wylecieć. Bo nie są to jakieś orły. Spotykałem się już z Amerykanami na polu zawodowym i nie miałem żadnych powodów do kompleksów jeżeli chodzi o zasób wiedzy i doświadczenie.

      Ja nie odrzucam możliwości pracy w Rumunii czy Republice Czeskiej.
      Ale nie odnoszę się z również z bałwochwalczym podziwem do osób wykształconych w USA i pracujących poza krajem. Argumenty, że to „Polak z samej Hameryki” raczej mnie śmieszą niż przekonują.
      Ci, którzy są wybitni w swojej branży jakoś nie spieszą się z wyjazdem ze Stanów.
      Dla nich oferta zatrudnienia w Rumunii, Polsce, czy w Niemczech jest równie atrakcyjna jak praca drwala na Kołymie w okresie zimowym.

      Usuń
  12. Państwo nadal nie czytają ze zrozumieniem. To nie ja mam problem z zatrudnianiem ludzi z wykształceniem z PRL-u, tylko pracodawcy z Singapuru. Jeżeli jest posada i dwie osoby starają się o nią z takim samym wykształceniem na poziomie Master: jedna jest z PRL a druga z UK, to wybierać będą...no właśnie, proszę zgadnąć. Czy są wyjątki? Na pewno są, ale są właśnie rzadkością, a nie czymś częstym czy normalnym.
    Mi bardziej podobały się wahadłowce amerykańskie niż sowieckie Sojuzy. Następne ich pokolenie podbije świat. I w ogóle to nie trzeba tutaj mieszkać, tylko wystarczy odwiedzić, żeby zorientować się, jakie jest tutejsze życie. Jak się dobrze zarabia, to nie wiem gdzie jest na świecie lepiej. Pod wieloma względami.

    Pozdrawiam.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani Alicjo - promowanie osób z paszportami anglosaskimi nie jest dla nikogo, kto pracował za granicą żadnym nowum. Tylko czy dzięki temu pracują tam najlepsi ?
      Co do podobania się - to nie jest konkurs piękności tylko funkcjonalności i niezawodności. A z tą w przypadku amerykańskich promów kosmicznych jest oględnie mówiąc tak sobie. Rosjanie ostatnią katastrofę statku kosmicznego zaliczyli w 1971 roku. Amerykanie stracili 40% swoich promów kosmicznych, co spowodowało wstrzymanie lotów.

      A czy i kiedy nowa generacja powstanie i jaka będzie odpowiedź Rosjan to pieśń przyszłości.

      Osobiście nie jestem zainteresowany wyjazdem do USA. Między innymi dlatego, że mierzi mnie amerykańska dwulicowość. Od offsetu za F-16 po wizy.

      A zasady "keep smailing" po prostu organicznie nie cierpię.

      Usuń
  13. ha ha ha ha. Ja z kolei myślę (i to nic wiecej tylko moja opinia), że GDYBY udało Wam się wyjechać do Singapuru za chlebem, to miejsce jest super. Ktoś tu pisał, że mu/jej klimat nie odpowiadał, ja nie widziałam nic aż tak nieprzyjemnego. No a szczególnie po mieszkaniu w SA, to klimat byłby bardzo miły. No i oczywiście NIKT nie musi nosić tych szat.

    Co do Ameryki, każdy ma prawo do swojej opinii. Jednak, aby nie tworzyć jej na bazie mitów czy usłyszanych bzdetów, to warto (chyba) przynajmniej tutaj zajrzeć, żeby się zorientować. W końcu oglądanie takich rzeczy jak Wielki Kanion czy Park Yosemite jeszcze nigdy nikogo dwulicowością nie zaraziło. A w trakcie takiej to wycieczki można się przy okazji zorientować jak to jest z tą dwulicowością.
    Nie znam szczegółów tego offsetu dla Polski z 2013 roku. Chyba nie wyszła Polska na tym aż rak strasznie, ale szczegółów nie znam. Pewnie, jakbym w Polsce mieszkała, to też by mnie to złościło. Niemniej jednak, działania na szczeblu rządowym to jedna rzecz, a praca tutaj to druga. Ponieważ bardzo się pilnuje tego, aby ludzi nie obrażać za kolor skóry, pochodzenie etc. to Polacy nie są tutaj szykanowani. Są jednak miejsca, niestety, gdzie nadal do Polaków podchodzi się podejrzliwie, podobnie jak do Rosjan. Jeden z przykładów to Niemcy, gdzie nawet nieźle zasymilowani Polacy nie czują się tak wolni i tak traktowani z godnością, jak Polacy tutaj. Odwiedzili nas znajomi właśnie z Niemiec (Polacy) i byli zdziwieni, że rozmawiam z dziećmi (mam jedno jeszcze stosunkowo młode i w szkole) po polsku wszędzie i że się o nic nie martwię, jeżeli chodzi o moją narodowość. Ich mieszkanie (w Kolonii) było 2 razy zniszczone na zewnątrz (jakieś paskudne epitety na temat Polaków wymazano im na drzwiach do mieszkania). Z kolei ja nie mogłam w coś takiego uwierzyć. Tutaj przynajmniej Polacy mają naprawdę święty spokój w tym zakresie.

    Pozdrawiam.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani Alicjo - jak się pojawi konkretna propozycja, to wezmę Pani opinię pod uwagę, jako argument na tak w kwestii wyjazdu do Singapuru.

      Zwiedzić i owszem, jest co, bo to duży kraj. Jednak nie mam zamiaru przechodzić upokarzającej procedury wizowej.
      Nie jestem zainteresowany traktowaniem mnie jako potencjalnego przestępcy, tylko dlatego, że chcę tam wydać swoje pieniądze. Są inne kraje, gdzie mogę to zrobić. Jak będę chciał poczuć "ducha Ameryki" to pojadę do Kanady - bez wizy.

      Na offsecie wykukali nas bez mydła.

      Trochę jak Holenderska Kompania Wschodnioindyjska krajowców, czyli paciorki za złoto.
      Trochę wiem na ten temat, moi koledzy pracują na Politechnice Łódzkiej i mieli kontakt z technologiami z offsetu. Głownie była to oferta "maszyn do robienia plum" za worek "offsetodolarów"

      Ta "political correctness" w USA jest tak samo zakłamana i powierzchowna, jak wiele innych rzeczy w tym kraju.
      Wiem to z autopsji, bo jak już wspominałem, miałem okazję i wątpliwą przyjemność dłuższy czas pracować z Amerykanami. Rozumiem że "polish jockes" są wyrazem tolerancji i umiłowania Polaków w USA ?

      Co do Niemiec- to może mieszkają w jakiejś marnej okolicy? Moja siostra obecnie mieszka i pracuje w Monachium i nie spotkała się z jakimiś negatywnymi zachowaniami.

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych