7/11/2015

Rachunek sumienia

Nadszedł wreszcie moment, aby zrobić mój saudyjski rachunek sumienia.
Niemal rok spędzony w Arabii to zdecydowanie za mało czasu, aby poznać dobrze ten kraj, ale też wystarczająco dużo aby móc stwierdzić co mnie w Królestwie fascynuje, a co przeszkadza.
Był to bardzo intensywny okres w naszym życiu, w którym mieszały się wielkie emocje zawodowe i osobiste. Był to jednak okres radości, tylko chwilami przeplatany złością, smutkiem i tęsknotą. 
Zdarzały nam się sytuacje zabawne i wesołe, ale były też momenty bardzo trudne.
Czas więc to wreszcie podsumować :)
  • największe rozczarowanie – kabsa (inaczej kepsa) jest to bardzo popularna i lubiana potrawa, ale jak dla mnie za dużo ryżu, za mało mięsa, za słodko
  • największy zachwyt – Qatif, miasto w którym zatrzymał się czas i o którym pisaliśmy na blogu wielokrotnie m.in. tutaj
  • chwile strachu – przechodzenie przez ulicę poza centrum miasta. Brak przejść dla pieszych, kierowcy, którzy jadą z taką szybkością, na jaką pozwala im samochód nie używając przy tym migaczy i mając totalnie w d….pie to, że ktoś próbuje przedostać się na drugą stronę ulicy i nie stracić przy tym życia
  • największy szok – kobieta za kierownicą, którą miałam okazję zobaczyć w pobliżu Eastern Market. Byłam w takim szoku, że nawet nie zrobiłam zdjęcia.
  • najbardziej wkurzały mnie – problemy z dostępem do Internetu oraz blokowanie komunikatorów internetowych (ale tylko do chwili, kiedy to odkryłam Line)
  • najnudniejsze chwile – oczekiwanie na otwarcie sklepu spożywczego po modlitwie
  • największa fascynacja – pierwszy poranny azan (wezwanie na modlitwę) Dla mnie było to niesamowite uczucie siedzieć w ciemności (latem pierwszy azan rozbrzmiewa między 3 a 4 w nocy) i słuchać, jak nakładają się na siebie głosy muezinów z kilku pobliskich meczetów.
  • największe sukcesy kulinarne
  1. samosy – rodzaj pierożków z farszem mięsnym lub warzywnym. Dinesh długo nie chciał uwierzyć, że zrobiłam je sama i podejrzewał, że mamy maidę z Indii. Dał się przekonać dopiero wtedy jak zobaczył, że przygotowuję ciasto i został zagoniony do wałkowania 
  2. polskie pierogi i kluski na parze – nauczyłam się je robić dopiero w Arabii, ale tak zasmakowały naszym hinduskim i pakistańskim znajomym, że musiałam przetłumaczyć przepisy na język angielski
  • największa porażka kulinarna – butter chicken. Nie wiem co zrobiłam źle, ale jedyną osobą, która była w stanie to zjeść był Mariusz i to chyba tylko dlatego, że nie chciał sprawić mi przykrości. Dinesh, Hafiz i Stary Wielbłąd poprosili, żeby….. zrobić im chłodnik z mango
  • odkrycie kosmetyczne – perfumy oud (zarówno damskie, jak i męskie)
  • największe zaskoczenie
  1. zwiedzanie Saleh Al-Thukair Mosque (jeden z meczetów położonych obok naszego compoundu) – to było zupełnie nie zaplanowane zwiedzanie. Często przychodziłam w okolice tego meczetu aby posłuchać azan. Siadałam sobie na krawężniku i czekałam, aż zacznie się wezwanie na modlitwę. Któregoś dnia wracając z zakupów przyszłam dużo za wcześnie, więc jak zwykle przysiadłam sobie w cieniu. Po jakimś czasie z meczetu wyszedł starszy człowiek i starał się mi coś po arabsku wyjaśnić. Nic z tego nie zrozumiałam, więc powtarzałam w kółko „mafi arabic” (nie arabski) co miało znaczyć, że nie rozumiem. W końcu z Jego gestów wydedukowałam, że chce żebym z nim poszła. Oprowadził mnie po meczecie cały czas coś tłumacząc po arabsku. Do tej pory nie wiem dlaczego to zrobił, co spowodowało, że zdecydował się wprowadzić do meczetu kobietę w przykrótkiej abaji i z odkrytą głową, ale jestem mu za to bardzo, bardzo wdzięczna. Podziękowałam mu jak tylko umiałam najładniej po arabsku „shukran Baba” Przypuszczam, że był to imam Sheikh Faisal, ale to tylko moje domysły.
  2. - zaproszenie mnie przez (wówczas nowo poznaną) Saudyjkę do Jej domu- poznałyśmy się w sklepie podczas zakupów, kiedy to usiłowałam kupić mąkę z ciecierzycy i za cholerę nie mogłam się dogadać z obsługą sklepu
  • niespełnione plany – wyprawa do Mada’in Salih. Z Al-Khobar do wykutych w skałach nabatejskich miast mieliśmy ponad 1800 km z czego 70 km trzeba było przejechać przez pustynię, żeby skrócić dystans. Wyjazd jednym samochodem terenowym byłby więc czystym szaleństwem. Niestety nie udało nam się skompletować załogi i drugiej terenówki. 
pozdrawiam
Ola
Kadr z filmu  "Wadjda" (polski tytuł "Dziewczynka w trampach") w reżyserii Saudyjki -  Haifay Al-Mansour

6 komentarzy:

  1. Czy macie szanse na powrot do Arabii?
    Fajnie ja poznawac waszymi oczyma

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym powiedziała tak - największy sukces- było Ci dane doświadczyć i przeżyć to co jest naprawdę niedostępne dla większości - a w końcu żyje się raz i jakość tego życia jest najważniejsza !!! Jak dla mnie rewelacja !!

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak na pewno macie masę pięknych wspomnień:) Czy macie już skonkretyzowane plany na przyszłość?Wiecie gdzie teraz się urządzicie?Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chce mi się po raz kolejny przelogowywać, więc odpowiem z konta Wielbłąda

    Moja Ameryka - inshallah :)

    Jordania Fidel - dużo jest racji w tym co piszesz, ale..... Arabia Saudyjska coraz bardziej otwiera się na świat. Ostatnio widziałam reklamy promujące turystykę w Saudi, jest więc nadzieja, że za kilka, kilkanaście lat każdy będzie mógł tam pojechać

    BasiaB - u nas nigdy nic nie da się zaplanować, nasz dom jest tam gdzie w danej chwili jesteśmy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fascynacje mamy taka sama, ja swoja uslyszalam wieczorowa pora w as-Sawira.
    Gon Wielblada z tym doktoratem i jedzcie gdzies znowu, bo fajnie sie czyta Wasze obserwacje :)
    Kizia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doktoratu nie przyśpieszę, nie mam jak :(

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych