7/31/2013

Czułe slówka ... czyli czego to Wielbłąd nie wymyśli ... :)

Korzystając z sytuacji, że Parzystokopytny jest obecnie zajęty walką z własnym uzębieniem i biletem lotniczym do Arabii Saudyjskiej (a to temat na osobnego posta) dorwałam się do Jego bloga i piszę :)
AnetaCuse  poruszyła w moim wczorajszym poście temat czułych słówek, którymi Paweł zwraca się do mnie. 
Otóż znamy się z Pawłem bardzo długo, bo od czasu studiów, a niewiele krócej jesteśmy małżeństwem :)
Przez te wszystkie lata stworzyliśmy własny kod językowy, nie dla każdego zrozumiały, ale dla nas wygodny i obrazujący całą gamę naszych uczuć, od tych bardzo pozytywnych do złości i żalu, bo i takowe uczucia nam się we wzajemnych relacjach zdarzają.
W ten sposób powstał nasz własny "język". 
Żeby nie zdradzać wszystkich "rodzinnych tajemnic" poniżej tylko kilka określeń z naszego bardzo prywatnego słownika:
- Gadzina i Parzystokopytny - pojawiły się podczas pisania tego bloga i zostały zaanektowane do naszego prywatnego języka 
- kopytkować - iść gdzieś np. kopytkować do sklepu...
- Camel, Camelek, Wielbłąd i pokrewne - moje określenie Pawła, który odkąd pamiętam chodzi z plecakiem
- Myszop, Myszołak (tłumaczyć należy jako "latająca mysz bojowa" - taki odpowiednik Batman'a ) - Pawła określenie mojej skromnej osoby
- smakowitą myszołaczą raz poproszę - Pawła prośba, aby przygotować dla Niego poranną kawę z ekspresu z syropem Amaretto lub innymi dodatkami
- kukulumas (słowo z języka Sinhala używanego na Sri Lance, prawidłowo brzmi kukulmas i oznacza kurczaka) - Paweł, Sabee i "nasze" dzieciaki nazywają mnie tak, odkąd kupując kurczaka przekręciłam wyraz kukulmas i powiedziałam do sprzedacy "deka kukulumas karunākarala" (dwa kurczaki poproszę)
- łapkować - łaskotać

Nie używamy natomiast w stosunku do siebie afektonimów typu słoneczko, kotku, żabciu, skarbie, złotko itp. Nie mają one dla nas większego znaczenia emocjonalnego, choć czasami używamy ich w odniesieniu do dalszych lub bliższych znajomych.
Nie używamy też "naszego" języka w miejscach publicznych lub w gronie obcych nam ludzi. 
To słownictwo jest zarezerwowane przez nas - dla nas  i .... niech tak zostanie :)

pozdrawiam
Ola  vel Gadzina vel Camelot



10 komentarzy:

  1. mój maż zwie mnie czasami Klątwą, co ma niezaprzeczalny urok szczególnie w nowopoznanym towarzystwie :DDD pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. My też mamy swój język, a i bez wypowiadania słów wiemy co ta druga osoba ma na myśli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też często komunikujemy się bez słów - lata praktyki robią swoje :)

      Usuń
  3. A my mamy takie "języki",w szczególności ja,że jak rozmawiamy,to z boku,ktoś by pomyślał,że się kłócimy,i tak już od 27 lat..i też rozumiemy się bez słów(ale się pochwaliłam :)))). U Was jak zawsze miło i sympatycznie.
    Pozdrawiam Martyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem, każda para czy małżeństwo ma tworzy taki własny "język", najważniejsze żeby obojgu to odpowiadało :)

      Usuń
  4. A moj tata mial w zwyczaju mowic pieszczotliwie do mamy 'moja Baba-Jaga' i moze dlatego okreslenie Gadzina wcale mnie nie bulwersowalo.
    Pzdr. Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się określenie "Gadzina" spodobała, odkąd Paweł pierwszy raz go użył w stosunku do mnie. Zresztą Pawła "repertuar" w tej materii jest baaaardzo szeroki :D

      Usuń

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych